MilitariaJego synowie mieli obsesję na punkcie gier wojennych. Postanowił ich z tego wyleczyć

Jego synowie mieli obsesję na punkcie gier wojennych. Postanowił ich z tego wyleczyć

Carl-Magnus Helgegren, który na co dzień pracuje jako dziennikarz i wykładowca akademicki, do niedawna był uznawany za prawego obywatela. Teraz znalazł się jednak w ogniu krytyki wielu środowisk.

Jego synowie mieli obsesję na punkcie gier wojennych. Postanowił ich z tego wyleczyć
Źródło zdjęć: © Fotolia

19.08.2014 | aktual.: 20.08.2014 12:25

Wszystko przez niecodzienny koncept wychowawczy. Mężczyzna, którego dwaj małoletni synowie byli pasjonatami gier komputerowych i nieustannie opowiadali o kolejnych misjach, postanowił zabrać ich w miejsce, które zostało dotknięte przez prawdziwą wojnę, a ludzie w nim nie ginęli na niby. Niektórzy nie zostawili na nim suchej nitki, ale nie brakuje też osób, które przyklasnęły jego pomysłowi.

Chłopcy i zabawa w wojnę? Wydaje się, że to coś normalnego. Dzieciństwo rządzi się swoimi prawami i nikogo nie dziwi, że dzieciaki strzelają do siebie z plastikowych pistoletów, choć dziś rekwizyty te zastąpiły pady do konsoli, a aranżowanie podwórkowych starć zajęły gry „strzelanki”, gdzie krew leje się hektolitrami. Synowie pochodzącego ze Szwecji Carla-Magnusa Helgegrena nie różnili się niczym pod tym względem od swoich rówieśników, a świat wirtualnej destrukcji pochłonął ich bez reszty. W czasie, kiedy wielu rodziców zastanawia się w takiej sytuacji, jakie środki przedsięwziąć, by dzieciaki całkowicie nie oszalały, on postanowił zastosować wobec swoich chłopców terapię wstrząsową – zabrał ich do świata dotkniętego przez prawdziwą wojnę.

Frank i Leo mają odpowiednio 10 i 11 lat. Główną ich rozrywką, podobnie jak innych chłopców w ich wieku, pozostawał do niedawna świat gier komputerowych. Nawet, jeśli w nie grali w nie, cały czas o nich opowiadali. W końcu Helgegren zdecydował, że należy coś z tym zrobić.

„Minionej jesieni siedzieliśmy przy stole w jadalni, a moi synowie zaczęli mi opowiadać o grze, w którą chcieli zagrać, o ostatnim ‘Call of Duty’. Opowiadali na temat broni oraz misji” – powiedział Carl-Magnus Helgegren.

Dziennikarz przypomniał sobie wtedy o czasach, gdy – podobnie jak jego synowie – wojnę znał tylko z telewizji, a potem o momencie, gdy jako młody dziennikarz udał się w miejsce dotknięte konfliktem, gdzie przeżył prawdziwy wstrząs. Po rozmowie ze swoimi synami postanowił przeprowadzić eksperyment. Helgegren powiedział swoim synom, że zabierze ich na wycieczkę, a po powrocie będą mogli grać we wszystko, co tylko zechcą. Malcy początkowo nie dowierzali, ale w końcu zgodzili się na takie zasady – poinformował serwis The Local.

Cała rodzina miała wyruszyć do miejsca, które zostało dotknięte okropieństwami działań wojennych. Chłopcy dostali dziennikarskie zadanie – mieli przeprowadzać wywiady z ludźmi, którzy żyją tam, gdzie dochodziło do działań zbrojnych oraz z mieszkańcami obozów dla uchodźców. Początkowo wybór padł na Irak albo Afganistan, ale Helgegren uznał, że jest tam zbyt niebezpiecznie. Dlatego ostatecznie wyruszył z synami w kierunku Izraela oraz terytorium palestyńskiego.

„Nie nadszedł jeszcze drugi dzień, gdy tam byliśmy, jedząc nieopodal stanowiska z żywnością w Izraelu, gdy mnie zapytali: ‘Tato, naprawdę jesteśmy tutaj z powodu gier?’ Odpowiedziałem im: ‘Jesteśmy tu z tego powodu. Musicie to zobaczyć’”.

Rodzina przebywała na Bliskim Wschodzie przez dziesięć dni. W tym czasie chłopcy odwiedzili obozy dla uchodźców we wschodniej Jerozolimie, udali się z wizytą do szpitali, w których leżały dzieci poszkodowane w wyniku starć. Przy tym wszystkim Helgegren starał się wyjaśnić synom w przystępny sposób wszystkie zawiłości związane z konfliktem i nie opowiadać się zdecydowanie po żadnej ze stron. Zresztą nie to było tu najważniejsze.

To była wycieczka inne niż wszystkie. Frank i Leo nie zaznali w ich trakcie przyjemności, z którymi zazwyczaj kojarzy się wakacyjny wyjazd. Po powrocie żaden z braci ani myślał o tym, by grać w „Call of Duty”, a ich rozmowy skupiały się na tym, co działo się podczas wyprawy na Bliski Wschód.

Po zakończeniu eksperymentu, który przynajmniej na jakiś czas odmienił stosunek młodych Szwedów do wojny, Helgegren postanowił wszystko opisać. Osoby z jego otoczenia bardzo pochwaliły jego pomysł. Ale oprócz tego spadł na niego deszcz krytyki. Niektórzy w korespondencji określali go mianem nieodpowiedzialnego człowieka, inni tytułowali go mianem „najgorszego rodzica na świecie”, który bezsensownie naraża własne dzieci na niebezpieczeństwo i niszczy im dzieciństwo.

Zdaniem Helgegrena, wiele osób wyrażało się niepochlebnie o jego pomyśle, bo myśleli, że zabrał dzieci w sam środek konfliktu teraz, gdy dochodzi tam do regularnych starć, podczas gdy podróż odbyła się wiosną. Jak zauważa Szwed, wiele osób nie ma zresztą pojęcia o panującej tam sytuacji, a część myśli, że strefa ta od zawsze jest miejscem, gdzie trwa regularna wojna. Dziennikarz stwierdził, że najwięcej głosów krytycznych pochodziło od osób bezdzietnych.

Helgegrenowi dostało się też w końcu od osób reprezentujących branżę gier. Szwed skrytykował hipokryzję przedstawicieli tego przemysłu. Nadmienił, że nie jest wrogiem samych gier komputerowych, ale dodał, że nie podoba mu się zakłamanie niektórych.

„Gry wideo nie są same w sobie złe” – powiedział. „Ale w Szwecji i Europie jesteśmy bardzo uprzywilejowani. Nie brakuje bogactwa, praw i świadczeń socjalnych. A z tym wszystkim przychodzi odpowiedzialność za edukowanie nas samych, by nie stać się jak zombie grające w gry i pochłaniające hamburgery” – dodał.

RC/dm,facet.wp.pl

Czytaj także:
[

Obraz

Sasha Grey napisała książkę erotyczną ]( http://ksiazki.wp.pl/tytul,Klub-Julietty-czyli-pornografia-dla-grafomanow,wid,21056,wiadomosc.html )

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)