Jest zwykłym robotnikiem. Odebrał poród trójki swoich dzieci
Bohater, twardziel, człowiek o stalowych nerwach – takie określenia pojawiają się w sieci wobec tego niepozornego 40-latka. Jakim wyczynem może się pochwalić skromny heros? Mężczyzna właśnie po raz kolejny odebrał poród swojego dziecka.
Kiedyś nie byłoby to nic nadzwyczajnego. Istniała wprawdzie instytucja akuszerki, ale i tatusiom zdarzało się przyjmować na świat swoje pociechy. Dziś sprawy mają się inaczej, a w krajach Zachodu porody odbierane są zwykle przez profesjonalistów. Ale od każdej reguły są wyjątki. W wypadku położników-amatorów są one skrzętnie odnotowywane przez media. To właśnie dlatego prasa rozpisuje się dziś na temat Roba Keelinga. Pochodzący z hrabstwa Staffordshire Brytyjczyk odebrał niedawno poród swojego dziecka. Przytrafiło mu się to po raz trzeci.
Niektórzy przyszli tatusiowie wzdrygają się na samą myśl związaną z obecnością przy porodzie potomka. Oczywiście lansowany przez komedie wizerunek mocarza, który traci rezon, widząc krew, pot i łzy rodzącej, jest przesadzony. Niemniej jednak samodzielne przyjęcie porodu wielu facetów mogłoby przerosnąć. Ale nie jego. Rob Keeling jest pracownikiem budowlanym, który obecnie poszukuje zatrudnienia. Wraz z partnerką niecierpliwie oczekiwał narodzin trzeciego dziecka. Tym razem wszystko miało wyglądać inaczej, a poród miał się odbyć w szpitalu. Skończyło się jednak na życzeniach. Kobiecie znów nieoczekiwanie przed określonym terminem odeszły wody.
- Planowaliśmy trafić do szpitala, bo nie chcieliśmy przechodzić znów przez to samo – wyjaśnia Rob Keeling. - Karetka pojawiła się wprawdzie bardzo szybko, ale po raz trzeci przybyła, kiedy było już po wszystkim.
Pierwsze dziecko pary, syn Bobby, urodził się w 2006 r., a poród odbył się na sofie. Siedem lat później Rob cieszył się z drugiego syna, Archy'ego, któremu też pomógł przyjść na świat. Radosne powitanie miało wówczas miejsce w sypialni. Billy, najmłodsza latorośl, urodził się w łazience.
Podobnie, jak w poprzednich przypadkach, w czasie akcji Rob był w kontakcie ze specjalistami, którzy mówili mu, jak się ma zachowywać. Słuchawkę odłożył tylko na chwilę, gdy zaczęła się pokazywać główka dziecka. Potem wszystko potoczyło się błyskawicznie. Choć Brytyjczyk ma w tej materii doświadczenie dużo większe niż przeciętny mężczyzna, na odgłos pukania sanitariuszy spadł mu kamień z serca. Tyle tylko, że ci nie mieli już zbyt wiele do roboty.
Rob przyznaje, że jest z siebie dumny. Wiele osób z jego otoczenia twierdzi nawet, że powinien zmienić fach i zostać położnikiem. On jednak nie lubi, kiedy ktoś sobie z niego żartuje w taki sposób. Jako kibic piłkarski woli mówić, że strzelił hat-tricka, jakiego nie udało się zdobyć nawet najlepszym zawodnikom.
Choć porody przyjmowane przez amatorów nie są w krajach rozwiniętych normą, to podobnych przykładów nie brakuje. W 2013 r. pan Edwin Pawłowski z Nowodworu w województwie lubelskim odebrał na wersalce poród swojej córki. Wezwane na miejsce pogotowie pojawiło się, gdy pomoc nie była już potrzebna. „Uczestniczyłem we wszystkich poprzednich porodach. Wiedziałem, jak to wygląda. Wziąłem się w garść i jakoś poszło” - mówił w wywiadzie dla „Faktu” dumny tata czworga dzieci. W ubiegłym roku pan Michał Staszak z Piły, z niewielką pomocą dyspozytora pogotowia, także samodzielnie odebrał poród syna. Dał potem do zrozumienia, że sama procedura nie była niczym wielkim, a ojcom, którzy kiedykolwiek mieliby znaleźć się w podobnej sytuacji, doradził zachowanie zimnej krwi. Oczywiście rzadko któremu tatusiowi zdarza się odbierać poród wszystkich swoich dzieci, jak to miało miejsce w przypadku Roba Keelinga. Pod tym względem Brytyjczyk rzeczywiście pozostaje wyjątkowy.
RC/dm,facet.wp.pl