John Porter: to kobiety sprawiły, że zostałem
Tekst: Grzegorz Kapla
John Porter o Polsce i Polakach
John Porter. Jeden z najlepszych bardów w historii rocka. Gdyby wydał "Helicopters" w USA, albo w Anglii byłby dziś tam, gdzie U2. Został w Polsce bo nie mógł zostawić przyjaciół na pastwę stanu wojennego. Widział nasze zwycięstwo. I widzi jak je marnujemy. Naprawdę sławny stał się kiedy odszedł z Maanamu i w cztery dni nagrał płytę "Helicopters". Najlepsza polska płyta lat 80 jest zimna, oszczędna i bezkompromisowa. Ukazała się o kilka lat za wcześnie, bo radio oscylowało wówczas między New Romantic a Bandą i Wandą. Mimo to album odniósł oszałamiający sukces. Następną płytę Porter Band mieli nagrać na Zachodzie. Ale nie wyjechali. Stan wojenny zamknął im drzwi przed samym nosem. Zdążyli jeszcze nagrać koncert, ale "Mobilization" trafił na półki. Tytuł nie podobał się Generałom. John został w Polsce z dwóch powodów. Pierwszym była kobieta. Aleksandra. Urodził im się syn a oni nie zdążyli wziąć ślubu. To wystarczyło, by nie dostała paszportu. Drugim było poczucie wspólnoty.
- Nie mógłbym uciec od ludzi, którzy mi w życiu pomogli. Ale były momenty, że żałowałem tej decyzji -* przyznaje -* wtedy, żyjąc na kartki, potrafiłem tę decyzję usprawiedliwić. Momenty żalu nachodzą mnie teraz. Miałem piosenki na światowym poziomie. Pierwsza liga. Gdybym wtedy wydał je na Zachodzie, kto wie, jakby się potoczyło życie. A jednak moja muzyka nie zaistniała w świecie...
Musiał być optymistą. Grał akustyczne rockowe koncerty. I to na ćwierć wieku przed serią MTV Unplugged! Wtedy zaczął grać naprawdę dobrze. I naprawdę dobrze pisać. Odciął się od wódki, imprezowania, powierzchownych znajomości. Robił swoje z Maćkiem Zembatym. Grali na żywo pieśni Cohena, nagrywali podziemne kasety z solidarnościowymi hymnami po angielsku, wzięli udział w ówczesnej superprodukcji - familijnym serialu "Siedem życzeń". John zagrał nawet epizodyczną rolę ślepego grajka.
- To była niezła przygoda, robić film z gadającym kotem w czasie, kiedy nie było komputerów. Nie było sposobu, że zmusić kota do tego, czego chce reżyser. Więc nie wszystkie koty przeżyły. Kilka zamęczyli, zanim skończyliśmy film. To były czasy! Nie żebym tęsknił do tej szarości, ale jednak były to czasy, kiedy trzeba było myśleć i walczyć. Dziś obowiązuje poprawność polityczna i nie można mówić, co się myśli. Na szczęście można jeszcze głośno krzyczeć za krzyżem albo przeciw krzyżowi.
Wtedy, za komuny, sporo dyskutowali o tym, jaka będzie polska wolność. Z Maćkiem Zembatym, Jackiem Kleyffem, no i Jackiem Kuroniem.
- Było wielkim zaszczytem, że mogłem ich spotkać. I posłuchać, jak wymyślają polską demokrację. Kuronia można było słuchać godzinami. Nawijał non stop, ale w ogóle nie męczył. Mówił mądre rzeczy. To były wielkie nadzieje, ale się nie spełniły. Widzę postęp. Zwłaszcza materialny. Widzę, że świetnie działa wolny rynek. Ale wolności nie widzę. Nie widzę wolnej prasy, wolnej telewizji. Myślę, że Polska przegrywa swoją szansę, że kłótnie zaczęły się za wcześnie, zanim wszystko zostało poukładane. To niewyobrażalne, żeby w rządzie był taki Lepper! Na szczęście Polacy mają taki dar, że zupełnie ignorują rząd. Tak było w komunie - nic nie było wolno, a wszyscy to robili: kupno, sprzedaż, podróżowanie, pisanie i czytanie książek w drugim obiegu. I dziś jest tak samo. Rząd sobie a Polacy sobie. To was ratuje. Ale szkoda patrzeć, jak łatwo wzięliście z Zachodu wszystko, co byle jakie: "Idoli", "Tańce z Gwiazdami". No i Kubę. Samo w sobie to nie jest złe. Ale w Polsce urosło do absurdu. Zostajesz gwiazdą nie dlatego, że
jesteś artystą wielkiego formatu, ale dlatego, że jesteś u Kuby. W Anglii to by nie wystarczyło.
Kiedy spotkają się dwie silne osobowości, musi iskrzyć. Ale John uważa, że nie rywalizują. W każdym razie nie świadomie. Inspirują się i kibicują sobie nawzajem. Kiedy piszesz, to ważne, żeby ktoś stanął za tobą i powiedział: "Idź dalej, zobacz, dokąd cię to zaprowadzi".
- Mamy często zupełnie różne opinie na temat swojej muzyki, ale na szczęście nie zawsze słuchamy wzajemnych rad. I niewykluczone, że jeszcze coś razem napiszemy, ale teraz każde z nas musi się zmierzyć z własnymi demonami, a nie szukać wspólnych. Solowe płyty są bardzo istotne dla każdego z nas, ale to przecież nie znaczy, że nie chcemy grać razem. Jesteśmy jak ying i yang, i to na scenie doskonale z nas wychodzi.
Pola zostaje wtedy z opiekunką. Ale to tylko kwestia czasu i pojadą w trasę we troje.
- Czy trudno jest być ojcem? Tak. Trudno jest być ojcem w moim wieku. Pola będzie mieć pięć lat. A ja wciąż muszę szukać odpowiedzi na pytania: czy mam być autorytetem, czy kumplem? Czy mam być serio, czy mogę być niepoważny? Nie jest ławo. Cieszę się, że nie można użyć trzcinki. Nie wierzę w przemoc wobec dziecka. Nie wierzę też, żeby rodzice nie mieli takich pokus, żeby dziecko sprać w nerwach. Ale to nie jest dobry sposób. Być ojcem to znaczy być odpowiedzialnym. A być odpowiedzialnym to nuda. Ale nie ma innego wyjścia.
Więcej w najnowszym numerze Malemena, tym z Nosowską na okładce.