CiekawostkiJon Lord - wywiad

Jon Lord - wywiad

Jon Lord - wywiad
Źródło zdjęć: © MALEMEN

ZOBACZ FILM

- Muszę cię zapytać o stosunki między Ritchiem Blackmore’em i Ianem Gillanem. Dalej się nienawidzą? – przecież sam powiedział, że chce się wpakować w kłopoty.
– Ta nienawiść miała szersze spektrum – tłumaczy Lord.
– Ritchie zawsze wierzył, że dobrego wokalistę można znaleźć gdziekolwiek. Chociażby za rogiem. Tak więc szedł za ten róg, znajdował pierwszego lepszego, po czym się okazywało, że nie jest taki, jaki Ritchie chciał, żeby był.
No, a z Ianem miał problem od zawsze, bo Ian jest gitarzystą. A gitarzyści to są przecież kolesie, którzy myślą, że rządzą światem. I mają cholerną rację! Elektryczna gitara to przecież archetypiczny instrument w muzyce rockowej. Bez niej rock w ogóle by nie powstał. Kiedy po ciągłych kłótniach Gillan opuścił zespół, Blackmore na jego zastępcę wybrał Paula Rogersa.
– Ritchie go po prostu uwielbia. Mieli ze sobą współpracować po tym, jak odszedł Ian, ale oczywiście Paulowi nie było łatwo. W końcu musiał się zmierzyć z legendą… Myślę, że idealny wokalista dla Richiego po prostu nie istnieje.
– Gdyby stworzyć historyczny ranking gitarzystów, na którym miejscu umieściłbyś Blackmore’a?
– Bardzo wysoko – mówi Lord.
– Pierwsza dziesiątka?
– Zdecydowanie.
– Nie wiem, jaką pozycję zajął w magazynie „Rolling Stone” (okazało się, że 55.).
– No tak, jeśli chodzi o rocka, to krytycy są dosyć podstępni. Myślę, że Deep Purple nigdy nie był dostatecznie doceniony, na pewno nie tak jak np. Led Zeppelin. Dlaczego? Dobre pytanie. Być może nieświadomie w naszej muzyce było mniej bluesa niż u Zeppelinów. Chociaż przecież te elementy były. Po to właśnie uczyłem się grać bluesa na hammondzie. Myślę też, że spektakularny sukces „Smoke on the Water” tak naprawdę zaszkodził nam w środowisku czołowych krytyków… No, ale bez wątpienia są powody, dla których ten kawałek był tak popularny. To jest zajebisty rockowy utwór z zabójczym riffem.
Piosenka „Smoke” ukazała się w 1972 roku na albumie Machine Head.
– Blackmore nie miał zielonego pojęcia, co stworzył. Prawda jest taka, że na oryginalnej kasecie demo ten utwór nazwał „Dam Dam”, ponieważ – według słów Lorda – główny riff szedł właśnie tak: „Dam dam dam dam dam dam dam dam dam dam dam”.
– Jakim wokalistą był Gillan?
– Zdumiewającym! My byliśmy zespołem, który grał ciężkiego rocka, a mieliśmy tenora poetę, którego interpretacje były niesamowicie liryczne. Myślę, że teraz strasznie się męczy, bo jest starszym facetem, który próbuje śpiewać tak jak kiedyś. Wydaje mi się, że Ian ma wręcz poczucie wstydu, że już tak nie może.
– Czy to narkotyki spowodowały, że trochę zwariował?
– Nie. My piliśmy whisky i piwo. To już Beatlesi w latach 60. z chlania alkoholu zrobili modę.
– Jak wpadłeś na pomysł podłączenia organów Hammonda do wzmacniaczy Marshalla? To był przecież przełom w rock & rollu!
– Blackmore był wymiataczem, a ja czułem, że muszę z nim jakoś rywalizować. Ritchie ma taką wspaniałą cechę – posiada formalne wykształcenie muzyczne, ale nigdy nie pozwolił ograniczyć się w poszukiwaniach harmonii dźwięków. Jego solówki były kompletnie odjechane… Myślę, że kiedy po raz pierwszy usłyszał Hendrixa, olśniło go. To był taki niesamowity moment, w którym powiedział sobie: „Przecież tak też można”. Tak więc zaczął grać coraz mocniej i mocniej, coraz głośniej i głośniej. Tylko że Ritchie jest też gitarzystą leniwym... Uwielbia stałe rytmy jak w „Highway Star”, ale czasem się zatrzyma, zagra jeden akord, oczekując, że reszta zespołu odwali za niego całą robotę. I ja musiałem podążać za tym rytmem – wyobraźmy sobie klawisze rytmiczne zamiast gitary rytmicznej. Oczywiście dźwięki, które tworzyłem, w żaden sposób nie mogły konkurować z brzmieniem gitary Ritchie’ego. Wtedy zapytałem się naszego inżyniera dźwięku, czy nie dałoby się podłączyć hammonda do wzmacniaczy Marshalla. Po kilku próbach i
spięciach udało się. Nagrywaliśmy wtedy „In Rock”.
– Najwspanialsza chwila w życiu?
– „Made In Japan”, bez wahania. To jeden z najlepszych albumów kiedykolwiek nagranych na żywo… To był zespół, który dawał czadu, prawda? Złapano nas na tym, jak dawaliśmy największego czadu w życiu, bardziej się już nie dało.
/…/

Rozmawiał
Will Richardson
Więcej znajdziesz w najnowszym numerze Malemena. Tym z Nosowską na okładce

Źródło artykułu:WP Facet

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (1)