CiekawostkiJózef Uznański - człowiek-legenda

Józef Uznański - człowiek-legenda

Dziś żegnamy Józefa Uznańskiego - człowieka-legendę, którego życiorys mógłby posłużyć jako kanwa dla co najmniej kilku doskonałych filmów sensacyjnych. Jego dokonaniami można by spokojnie obdzielić kilka osób i każda z osobna byłaby bohaterem.

Józef Uznański - człowiek-legenda
Źródło zdjęć: © naszkasprowy.pl

Jako zakopiańczyk z tradycjami, kurier tatrzański i żołnierz Armii Krajowej, wieloletni ratownik TOPR i świetny narciarz był doskonałym przykładem, w jaki sposób ofiarnie (a czasami brawurowo) łączyć miłość do Ojczyzny z patriotyzmem lokalnym, odwagę z gotowością niesienia pomocy innym, tradycyjne wartości z innowacyjnymi pomysłami. Poznajcie człowieka, który w czasie wojny śpiewał przed Niemcami hymn Polski, wyskoczył z kolejki na Kasprowy Wierch i nie dał się NKWD wywieźć na wschód!

Człowiek gór

Urodzony w 1924 roku pod Nosalem Józef Uznański od dzieciństwa przejawiał niezwykły talent, jeśli chodzi o narciarstwo - już jako czterolatek wygrał pierwsze zawody dla dzieci na dystansie 100 metrów. Jak sam wspominał w domu panował duch sportowy i miłość do gór - nic zatem dziwnego, że już jako nastolatek mógł się pochwalić niezłymi osiągnięciami w wielu narciarskich dyscyplinach (nie wyłączając skoków z Wielkiej Krokwi) i doskonałą znajomością topografii Tatr. Pierwszą drogę wspinaczkową (przez Płytę na Mnichu) zaliczył w wieku 13 lat. Na jego oczach budowano kolejkę linową na Kasprowy Wierch, z której skok stanie się później jego znakiem rozpoznawczym.

Wojna pod Kasprowym

Wojna sprawiła, że zaledwie 15-letni w chwili jej wybuchu Józef Uznański, musiał chwilowo porzucić marzenia o karierze sportowej, choć jeszcze w 1939 roku z powodzeniem startował w eliminacjach do Mistrzostw Świata (nie zakwalifikował się, bo trzeba było mieć skończone 16 lat). Podhale zostało zajęte przez Niemców. Uznański postanowił jednak wykorzystać swoje niezwykłe umiejętności oraz znajomość gór i przysłużyć się Ojczyźnie - zasilił szeregi Armii Krajowej i służył jako kurier tatrzański.

Był skok z kolejki czy go nie było?

W roku 1944 doszło do na wpół legendarnego zdarzenia, które na dziesięciolecia stało się przyczynkiem do sławy Józefa Uznańskiego, a także posłużyło za inspirację do scen filmowych - był to słynny skok z wagonika kolejki na Kasprowy Wierch tuż przed pośrednią stacją na Myślenickich Turniach, którego niespełna 20-letni góral miał dokonać, uciekając przez obławą zorganizowaną przez Niemców.

Uznański, powiadomiony w wagoniku przez konduktora, że na Myślenickich Turniach czekają na niego Niemcy z zamiarem aresztowania młodego działacza AK, niespostrzeżenie zapiął narty, wyskoczył z kolejki i przez nikogo nie zauważony poszusował w dół - znał trasę jak własną kieszeń i dotarł na Halę Gąsienicową, gdzie ukrywał się przez kilka dni. Ile w tym prawdy? Autor zbioru opowieści o Tatrach i Podhalu Antoni Kroh, a także przyjaciel Uznańskiego z TOPR-u Jan Krupski twierdzą, że brawurowa ucieczka, owszem, miała miejsce, ale nasz bohater uciekał przed... rozwścieczonym volksdeutschem, do którego córki się zalecał.

"Jeszcze Polska nie zginęła" na Sylwestrze z... Niemcami

Wspomniany Jan Krupski w jednym z wywiadów opowiedział jednak jeszcze jedną historię świadczącą o ułańskiej fantazji i patriotyzmie ludzi tamtych lat - razem z Uznańskim postanowili sprawdzić, jak bawią się niemieccy okupanci podczas Sylwestra 1944/1945 w schronisku "Murowaniec" na Hali Gąsienicowej. Weszli na odbywający się tam bal, a kiedy wybiła północ, wspólnie zaczęli śpiewać "Jeszcze Polska nie zginęła"!

Niemcy byli zszokowani i przerażeni - ponoć byli przekonani, że schronisko zostało otoczone przez partyzantów. Młodzi bohaterzy odśpiewali dwie zwrotki, po czym przez nikogo nie niepokojeni udali się z powrotem do Zakopanego. To się nazywa fantazja!

"Na młode wilki obława"

Wyparcie Niemców z Podhala oznaczało dla Józefa Uznańskiego koniec obaw, że w końcu wpadnie w ich łapy. Było jednak równoznaczne z nowym zagrożeniem - Uznański jako partyzant z I Pułku Strzelców Podhalańskich (Batalion "Lamparta"), podobnie jak wielu innych członków AK, znalazł się na celowniku siepaczy z NKWD i UB, którzy urządzali regularne polowania na polskich patriotów. Uznański wielokrotnie trafiał w ich ręce, wielokrotnie udało mu się również uciec - zbiegł m.in. z obozu stworzonego dla podobnych jemu "bandytów" na Słowacji, z którego więźniów wywożono na Sybir.

W ukryciu

Przyszedł jednak moment, w którym zdawało się, że fortuna się od niego odwróciła. Został aresztowany przez UB i osadzony w osławionym więzieniu na Montelupich w Krakowie - z tego typu katowni nie powróciło wielu żołnierzy AK. Jednak i stamtąd Uznańskiemu udało się uciec - wspólnie z kolegami i dzięki pomocy z zewnątrz zorganizowali ucieczkę - kolejny epizod niczym z filmu: przedzieranie się przez płot, druty kolczaste, podstawiony samochód i szaleńcza jazda ulicami Krakowa, mimo że jak sam wspominał "po śledztwie byłem słaby i dobity". Następnie każdy z uwolnionych podążył w swoją stronę. Niestety, ciągłe polowania ubecji na byłych akowców sprawiły, że Uznański musiał ukrywać się na zachodzie Polski, a do rodzinnego Zakopanego wrócił dopiero po dziewięciu latach. Ale nie żałował: "Ja miałem tylko te dziewięć lat straconych, ale dobrze, że tak się przeżyło".

Ratownik TOPR-u i miłośnik innowacji

Całkowicie ujawnił się dopiero w 1954 roku. Od tego momentu zaczęła się również jego wspaniała działalność jako ratownika i powrót do pasji sportowych - mimo przejść i trzydziestki na karku Uznański miał świetne wyniki. Do przejścia na emeryturę wziął udział w około 300 akcjach ratunkowych - w tym w wielu w czasach, kiedy o toprowskim śmigłowcu, psach i detektorach lawinowych, a także łączności można było sobie pomarzyć. To dzięki niemu w polskim ratownictwie górskim zaczęto stosować tzw. zestaw Grammingera (mimo że starsi ratownicy byli sceptycznie nastawieni). Bohaterski ratownik przyznawał, że podczas akcji ratunkowych wielokrotnie musiał ryzykować - jak np. wtedy, kiedy z rannym na plecach dokonał 400-metrowego zjazdu po stromym stoku (zestaw miał gwarancję do 300 metrów): "Trzeba ryzykować. Ryzyko jest niezbędne".

Ofiara... lawiny i bijące gromy

Uznański spopularyzował również użycie psów do odkopywania zasypanych prze lawiny - jego słynny pies Cygan uczestniczył w wielu akcjach, a podczas jednej z nich uratował swojego własnego pana. Kiedy na Uznańskiego zeszła lawina, sam ratownik na własnej skórze miał okazję przekonać się co przeżywa zasypany człowiek. Jak wspominał, targały nim wówczas uczucia strachu, beznadziei i zwątpienia. Tym bardziej, że nad sobą słyszał głosy kolegów (a nawet tuptanie psa), a sam nie był w stanie dać znaku życia. Na szczęście wszystko zakończyło się szczęśliwie. W swoim bogatym górskim życiorysie Uznański miał również na koncie bliskie spotkania z piorunami, kiedy to po skalnych ścianach i linie pełzały iskierki - np. podczas wspinaczki na Kościelec piorun niemal uderzył w jego kolegę, przez co ten na kilka godzin stracił mowę.

Józef Uznański przeszedł na emeryturę po niemal 30 latach zawodowej działalności górskiej. Na wieczną służbę odszedł od nas 21.02.2012 roku. Będzie spoczywał na zakopiańskim cmentarzu przy ul. Nowotarskiej. Mamy nadzieję, że dla wielu młodych ludzi stanie się prawdziwym przykładem i wzorem do naśladowania.

KP/ PFi

Źródło artykułu:WP Facet

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (95)