Dająca się w ostatnich miesiącach zaobserwować narastająca fala terroru, a w szczególności formy, jaką on przybiera, nieodparcie przywołuje konieczność zrewidowania poglądów na temat kary śmierci. Powszechnie uważa się, że praktycznie ona już nie istnieje i jest wykonywana jedynie w mało demokratycznych dyktaturach i USA. Jak się okazuje rzeczywistość jest jednak zupełnie inna.
Uchwalony w 1966 roku Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, w którym zawarto zapis o "przyrodzonym prawie do życia" każdej istoty ludzkiej, stworzył prawne możliwości do występowania przeciwko karze śmierci. Niemniej dopiero od 1977 roku, kiedy Amnesty International rozpoczęła kampanię przeciwko karze śmierci, zaczęto ją wycofywać z kodeksów lub zawieszać jej wykonywanie.
W rezultacie ogólnoświatowej kampanii do końca XX wieku karę śmierci całkowicie zniosło 167 państw. W czternastu zasądza się ją jedynie za zbrodnie wojenne, a w 24 zaprzestano jej wykonywania, mimo, że nadal zapisana jest w odpowiednich kodeksach. Oznacza to, że w dziewięćdziesiąt krajów ma ją nadal w swoich kodeksach i, że w większości z nich nadal jest wykonywana.
Lista krajów, w których kara śmierci nadal funkcjonuje może zaskakiwać. Powszechnie uważa się, że stosowana jest przez mające mało wspólnego z demokracją reżimy czy też kraje słabo rozwinięte. Innymi słowy – że mają ją w kodeksach i stosują mało znaczące państwa. Rzeczywistość jest tymczasem zupełnie inna.
Kara śmierci obowiązuje nadal w takich "ostojach demokracji" jak Stany Zjednoczone, w których co prawda zawieszono jej wykonywanie, jednak nie we wszystkich stanach. W Teksasie kara śmierci jest do dzisiaj wykonywana, a innych stanach w celach śmierci na wykonanie wyroku lub jego zmianę czeka kilkudziesięciu skazanych. Karę śmierci utrzymuje nadal taka potęga technologiczna, jak Japonia. Japonia jest jednak nadal cesarstwem, więc można by ją uznawać za kraj mało demokratyczny (choć cesarz przestał być bogiem).
Największe potęgi finansowe, w których roczny dochód na głowę mieszkańca niejednokrotnie przekracza roczny budżet sporego polskiego miasta nie tylko nadal mają karę zapisaną w kodeksach, ale jest ona wykonywana. Egzekucje wykonywane są więc nadal, choć bardzo rzadko i tylko za najcięższe przestępstwa w takich „skarbcach” świata jak Arabia Saudyjska, Burkina Faso czy Zjednoczone Emiraty Arabskie.
Karę śmierci jest zapisana także w kodeksach tak zwanych rajów podatkowych. Mowa tu o takich państwach, jak Antigua i Barbuda, Bahamy i Wyspy Barbados. Nie wykonuje się jej jednak, ale prawdopodobnie tylko ze względu na to, że po prostu nikt tam nie popełnia przestępstw, za które można by ją zasądzić.
Nie dziwi fakt, że skazańców traci się państwach „totalitarnych” – w Chinach wykonuje się rocznie co najmniej kilkadziesiąt egzekucji. Piszemy „co najmniej”, ponieważ prawdziwa liczba wykonywanych tam kar śmierci jest oczywiście utajniona. Do końca nie wiadomo zresztą, czy Chiny prowadzą jakąkolwiek centralną statystykę dotyczącą kary śmierci. Podobnie rzecz się ma w Korei Północnej.
Nie dziwi też fakt, że wykonuje się ją w krajach, w których praktycznie rządzi fundamentalizm – przede wszystkim w krajach Afryki środkowej i północnej. Obowiązuje w nich kodeks oparty na prawach religii, a nie na zasadach współmierności winy i kary. Zresztą ta ostatnia zasada jest bardzo umowna i różna w różnych państwach. Karę śmierci wymierza się więc na przykład za zdradę małżeńską, a jej formą jest nadal tradycyjne ukamienowanie.
W państwach, które cieszyły się złą sławą rajów narkotykowych można zostać rozstrzelanym lub powieszonym za próbę przemytu narkotyków. I to narkotyków "miękkich" w postaci haszyszu czy marihuany. Za samo posiadanie można trafić na wiele lat do więzienia. Lepiej więc zapomnieć o skręcie, jeśli się jedzie do Bangladeszu, Tajlandii czy na Sri Lankę.
Mimo tego, że mamy już XXI wiek i wydaje nam się, że jest już tak cudownie, że nie karze się śmiercią za żadne przestępstwa, kara ostateczna jest wykonywana w wielu państwach. Wykonywana na różny sposób: przez powieszenie, rozstrzelanie, strzał w tył głowy, ukamienowanie, podanie trucizny, uduszenie, a nawet ścięcie. Na szczęście (?) nie wykonuje się już jej w wyjątkowo okrutny sposób – np. przez zrzucenie z wysokości lub utopienie.
Trwa nadal dyskusja nad zasadnością kary śmierci, a Amnesty International toczy walkę o jej całkowitą likwidację. Niemniej narastająca w ostatnich miesiącach fala terroru i forma, jaką przybiera, a także wzrastająca liczba morderstw i ogólnie pojęta brutalizacja życia powodują, że coraz częściej odzywają się głosy domagające się jej utrzymania, a nawet wprowadzenia (tam gdzie jej nie ma). Jeśli bowiem wziąć pod uwagę mord na polskim geologu, masakrę w Winnenden, niedawne zabicie żony i córki przez dopiero co uwolnionego za odsiadkę za znęcanie się nad rodziną, czy w końcu przypadek Josefa Fritzla, to rozsądnym wydaje się, że niektórych naprawdę trzeba ostatecznie eliminować z tego świata.
Z drugiej jednak strony – jeśli wziąć pod uwagę stanowisko Kościoła, który wyraźnie mówi, że nie ma przyzwolenia na odbieranie komuś życia i argumenty Amnesty International, to dochodzi się do wniosku, że kara śmierci jest barbarzyństwem. Wydaje się więc, że nie sposób sformułować jednoznacznego stanowiska w sprawie kary ostatecznej i że wiele lat jeszcze będzie ona funkcjonowała w świecie XXI wieku. I kto wie, czy nie w następnych.