SeksKarezza, czyli seks bez orgazmu. Tego jeszcze nie próbowałeś!

Karezza, czyli seks bez orgazmu. Tego jeszcze nie próbowałeś!

Choć sama gonitwa za króliczkiem może być niezwykle przyjemna, wiadomo, że nie można biegać w nieskończoność i wszystko prędzej czy później skończy się jego złapaniem.

Karezza, czyli seks bez orgazmu. Tego jeszcze nie próbowałeś!
Źródło zdjęć: © Fotochannels

Niezwykle przyjemny finał podgrzanej do czerwoności atmosfery, emocjonującej gry wstępnej i "części właściwej" miłosnego zbliżenia, to bez wątpienia ważny składnik seksu. Wyobrażacie sobie, że mogłoby go zabraknąć? Są jednak i tacy, którzy dobrowolnie i świadomie z niego rezygnują, a brak orgazmu wcale nie powoduje u nich frustracji! Co to jest "bezorgazmowy seks"?

Seks bez orgazmu czyli karezza, wywodzi się oczywiście z seksualnego bestsellera czyli Kamasutry. Pierwotnie oznaczała bardzo długi akt płciowy (w tym również penetrację), podczas którego kochankowie dają sobie rozkosz, utrzymując ciągły stan silnego podniecenia, bez gwałtownych wzrostów i fali finałowego orgazmu. Współcześnie karezza oznacza jednak nie tylko coś na kształt seksu tantrycznego (mało kogo w końcu stać od razu na osiągnięcie takiego stopnia panowania nad własnym ciałem i odczuciami), ale stała się nazwą dla całej sztuki miłosnej dającej satysfakcję, ale nie orgazm.

Co robią w łóżku zwolennicy karezzy? Wydawałoby się, że nic specjalnie emocjonującego, choć spędzają w nim długie godziny - patrzą sobie w oczy, synchronizują oddechy, dotykają, całują i masują (również miejsca intymne), choć w sposób delikatny, wolny i z założenia pozbawiony erotyzmu. Na pierwszym miejscu stoi bowiem przyjemność poprzez relaks, dlatego wszelkie czynności gwałtownie podnoszące ciśnienie nie wchodzą w grę. Orgazm oznacza koniec podniecenia i opadnięcie pożądania, które w karezzie ma trwać cały czas, będąc źródłem dodatkowych emocji między partnerami (również poza łóżkiem).

Wbrew pozorom karezza wcale nie oznacza stanu nieprzyjemnego napięcia, niespełnienia i wiecznego "głodu". Przeciwnie - jak zapewniają osoby, które zdecydowały się zrezygnować z "tradycyjnego" seksu - pozwala skutecznie odzyskać świeżość wrażeń i przegonić łóżkową nudę w wieloletnich związkach, wyleczyć uzależnienie od pornografii, a także zacieśnić relację miłosną i zyskać kontrolę nad swoimi odczuciami.

Z kolei naukowcy zwracają uwagę, że u osób uprawiających "zwyczajny" seks dochodzi do gwałtownych skoków dopaminy - ilość hormonu wzrasta wraz ze wzrostem pożądania, a podczas orgazmu gwałtownie spada, sprawiając, że nasz mózg odnotowuje "biochemicznego kaca" - twierdzą uczeni. U niektórych osób skutkuje to większą częstotliwością zbliżeń seksualnych niż wynikałoby to z faktycznego poziomu libido, ponieważ starają się w ten sposób podwyższyć poziom dopaminy - taka sytuacja to jednak błędne koło, a żadna ilość seksu nie będzie satysfakcjonująca. Zaletą karozzy jest to, że pozwala uniknąć dopaminowego kaca, ponieważ nie powoduje skoków w ilości tego hormonu i nie nakręca "głodu".

Po "slow life" i "slow food", mamy zatem teraz "slow sex" w myśl zasady "make life harder". A może easier?

KP/PFi

Źródło artykułu:WP Facet

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (102)