Karol Estreicher - obrońca skarbów
W głośnym hollywoodzkim filmie "Obrońcy skarbów" nie ma o nim nawet wzmianki, choć był bardzo ważną postacią wśród tzw. Monuments Men - grupy odważnych ludzi, którzy próbowali uratować z wojennej pożogi jak najwięcej dzieł sztuki. To dzięki Karolowi Estreicherowi do Polski wrócił ołtarz Wita Stwosza z katedry mariackiej w Krakowie czy słynna "Dama z łasiczką" Leonarda da Vinci.
02.11.2015 | aktual.: 02.11.2015 14:09
Film George'a Clooneya rozpoczyna się w 1943 roku. Na polecenie Hitlera Niemcy grabią największe dzieła sztuki, wśród nich arcydzieła Michała Anioła i Leonarda da Vinci. W odpowiedzi prezydent Stanów Zjednoczonych podpisuje dekret, powołujący do życia grupę złożoną z historyków sztuki oraz pracowników muzeów z 13 krajów, którzy w amerykańskich mundurach wyruszają do Europy by odnaleźć i ocalić zrabowane przez III Rzeszę skarby kultury. W hollywoodzkiej superprodukcji głównym pomysłodawcą utworzenia tego spec-oddziału jest Frank Stokes (George Clooney)
, jednak w rzeczywistości znacznie ważniejszą rolę odegrał polski uczony, który w 1942 r. przeprowadził szereg rozmów z członkami amerykańskiej administracji, uświadamiając im skalę niemieckiej grabieży. Karol Estreicher stał się później jedynym Polakiem w gronie 350 Monuments Men, a dzięki jego odwadze i zaangażowaniu nasz kraj odzyskał wiele bezcennych dzieł sztuki.
Dzieciństwo na Wawelu
Był ostatnim przedstawicielem bardzo zasłużonego dla polskiej kultury rodu. Jego prapradziada, malarza Dominika Oesterreichera, sprowadził w połowie XVIII wieku z Moraw Hugo Kołłątaj. Wybitny artysta tworzył obrazy na zlecenie króla Stanisława Augusta i bywał częstym gościem na organizowanych przez monarchę "obiadach czwartkowych". Jeden z jego synów, Rafał, który spolszczył nazwisko i zmienił je na Estreicher, założył krakowski ogród botaniczny, a drugi, Karol, stworzył monumentalną "Bibliografię polską", dzieło kontynuowane przez syna Stanisława (profesora prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 1919-21 rektora uczelni) i wnuka Karola, urodzonego 4 marca 1906 r., oczywiście w Krakowie.
- Na Karolu Estreicherze ciążyła tradycja rodziny, licząca sobie w Krakowie 200 lat. To go często nawet irytowało. Nie chciał osobiście nigdy odcinać kuponów od zasług swoich przodków - wspominał po śmierci słynnego "obrońcy skarbów" najbliższy przyjaciel, Ignacy Trybowski, dyrektor Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Młody Karol mnóstwo czasu spędzał na Wawelu. - Dla nas chłopców krakowskich wzgórze, zamek, katedra i wieże nie były nigdy zabytkowe i historyczne w znaczeniu nietykalnych relikwii. To krewni z innych miast, obcy i przyjezdni szli odwiedzać tam pamiątki i pomniki, a myśmy na wzgórzu wychowali się, bawili i grzeszyli także - opowiadał po latach. Jednak, gdy na horyzoncie pojawiło się zagrożenie dla krakowskich skarbów, Estreicher jako pierwszy ruszył do ich ratowania, a później stał się niestrudzonym poszukiwaczem zaginionych zabytków.
Szczerbiec przy łóżku
Latem 1939 r. Karol Estreicher był doktorem na wydziale historii sztuki Uniwersytetu Jagiellońskiego. W połowie sierpnia, gdy widmo wojny z Niemcami stało się bardzo realne, naukowiec stworzył ekipę, której zadaniem był demontaż i ukrycie najcenniejszego gotyckiego ołtarza w Europie, czyli dzieła Wita Stwosza z krakowskiego kościoła mariackiego. Estreicher osobiście pakował cenne figury w makulaturę dostarczaną przez "Ilustrowany Kurier Codzienny". Rzeźby zostały umieszczone w drewnianych skrzyniach, przetransportowane w dół Wisły i tymczasowo ukryte w piwnicach seminarium duchownego i katedry w Sandomierzu. Później miały trafić do portu w Gdyni, a stamtąd popłynąć do Szwecji lub Norwegii, jednak wybuch wojny zniweczył te plany. Specjalny oddział SS, którego zadaniem było przejęcie polskich dzieł sztuki, szybko trafił na trop ołtarza i w połowie września 1939 r. w sandomierskich podziemiach pojawili się niemieccy żołnierze, a dzieło Wita Stwosza wywieziono w nieznanym kierunku.
Karol Estreicher był już wtedy we Francji, gdzie wyjechał z innym niezwykle wartościowym ładunkiem - kolekcją wawelskich arrasów, stworzonych w latach 1550-1560 na zamówienie Zygmunta Augusta w warsztatach najlepszych brukselskich rzemieślników. Wspaniałe tkaniny dekorowały królewskie siedziby, uświetniały śluby, koronacje i najważniejsze uroczystości. W testamencie monarcha zapisał arrasy siostrom, a po ich śmierci przeszły na własność Rzeczpospolitej. Estreicherowi udało się wywieźć z Polski jeszcze inne bezcenne przedmioty, m.in. szczerbiec (miecz będący jedynym zachowanym insygnium koronacyjnym z czasów piastowskich), rękopisy Chopina czy "Psałterz floriański". 20 czerwca 1940 r., po wkroczeniu wojsk niemieckich do Paryża, skarby załadowano na pokład statku "Chorzów". "W małej luce pod pokładem, gdzie zwykle składają węgiel, złożono 74 pak i skrzyń żelaznych ze skarbami kultury polskiej. Śpimy na nich w kilka osób, pilnujemy rzeczy jak oka w głowie. Szczerbiec wyjęliśmy ze skrzyni i jedzie z nami. W
razie czego podamy go na desce tym, którzy wsiądą do szalupy. We flaszce zanotowana jest historia i wartość szczerbca, zakorkowana, zalana smołą. Tak jak w powieściach podróżniczych" - notował Karol Estreicher.
Na tropie ołtarza
Po klęsce Francji Estreicher trafił do Wielkiej Brytanii. Został sekretarzem gen. Władysława Sikorskiego, który sprawował wówczas stanowisko premiera na uchodźctwie. Zaniepokojony losami polskiego dziedzictwa krakowianin wymógł na przełożonym powołanie Biura Rewindykacji Strat Kulturalnych i stanął na czele zespołu, który przekazywał władzom alianckim raporty sporządzane na podstawie informacji archiwistów, muzealników i bibliotekarzy, przesyłanych za pośrednictwem kurierów. W 1944 r. ukazał się zredagowany przez Estreichera i liczący ponad 500 stron "Katalog strat kultury polskiej pod okupacją niemiecką 1939-1944".
Jednak uczonemu nie wystarczało siedzenie za biurkiem, szczególnie, że martwił go los dzieła Wita Stwosza. Udało mu się ustalić, że ołtarz znajduje się prawdopodobnie w Norymberdze. W lipcu 1942 r., po spotkaniu w National Gallery w Londynie zanotował: "Poruszyłem sprawę ołtarza mariackiego. Dla niego to wszystko przecie robię i może, może jeszcze kiedyś zobaczę go z powrotem w kościele Mariackim w Krakowie. Dla tego działam". W tym samym roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by nakłonić rząd amerykański do zaangażowania się w odzyskiwanie skradzionych przez Niemców dzieł sztuki. Jak już wspominaliśmy we wstępie, udało mu się dopiąć swego. Kilkanaście miesięcy później do Europy wysłano grupę Monuments Men, która ocaliła blisko pięć milionów unikalnych skarbów kultury. Na trop arcydzieła Wita Stwosza Estreicher wpadł dopiero w czerwcu 1945 r. "Naciskam Amerykanów, ażeby szukali w Norymberdze, pod zamkiem, Ołtarza Mariackiego. On tam na pewno jest. (...) Nasz MSZ jest mi nieżyczliwy, ponieważ wiedzą, że
jestem zwolennikiem wysłania Ołtarza Mariackiego natychmiast do Polski, wszystko jedno jakiej, do Krakowa, do Kościoła Mariackiego. Uważa mnie wobec tego za karierowicza, za zdrajcę etc. Słyszę cierpkie uwagi, dochodzą mnie plotki, nie chcą mnie wysłać do Niemiec" - notował.
Pięć miesięcy później uczony mógł wreszcie wyjechać do Norymbergii, jednak musiał zgodzić się na status przedstawiciela komunistycznej Krajowej Rady Narodowej, za co został wyklęty przez wielu rodaków w Londynie. Jednak odnalezienie ołtarza było dla niego sprawę nadrzędną.
Triumfalny powrót
14 listopada 1945 r. Estreicher wszedł do schronu pod norymberskim zamkiem. Znajdowało się tam blisko dwa tysięce części mariackiego ołtarza, których identyfikacja zajęła naukowcowi kilka miesięcy. - To było wzruszające, kiedy po tylu latach szukania, lęków o niego, nagle zobaczyłem przed sobą te wspaniałe rzeźby - wspominał. Szafę i skrzydła ołtarza znaleziono w innym miejscu, odległym o 30 kilometrów zamku Wiesenthau. Podczas pobytu w Niemczech Estreicher uczestniczył także w prowadzonych przez amerykańskie służby specjalne poszukiwaniach innych dzieł sztuki. Wiosną 1946 r. w bawarskiej willi Hansa Franka odnalazł skradziony z krakowskiego Muzeum Czartoryskich obraz Leonarda da Vinci "Dama z łasiczką". Udało mu się również odzyskać płótna Canaletta, Rubensa, Watteau, Bruschela czy Cranacha.
25 kwietnia 1946 r., pod eskortą dwustu amerykańskich żołnierzy, z Norymbergi do Polski wyruszył pociąg z zabytkami. "Droga od Zebrzydowic do Krakowa przypominała pochód tryumfalny. Na największych stacjach oczekiwały komitety powitalne i tłumy publiczności. Dworzec w Katowicach pełen był chórów szkół katolickich. W Krakowie, na peronie udekorowanym flagami polskimi i amerykańskimi, prężył się szwadron honorowy kawalerii Szkoły Podchorążych, orkiestra kolejowa, krakowscy dygnitarze zaś, duchowni, przedstawiciele partii politycznych, związków zawodowych i rozmaitych organizacji społecznych ginęli wręcz w tłumie krakowian. Po powitalnych mowach, tłumaczonych na angielski przez profesora UJ, orkiestra zagrała Mazurka Dąbrowskiego. A potem tłumy długo wiwatowały na cześć armii amerykańskiej, reprezentowanej przez trzech poruczników i tuzin prężących się z bronią w ręku żołnierzy" - opisuje Włodzimierz Kalicki w artykule "Ołtarz po dwakroć porywany", który ukazał się w "Dużym Formacie".
Karol Estreicher po wojnie wrócił do pracy naukowej. W 1954 r. uzyskał tytuł profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, wykładał też na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie oraz Wyższej Szkole Sztuk Pięknych we Wrocławiu. Był twórcą i wieloletnim dyrektorem Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego w Collegium Maius Zmarł 29 kwietnia 1984 r. Jest pochowany w grobowcu rodzinnym na Cmentarzu Rakowickim.
Rafał Natorski