Trwa ładowanie...
30-06-2014 15:55

Kobieta przez siedem godzin umierała w więziennej celi. Strażnicy tylko się przyglądali

Kobieta przez siedem godzin umierała w więziennej celi. Strażnicy tylko się przyglądaliŹródło: 123RF.COM
d1so80n
d1so80n

Mężczyzna umierający w więziennej celi, w czasie gdy strażnicy zajęci są oglądaniem materiałów pornograficznych czy kobieta, która miała spędzić za kratami dwa dni, ale nie dożyła końca odsiadki - to tylko dwa incydenty, które wstrząsnęły opinią publiczną w ciągu ostatnich dni. O podobnych wypadkach media informują regularnie. Mimo zapewnień polityków i przedstawicieli odpowiednich służb, niewiele się jednak zmienia w temacie bezpieczeństwa więźniów odsiadujących wyroki oraz osób tymczasowo zatrzymanych, podejrzanych o dokonanie przestępstw.

Więzienie to nie świetlica - ma służyć odbywaniu kary, a nie dostarczaniu rozrywek osadzonym. Takiej opinii przyklaskuje większość osób. Ale obowiązujące w więzieniach standardy, które czasami nie mają nic wspólnego ze stereotypowym spojrzeniem na więzienną klitkę (wystarczy rzucić okiem na przykład Norwegii) to jedno, a poziom oferowanego przez nie bezpieczeństwa to zupełnie inna kwestia. Nagminne łamanie obowiązujących w zakładach karnych procedur to problem, który nie jest obcy systemom penitencjarnym na całym świecie. Efekt? W więziennych celach dochodzi do kolejnych przestępstw, a z powodu zaniedbań umierają pospolici przestępcy, ale też osoby, które stanowiły kluczowe ogniwo mające doprowadzić do kulisów przestępstw. Żywota dokonują też ludzie, którzy w ogóle nie powinni się w więzieniu znaleźć.

Odpowiednie organa niechętnie udostępniają statystyki dotyczące liczby osób, które zmarły w więzieniach. W Stanach Zjednoczonych, gdzie działa ok. 3 tysięcy zakładów karnych, ostatni dostępny raport pochodzi z 2011 r. W tamtejszych więzieniach zmarło wówczas 4238 więźniów, w tym 885 w lokalnych zakładach. Najczęstszą przyczyną zgonów był atak serca lub samobójstwo. Ale wśród zmarłych, którzy uwzględniani są w takich statystykach, znalazły się też osoby takie jak Kyam Livingston - matka dwojga dzieci. Śmierć 38-letniej kobiety wywołała w ubiegłym roku protesty w centrum Nowego Jorku.

Według przedstawionych przez media informacji, 21 lipca 2013 r. Amerykanka trafiła do szpitala, gdzie krótko później lekarze orzekli jej zgon. Wcześniej przez siedem godzin leżała w więziennej celi, błagając o pomoc. Livingstone cierpiała z powodu silnego bólu brzucha i biegunki. Zarówno jej prośby, jak i wołania innych więźniarek zostały jednak zignorowane przez służby więzienne, których przedstawiciele zasugerowali, że problemy zdrowotne Kyam Livingston spowodowane są przez jej alkoholizm.

d1so80n

"Moja siostra została potraktowana niewłaściwie. Jej prawa jako istoty ludzkiej zostały pogwałcone" - powiedziała Ashanta Livingston, siostra zmarłej. "Jak można pozwolić umrzeć komuś, kto błaga o pomoc" - dodawała zrozpaczona matka 38-latki.

Wiele wskazuje jednak na to, że medialny rozgłos, jaki zyskał ubiegłoroczny incydent, nikogo niczego nie nauczył. Z podobnym oburzeniem spotkała się bowiem w czerwcu br. sprawa Eileen DeNino - kobiety, która została skazana na dwa dni więzienia. 55-latka trafiła za kratki jednego z zakładów w Pensylwanii, bo nie była w stanie zapłacić kary finansowej, jaka została na nią nałożona z powodu szkolnej absencji jej dzieci. Wiadomo, że cierpiała ona na nadciśnienie tętnicze. Co na to przedstawiciele zakładu karnego? Tłumaczą, że śmierć więźniarki nie budzi ich najmniejszych podejrzeń. Prowadzące do tragedii zaniedbania, czego dowodem są przytoczone przykłady (a można by je długo mnożyć), to nie tylko domena amerykańskiego systemu więziennictwa. Media w Wielkiej Brytanii wiele miejsca poświęcają w ostatnich tygodniach sprawie zgonu 39-letniego mężczyzny, który w sierpniu 2010 r. umarł za kratami policyjnego aresztu. Niedawno światło dzienne ujrzały nowe materiały, które zbulwersowały opinię publiczną. Okazało się,
że w czasie, gdy 39-lwrni Lloyd Butler z West Midlands (hrabstwo w środkowo-zachodniej Anglii) umierał w celi, dwóch policjantów zamiast wezwać pomoc, oglądało strony pornograficzne i odbywało prywatne rozmowy telefoniczne. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że mężczyzna został doprowadzony do aresztu, ponieważ został uznany za pijanego i miał problemy z mówieniem. Tymczasem - jak się później okazało - jego stan spowodowany był przez zawał serca.

Polski system też nie jest wolny od grzechów

Tymczasem publicyści w Polsce wciąż zadają pytania w sprawie okoliczności śmierci Wojciecha Franiewskiego, Sławomira Kościuka i Roberta Pazika - przestępców, którzy zamieszani byli w uprowadzenie Krzysztofa Olewnika - syna płockiego przedsiębiorcy, Włodzimierza Olewnika. Przed sądem stanęło łącznie dwanaście osób zamieszanych w uprowadzenie syna przedsiębiorcy. Tylko jedna z nich została uniewinniona. Wymienieni Franiewski, Kościuk i Pazik... popełnili samobójstwo w więziennych celach. Co ciekawe, ten ostatni objęty był specjalnym monitoringiem. Zgodnie z oficjalną wersją, przeprowadzone dochodzenia miały wykazać, że w śmierć żadnego z nich nie były zaangażowane osoby trzecie. Jak to możliwe, że przestępcy, których udział mógł być kluczowy w dalszym wyjaśnianiu sprawy, ot tak, popełnili samobójstwo? Po śmierci Roberta Pazika do dymisji podał się ówczesny minister sprawiedliwości, Zbigniew Ćwiąkalski.

Symbolem niechlubnej śmierci w więziennej celi pozostaje w Polsce obywatel Rumunii, Claudiu Crulic. Trafił on do krakowskiego aresztu po tym, jak w 2007 r. został oskarżony o kradzież portfela sędziego. Osadzono go na podstawie ogólnikowych zeznań świadków oraz rysopisu. 33-latek utrzymywał, że w czasie, gdy dokonano przestępstwa, jego nie było w Polsce. Te tłumaczenia na niewiele się jednak zdały. W związku z tym Crulic zdecydował się na podjęcia strajku głodowego. 18 stycznia 2008 r. zmarł w więziennej celi. Przez ten czas nikt nie pokwapił się, by sprawdzić alibi Rumuna. Na podstawie jego historii powstał wielokrotnie nagradzany na festiwalach film "Droga na drugą stronę".

d1so80n

Okoliczności śmierci Crulica są wstrząsające. O swoich wątpliwościach w sprawie opowiedział w 2011 r. w wywiadzie dla "Gazety Krakowskiej" Zygmunt Lizak, który pełnił funkcję dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Krakowie w czasie, kiedy Rumun prowadził głodówkę. Zapytany, czy mógł coś zrobić w jego sprawie, odpowiedział: "Może i mógłbym, ale nikt nie poinformował mnie o tym, że przy Montelupich umiera człowiek - mimo że co miesiąc zwoływałem zebrania i pytałem dyrektora tego aresztu, czy wszystko jest w porządku. Zawsze słyszałem, że tak".

Lizak przyznał, że sprawa Rumuna spowodowała, iż zwątpił w system. "Nie mogłem się z tym pogodzić, kiedy kolejni przedstawiciele policji, prokuratury, sądu i więziennictwa twierdzili, że zachowywali się zgodnie z prawem i stosowali odpowiednie procedury. Dlatego powołałem zespół, który miał zbadać przyczyny i okoliczności śmierci Claudiu Crulica, i stworzyć na ten temat raport. Jego śmierć wywołała bowiem ogromny popłoch nawet na skalę międzynarodową, ustąpił przecież sam minister spraw zagranicznych w Rumunii. U nas zaś nie stało się dosłownie nic" - dodał Lizak, który przyznał, że nie wierzy, że ktoś kiedyś poniesie odpowiedzialność za tę śmierć.

(rc/ac/facet.wp.pl)

d1so80n
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1so80n