Kobiety na traktory, faceci do kuchni!
* Jeśli dobrze rozejrzeć się po wszelkich serwisach kulinarnych i po forach poświęconych gotowaniu, to okaże się, że co najmniej 35-40% ich użytkowników to faceci. Przy czym nie są tylko biernymi obserwatorami, ale należą do tych, którzy najczęściej zabierają głos w dyskusjach. I trzeba przyznać, że naprawdę mają "coś" do powiedzenia. Niektórych z nich uznać trzeba nawet za prawdziwych ekspertów.*
Jednak w obiegowej opinii ciągle pokutuje pogląd, że gotować powinny kobiety. Nie zmienia jej nawet to, że najwybitniejszymi szefami kuchni są w większości mężczyźni. Dochodzi więc do swoistego rozdwojenia jaźni: facet może być kucharzem w pracy, ale w domu gotowanie powinien pozostawić swojej lepszej połowie. Trochę to dziwne podejście do tematu, bo jeśli rzeczywiście mężczyzna gotuje lepiej, to dlaczego ma to robić tylko w pracy. Przecież to zupełnie nielogiczne.
Fakt jednak pozostaje faktem – facet w kuchni to nic dziwnego. Jak i nic dziwnego w tym, że często czuje się w niej lepiej niż jego partnerka. Jeśliby gotujących facetów zapytać, co sprawiło, że się wzięli za gotowanie, to okazałoby się, że większość zaczęła niejako pod przymusem. Na przykład pod przymusem w postaci konieczności zapewnienia "etatowemu" kucharzowi rodzinnemu jedzenia lepszego niż szpitalne. Bądź też koniecznością pomocy lub chęcią wyręczenia rodzinnych kucharzy – czyli po prostu nieocenionych Mam.
Spora część z nich wzięła się za gary trochę z rozpędu: _ "zapracowana Mamuśka, czwórka rodzeństwa, wiec trzeba było coś pomóc... potem 5 lat mieszkania w akademiku, więc szkoła samodzielności"_.
Szkoła samodzielności potrafiła widać zrobić swoje, skoro: _ "emigracja i praca na czarno, eksperyment z budową nieudany, więc zostały knajpy... i od zmywaka do góry po drabince się pnę, teraz za restauracje hotelowa odpowiadam"_.
Odpowiedni rozpęd w akademiku zrobił więc – jak widać – swoje. Szefem kuchni, i to w hotelu nie zostaje przecież pierwszy lepszy z ulicy, ale ktoś, kto naprawdę potrafi gotować. I ma do tego prawdziwy talent.
Nie bez znaczenia pozostają wpływy rodzinne – na przykład ojciec lub wuj ochmistrz czy główny steward na naszym transatlantyku "Stefan Batory", sprzedanym w 2000 roku w Turcji "na żyletki".
Tradycje rodzinne mogą sięgać jeszcze dalej w historię: _ "Dziadek Akowiec, partyzant i kucharz polowy, jego syn tj. mój tata – gastronom, właściciel firmy cateringowej."_ Trudno się dziwić, że taki ktoś mówi o sobie, że gotowanie ma we krwi.
Obecność faceta w kuchni i jego pociąg do gotowania może też wynikać z... nudy. Najzupełniej serio: " Po ślubie zacząłem jeździć na wieś. Z nudów zacząłem robić ogniska. Kiełbaski szybko się znudziły, zacząłem robić szaszłyki kiełbasiane. Potem zacząłem grillować i grillowałem nawet w zimie." Nuda przerodziła się więc w prawdziwą pasję, która wcale nie skończyła się na grillu: _ "potem zacząłem piec i smażyć; lubię jeść, lubię gotować, bywam tajemniczym klientem restauracji i piszę książkę kucharską"_.
Może to nieco dziwić, skoro w dzieciństwie jedzenie bywało udręką. Wezwanie na obiad czy kolację odrywało przecież od zabawy. Trzeba było na dodatek przedtem wykonać wyjątkowo nienawistne czynności – umyć ręce i, siąść przy stole. Nie było mowy o jedzeniu w biegu czy na stojąco. Co przecież często nagminne się obecnie zdarza – chociażby w fastfoodach.
Niektórzy faceci wzięli się za gotowanie, bo zaczęli zwracać uwagę na to, co jedzą. Wystarczyło im dokładniejsze przyjrzenie się temu, co jest dodawane do gotowych dań, fixów, sosów i tym podobnych "wynalazków".
Szczególnie wtedy, kiedy zaczęli dostrzegać wyraźną różnicę w smaku pomiędzy tym, co ugotują sami, a kupnymi "gotowcami". Bo trzeba przyznać, że jest ona kolosalna. Inni przestali kiedyś jeść mięso, a kiedy "etatowi" domowi kucharze stanowczo odmówili gotowania czegoś innego, niż dla reszty rodziny, sami musieli wziąć się za gary. W efekcie czego domowi kucharze, po spróbowaniu raz i drugi innego jedzenia, sami zaczęli gotować bez mięsa.
Wielu gotujących facetów mówi po prostu, że lubi dobrze zjeść. Dobrze, czyli to, co smakuje, a coś takiego tylko sami mogą "wyprodukować, bo przecież najlepiej wiedzą, jakie smaki im pasują". Poza tym nie zawsze "podręczna kucharka" potrafi stanąć na wysokości zadania i "chce gotować wielu potraw".
Sami więc wzięli się za gotowanie, by odkryć, że: " puszczając w kuchni wodze fantazji udaje mi się w większości przypadków osiągać zupełnie nieoczekiwane efekty (in plus oczywiście)". Bo gotowanie – jak się okazuje – może też zaspokajać potrzebę rozrywki: "lubię eksperymenty i nowe smaki". Słowem – gotowanie może być świetną zabawą.
Obok wymienionych już powodów, dla których faceci zawędrowali do kuchni i wzięli się za gotowanie jest jeszcze jeden. Kto wie, czy nie jest to powód najważniejszy: "ten rozanielony wzrok kobiety, jak jej się zrobi coś dobrego... że nie wspomnę, co się później dzieje".
Same kobiety zresztą, zapewne te, o których rozanielony wzrok zabiegają gotujący faceci, twierdzą, że oni "lepiej gotują niż kobiety". I dodają, że " mają lepsze wyczucie, jeśli chodzi o doprawianie jedzenia... wiem to po moim mężczyźnie i po sobie... ja albo przesolę, albo jeszcze inaczej zbezczeszczę potrawę a ON... cud miód i maliny".
Dla wielu facetów gotowanie jest więc sposobem na uszczęśliwianie innych – w domyśle kobiet, ale przede wszystkim samych siebie. Cóż... jednak każdy mężczyzna jest na swój sposób egoistą i mało który zadowoli się byle czym na talerzu.
Co jednak wcale nie oznacza, że całkowicie skreślają oni fastfoody czy wymierające bary mleczne. Nie wspominając już o porządnych restauracjach. Z tym, że obiad czy kolacja w knajpie jest dla wielu pretekstem do zadania pytania "jak to się robi?" i spróbowania odtworzenia nowego smaku w domu.
Być może dlatego wśród autorów książek kucharskich jest tak dużo facetów. I być może dlatego tylu ich na kulinarnych serwisach i forach. Może to właśnie – rozanielony wzrok kobiety i zrobienie jej przyjemności dobrym jedzeniem – ciągnie ich do kuchni. Abstrahując od tego, że gotowanie to przecież świetna zabawa i wcale nie musi być katorgą, ale wręcz przeciwnie – rozrywką.