To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
Puch
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
To nie są sceny z filmu! To ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar!
San Bartolome de Pinares to maleńka hiszpańska miejscowość znajdująca się w prowincji Avila we wspólnocie autonomicznej Kastylia i Leon. Raz w roku dzieją się tam rzeczy niesamowite. W wigilię Dnia Świętego Antoniego Pustelnika (święto obchodzone 17 stycznia), można zobaczyć mężczyzn, którzy konno wjeżdżają w płomienie. Ten widok zapiera dech w piersiach. Postronni odsuwają się od płonących stosów.
Języki ognia wyskakują w górę nawet na kilka metrów. Nie ma w tym żadnego triku, żadnej magicznej sztuczki, to prawdziwy ogień, który trawi nazbierane na tę okazję gałęzie i może poparzyć zwierzęta i jeźdźców. Nie jest to sposób na popisywanie się swoimi umiejętnościami jeździeckimi - chociaż z pewnością to, co ci faceci robią, wymaga odwagi.
To element wielowiekowej tradycji - ceremonia mająca głęboki duchowy wymiar. Jeśli ktoś twierdzi, że ci ludzie męczą zwierzęta, musi wiedzieć, że to wszystko z troski o nie. Wyczyny śmiałków mają uchronić wieś przed zarazą - także przed pomorem właśnie tych przepięknych koni.
Puch