Lebensborn - jak naziści hodowali nadludzi
22.03.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:09
Plan Reichsfuhrera-SS Heinricha Himmlera był prosty. Do 1980 roku naszą planetę miało zamieszkiwać minimum 120 milionów Aryjczyków
Plan Reichsfuhrera-SS Heinricha Himmlera był prosty. Do 1980 roku naszą planetę miało zamieszkiwać minimum 120 milionów jasnowłosych, niebieskookich nadludzi o idealnych proporcjach ciała i prawidłowym rozmiarze czaszki. Ośrodki, w których "hodowano" Aryjczyków, nazwano Lebensborn, czyli źródła życia. Stały się jednak przede wszystkim źródłem dramatu i cierpienia tysięcy osób.
Himmler, dowódca SS i najważniejsza postać z otoczenia Adolfa Hitlera, miał obsesję na punkcie czystości etnicznej. Na kilka lat przed objęciem władzy w Niemczech przekonywał na zebraniach NSDAP: "Gdyby udało nam się odbudować rasę nordycką, wówczas świat należałby do nas".
Nic dziwnego, że po zwycięstwie nazistów szybko przystąpił do realizacji planu "hodowli" idealnych Aryjczyków. Już w grudniu 1935 r. pod patronatem Himmlera założono Lebensborn e.V. Kilka miesięcy później niedaleko Monachium uroczyście otwarto pierwszy ośrodek stowarzyszenia Źródeł Życia. Do jego statutowych zadań należało m.in.: "popieranie wartościowych rasowo i genetycznie wielodzietnych rodzin" oraz "zapewnienie lokum i opieki wartościowym rasowo i genetycznie kobietom ciężarnym, w wypadku których po starannym sprawdzeniu ich własnej rodziny oraz rodziny ojca przez Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS można przyjąć, że na świat przyjdą równie wartościowe dzieci".
Tak rozpoczął się jeden z najbardziej przerażających rozdziałów historii III Rzeszy.
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl
Świadectwo czystości
Hasło Lebensbornu brzmiało: "dem Fuhrer ein Kind schecken", czyli "podarować wodzowi dziecko". Początkowo do ośrodków (w Niemczech powstało ich dziewięć) przyjmowano niezamężne kobiety w ciąży. Oczywiście tylko te, które przeszły ocenę rasową. Kandydatki musiały również dostarczyć drzewo genealogiczne świadczące o "braku obciążeń dziedzicznych". Sprawdzano także "czystość" ojca przyszłego dziecka.
Szybko okazało się, że taka forma ośrodków Lebensbornu nie zapewni realizacji planu szybkiej ekspansji rasy aryjskiej. Himmlera niepokoiły także niskie statystyki urodzeń w rodzinach SS-manów, czyli najczystszych rasowo przedstawicieli niemieckiego społeczeństwa.
Reichsfuhrer doszedł do wniosku, że każdy z jego podwładnych powinien spłodzić od 4 do 6 dzieci. Himmler zwolnił nawet SS-manów z obowiązku małżeńskiej wierności - dla dobra narodu musieli przekazywać materiał genetyczny jak największej liczbie kobiet.
Domy Lebensbornu zmieniły się wówczas w wylęgarnie "nadludzi", a mieszkańcy Niemiec zaczęli je nazywać po prostu burdelami.
Schadzka z SS-manem
Do ośrodków ściągano setki młodych kobiet ze Związku Dziewcząt Niemieckich [BDM - Bund Deutscher Madel, pogardliwie określane w esesmańskich kręgach jako Bund Deutscher Matratzen - Związek Niemieckich Materacy (od leżenia na nich) - przyp. red.], które - według dekretu podpisanego przez Hitlera - musiały do 35. roku życia urodzić przynajmniej czworo dzieci z czystym rasowo mężczyzną.
Domy odwiedzali przede wszystkim SS-mani. Specjalnie przeszkolony oficer decydował o wyborze partnerki dla każdego z kandydatów. Ich spotkania miały zwykle uroczystą oprawę. Pokoje schadzek były udekorowane kwiatami, płonącymi świecami i wszechobecnymi symbolami nazistowskimi, żeby para przypadkiem nie zapomniała, jaka idea patronuje ich schadzce.
Po wypełnieniu obowiązku mężczyzna wracał do swoich spraw, natomiast kobieta zostawała w ośrodku do rozwiązania. Zdrowe dzieci były chrzczone i przekazywane "aryjskim" rodzinom. Chore i niepełnosprawne uśmiercano tabletkami luminalu lub zastrzykami z morfiną.
Liczba narodzin w ośrodkach Lebensbornu wciąż nie zadowalała Himmlera. Naziści zaczęli intensywnie poszukiwać sposobów na zwiększenie przyrostu naturalnego. W obozach koncentracyjnych prowadzono makabryczne eksperymenty, których efektem miała być umiejętność kreowania ciąż bliźniaczych i wpływania na płeć potomka.
Zdeterminowany Himmler postanowił też odszukać "aryjską krew" na terenie podbitych krajów. Projekt Lebensborn przekroczył granice Niemiec.
Polowanie na dzieci
Już w listopadzie 1939 r. dwóch niemieckich naukowców: Erhard Wetzel i Gunther Hecht opublikowało memoriał, w którym zaakcentowali konieczność wyselekcjonowania z Polaków "dzieci wartościowych rasowo". Himmlerowi ten pomysł bardzo się spodobał.
Od 1940 r. wsie i miasteczka zaczęły przemierzać specjalne oddziały SS i policji, poszukujące młodych ludzi (do 10. roku życia) spełniających odpowiednie kryteria: musieli mieć jasne włosy, zielone lub niebieskie oczy, wąską czaszkę i smukłą budowę ciała. Gdy potencjalne ofiary nauczyły się ukrywać przed żołnierzami, w teren wysyłano funkcjonariuszki SS, przebrane za proste kobiety, które nie wzbudzały podejrzeń.
Dzieci zabierano z ulic, szkół i rodzinnych domów. Na początku trafiały przed oblicze lekarzy, decydujących o "rasowej przydatności". Młodych ludzi, którzy nie przeszli badań rozstrzeliwano lub wysyłano do obozów koncentracyjnych. "Aryjczycy" trafiali do ośrodków Lebensbornu w Niemczech, gdzie przechodzili proces zmiany tożsamości i germanizacji. Po ich zakończeniu dzieci były adoptowane przez rodziny niemieckie.
Taką politykę prowadzono we wszystkich okupowanych krajach Europy Wschodniej. Szacuje się, że przez ośrodki Lebensbornu mogło przewinąć się nawet 200 tysięcy germanizowanych dzieci.
Dramat "niemieckich bachorów"
Ambitnych planów Himmlera nie udało się jednak zrealizować. W domach Lebensbornu urodziło się około 8 tysięcy "nadludzi". Wiele z nich przyszło na świat w Norwegii, gdzie - poza Niemcami - powstało najwięcej, bo aż osiem placówek. Mieszańcy skandynawskiego kraju byli stawiani przez nazistów za wzór czystości rasowej [czego nie można powiedzieć o samym Hitlerze - przyp. red.]
Ośrodki Lebensbornu w Norwegii miały pomagać kobietom, które zaszły w ciążę z niemieckimi żołnierzami. W 1942 roku władze okupacyjne ogłosiły, że biorą pełną odpowiedzialność za matki i ich potomstwo z mieszanych związków. Dziecko aż do ukończenia 2. roku życia pozostawało w ośrodku. Potem kobieta musiała zdecydować o jego losie - zapewnić mu utrzymanie albo pozwolić na zorganizowanie adopcji w Niemczech.
W ośrodku Lebensbornu urodziła się m.in. Anni-Frid Synni "Frida" Lyngstad (na zdj. z prawej), wokalistka słynnego zespołu Abba. Jej ojcem był żołnierz Wehrmachtu. Po wojnie Norwedzy uznali "niemieckie bachory" za osoby obciążone dziedzicznie. Rząd zalecił przymusowe oddzielanie ich od matek i umieszczanie w ośrodkach dla dzieci upośledzonych umysłowo. Były wykorzystywane seksualnie, latami trzymane w piwnicach czy chlewniach. Zdarzały się wypadki wypalania swastyk na czołach kilkuletnich "wrogów rasowych". Niedawno norweski dziennik "Dagsavisen" doniósł o eksperymentach medycznych, które w latach 50. i 60. przeprowadzano na dzieciach z Lebensbornu. Czworo z nich zmarło.
W ten sposób został dopisany jeszcze jeden rozdział tragicznej historii szaleńczego planu Heinricha Himmlera.
Rafał Natorski/ PFi, facet.wp.pl