Leopard
None
Leopard
Najpierw był Gepard, nawiązujący stylistyką do dawnych pojazdów. W tajemnicy przed mediami prototypowy egzemplarz został zaprezentowany w Szwecji. Próbom bezpieczeństwa poddano go w Anglii. Wszystkie testy wypadły pozytywnie. Od razu pojawiły się zamówienia. Sześć egzemplarzy, które wyprodukowano, trafiło do zagranicznych klientów. Przed paroma miesiącami napisał do Zbysława Szwaja jeden z nich – właściciel Geparda mieszkający w Monako. Jak się okazuje, samochód nadal wzbudza zainteresowanie i choć ma już ponad 10 lat, jest w nienagannym stanie. Gepard, którego w Polsce możemy oglądać już tylko na fotografiach w siedzibie firmy, wygląda rzeczywiście jak dziki kot, od którego przejął nazwę. Jest smukły i muskularny, o sylwetce przyczajonej do skoku. Jednak prawdziwy pazur pokazał dopiero jego następca: Leopard. To prawdziwe cudo techniki, które ma karoserię z aluminium, wszystkie podzespoły chromowane i wykonane z mosiądzu lub miedzi, a śruby i układy nośne ze stali nierdzewnej. Sześciolitrowy silnik pochodzi
z Chevroleta Corvette, a system hamulcowy wykonała na zamówienie firma Brembo (jej hamulce mają zainstalowane bolidy Formuły 1, IndyCar). Nic dziwnego, że Leopard wzbudził sensację na Targach Samochodowych w Paryżu i podczas Salonu Samochodowego w Lipsku.
Być jak Henry Ford
Na tym ostatnim auto z Mielca stało między Alfą Romeo i Porsche, a i tak zostało uznane za najpiękniejsze. – Założenie było takie: nie konkurować z wielkimi, słynnymi markami, takimi jak na przykład Ferrari czy Bugatti, lecz stworzyć samochód ponadczasowy. Zadbać o jego stylowy wygląd, łącząc elementy przeszłości z nowoczesnymi parametrami – wyjaśnia swój pomysł Zbysław Szwaj. Wszystko zaczęło się w dzieciństwie. Ojciec Zbysława Szwaja był w przedwojennej Warszawie właścicielem przedsiębiorstwa taksówkowego i warsztatu mechanicznego. Nieraz zabierał do niego syna, a wieczorami opowiadał historie o słynnych konstruktorach. Gdy Zbysław zaczął samodzielnie czytać, podsuwał mu biografie znanych ludzi. W pamięci utkwił mu szczególnie Henry Ford. Mały Zbysław chciał być taki, jak właściciel jednej z największych wówczas firm samochodowych na świecie.
Leopard
– Moje szczęśliwe dzieciństwo nie trwało jednak długo. Wybuchła wojna, ojciec trafił do niewoli. Po pewnym czasie przeprowadziliśmy się z mamą do Białej Podlaskiej, bo nasz dom w Warszawie został zrównany z ziemią. Po wojnie zacząłem chodzić do tamtejszego Liceum im. Józefa Ignacego Kraszewskiego. Nie ukrywam, że trochę wtedy łobuzowałem, choć mama starała się trzymać mnie twardą ręką. Ale nie bardzo sobie radziła. Ojca nie było, bo kiedy Niemcy go wypuścili, powołano go do polskiego, a tak naprawdę do rosyjskiego wojska. Zaprzyjaźniłem się wtedy z braćmi Januszem i Ryśkiem Uszackimi, których ojciec był znanym konstruktorem lotniczym. To była rodzina o dużych tradycjach piłsudczykowskich. W ich domu często słuchano Radia Wolna Europa. Razem z braćmi Uszackimi stworzyliśmy grupę patriotyczną i jak to chłopcy, biegaliśmy po bunkrach, których było mnóstwo na wojskowym lotnisku. Amunicją, tam znalezioną, zaczęliśmy te bunkry wysadzać. Szybko nas jednak namierzono. Bracia Uszaccy dostali wyroki po 7 i 8 lat
więzienia. Mnie ojciec zdołał wywieźć do Łodzi i ukryć w zakładzie dla trudnej młodzieży – wspomina Zbysław Szwaj. To był najgorszy okres w jego życiu. Miał tylko 16 lat i znalazł się z dala od rodziny, za wysokim murem, gdzie panował straszny rygor. Zamiast uczyć się w liceum, jak większość dzieci z inteligenckich rodzin, wylądował w zawodówce. Codziennie przez cztery godziny ciężko pracował w warsztacie.
Leopard
– To była prawdziwa szkoła życia. Ale że dobrze rysowałem, więc po roku znalazłem się, jako jedyny z uczniów, w biurze konstrukcyjnym. Moi koledzy musieli chodzić w kombinezonach, ja mogłem ubierać się w biały fartuch. To wtedy przysiągłem sobie, że zostanę konstruktorem – mówi Zbysław Szwaj. Żeby wypełnić tę przysięgę, rozpoczął studia na wydziale mechanicznym Politechniki Warszawskiej. Nie był typowym studentem, który żyje od sesji od sesji, myśląc o tym, gdzie by tu miło i bezużytecznie spędzić czas. Kiedy koledzy wyjeżdżali na wakacje na Mazury, Zbysław zostawał w Warszawie i co rano biegał na ulicę Marsa 44, gdzie jego wujek produkował łańcuchy rowerowe i kierunkowskazy. Tam konstruował swój pierwszy pojazd – motocykl. – Udało mi się go sprzedać, a za zarobione pieniądze kupiłem pierwsze auto marki Opel. To był stary gruchot, ale robił wrażenie na dziewczynach – przypomina sobie konstruktor. Jedna z nich została jego żoną. Nie bez znaczenia było to, że potrafiła docenić pasję męża i nie buntowała się,
kiedy w jednym z pokoi ich niedużego mieszkania… zaparkował samochód.
Pan inżynier parkuje na piętrze
– Jako młode małżeństwo dostaliśmy mieszkanie w Aninie. Wtedy zacząłem projektować i konstruować samochód na bazie Fiata. Ponieważ nie miałem garażu, robiłem to w domu. Mieszkaliśmy na drugim piętrze, sąsiedzi więc szybko zobaczyli przez okno, że mam w mieszkaniu auto. Zaraz rozniosło się to po osiedlu i wszyscy patrzyli na mnie jak na wariata – wspomina Zbysław Szwaj. Rana jeździł do Instytutu Badań Jądrowych, na swoją pasję miał czas dopiero po południu. Praca w Świerku była równie wciągająca, jak konstruowanie samochodów. Zbysław Szwaj opracowywał wtedy różne patenty specjalistycznych urządzeń, o których nie mógł nawet opowiadać w domu. Były objęte tajemnicą państwową. Na zlecenie Ministerstwa Obrony Narodowej przygotował m.in. „urządzenie do badania planktonu pod względem nasycenia radioaktywnego”.
Leopard
A po pracy wracał do swoich samochodów, bo wtedy kupił Jaguara SS 100 z 1937 roku. – Przez siedem lat doprowadzałem go do stanu używalności. Zrobiłem z niego prawdziwe cacko i sprzedałem do Szwecji. Tak zaczęła się moja przyjaźń z wielbicielem starych samochodów, Alfem Naslundem. Proszę sobie wyobrazić, że ten Jaguar jeszcze jeździ, choć wygląda inaczej. Został przemalowany z czarnego koloru na srebrny. Obecnie ma bardzo dużą wartość, a brat króla Szwecji Karola Gustawa pożyczył go na ceremonię koronacyjną – mówi Zbysław Szwaj. Przyjaźń ze szwedzkim pasjonatem starej motoryzacji zaowocowała po latach. W 1995 roku założyli firmę Leopard Automobile-Mielec. Alf Naslund wyłożył pieniądze, a pan Zbysław zajął się konstruowaniem luksusowych samochodów. Postanowili to robić w Mielcu, w małym mieście nieopodal Rzeszowa, które miało długą tradycję wykorzystywania aluminium do produkcji samolotów. Dziś samochody pana Zbysława powstają w hali, w której przed laty montowano myśliwce Lim.
Leopard
Z Triumphem w świat Leopard Automobile-Mielec jest firmą rodzinną. Przy projektowaniu nadwozia Leoparda pomagał syn Maksymilian, który skończył wydział samochodowy i wydział sztuki na uniwersytecie w Irlandii, a pracował także w ośrodku stylistycznym Rovera i Porsche. Drugi syn, Albert, zajmuje się kontaktami z zagranicą. – Przekazanie swojej pasji synom i dobre z nimi kontakty to mój największy sukces – mówi Zbysław Szwaj, gładząc siedzenie przygotowywanego właśnie do sprzedaży Leoparda. Zrobiono je z miękkiej skóry – podobnie jak całą tapicerkę – w firmie Daw-Mag z Pleszewa, która na co dzień produkuje wysokiej jakości siodła do konnej jazdy. Zbysław Szwaj wciąż pracuje nad tym, by Leopard kojarzył się z luksusem i jakością. Właśnie w Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie zamówił projekty ubrań z najlepszych angielskich materiałów, które będą pasowały do ekskluzywnego Leoparda. Niedawno firma otrzymała unijną dotację w wysokości 3.5 mln zł. Za te pieniądze właściciele zamierzają wybudować nową halę
produkcyjną. Dzięki temu będą mogli produkować dwa samochody miesięcznie, a także wypuścić prototyp całkowicie aluminiowego Leoparda.
Leopard
– Jesteśmy obecnie w końcowej fazie jego homologacji, która umożliwi nam sprzedaż samochodów nie tylko indywidualnym klientom, ale także w salonach – mówi Zbysław Szwaj. Zaraz dodaje, że i tak za każdym razem będzie je sam testował. Nie wyobraża też sobie, żeby nie czuwał nad każdym, nawet najdrobniejszym elementem samochodu. Zbysław Szwaj łączy bowiem w sobie duszę inżyniera starej daty i artysty, do końca cyzelującego swoje dzieło. No i przede wszystkim pasjonata, który zwyczajnie kocha samochody. Szczególnie stare, takie jak choćby Triumph TR3A z 1961 roku. Pod koniec naszej rozmowy dostępuję zaszczytu obejrzenia tego wyjątkowego modelu, stojącego w specjalnym garażu. Pan Zbysław jeździ nim do Francji na zloty automobilistów. Nie wiezie swojego samochodu na lawecie, ale prowadzi go osobiście ponad 4000 kilometrów. Wtedy ubiera pasującą do niego pilotkę, odpowiedni strój i cieszy się, gdy pędzący po autostradach z zawrotną szybkością kierowcy przyjaźnie go pozdrawiają. Ale na taką ekstrawagancję ten bardzo
zapracowany biznesmen-konstruktor może pozwolić sobie tylko raz w roku. Na co dzień bowiem musi nadążać za szybkim tempem życia i dlatego jeździ wygodnym Suzuki Grand Vitara. ROZMAWIAŁA MAGDA HUZARSKA-SZUMIEC Leopard, którego zaprojektował Zbysław Szwaj, był sensacją targów w Paryżu i Lipsku. Podobał się bardziej niż Porsche