Leopold Lis-Kula - najmłodszy z ojców niepodległości
"Gdy ruszył na wojenkę, miał siedemnaście lat, a serce gorejące, a lica miał jak kwiat. Chłopięcą jeszcze duszę i wątłe ramię miał, gdy w krwawej zawierusze szedł szukać mąk i chwał...". Słowa tego rapsodu poświęconego postaci pułkownika Leopolda Lisa-Kuli znał chyba każdy młodzieniec w II Rzeczpospolitej.
I nie ma się czemu dziwić, bo ten jeden z najmłodszych oficerów w historii polskiej armii, był wzorem dla całego pokolenia młodzieży lat 20. i 30. Jego imieniem nazywano szkoły, ulice, a nawet pociąg pancerny, układano o nim pieśni i pisano artykuły, a w marcu 1939 roku jedna ze wsi nieopodal miejsca jego śmierci otrzymała nazwę Kolonia Lisa-Kuli. W latach 30. stawiano go za wzór, a jego życiorys był jednym z obowiązkowych elementów w szkolnym programie nauczania historii. Niestety, decyzją propagandystów PRL-u po II wojnie światowej postać bohaterskiego młodzieńca, który oddał życie za ojczyznę zniknęła z kart historii. Całe szczęście pamięć o nim przetrwała. Dziś postaramy się przybliżyć wam jego zasługi.
Patriota z dziada pradziada
Leopold Lis wojaczkę miał zapisaną we krwi. Pochodził ze starego rycerskiego rodu Kulów, a jego pradziadkiem był słynny Sadyk Pasza - polski poeta romantyczny i bojownik o niepodległość, twórca tureckiej formacji kozaków sułtańskich, którymi dowodził podczas wojny krymskiej. Z kolei dziadek Leopolda był aktywnym uczestnikiem powstania styczniowego. Patrząc z perspektywy czasu, już sama data urodzenia młodego Leopolda jest symboliczna - na świat przyszedł 11 listopada 1896 roku, dokładnie 22 lata przed odzyskaniem przez Polskę niepodległości. Od najmłodszych lat wykazywał się głębokim patriotyzmem i obywatelskim zaangażowaniem, był wielkim miłośnikiem historii Polski, uwielbiał czytać i dyskutować na ten temat. Leopold Lis to także aktywny uczestnik ruchu skautów - prekursorów polskiego harcerstwa, z którego rekrutowały się późniejsze kadry oficerskie Wojska Polskiego. To właśnie drużynie skautowskiej "Lisów" zawdzięczał swój późniejszy pseudonim.
Cudowne dziecko polskiego skautingu - strzelec Poldek "Lis"
Właśnie jako "Lis" młody Leopold dał się poznać jako jeden z organizatorów piłsudczykowskiego paramilitarnego "Związku Strzeleckiego" w Rzeszowie. Budował struktury, uczestniczył w szkoleniach i obozach ćwiczebnych - podczas jednego z nich zwrócił na niego uwagę sam Piłsudski, który wysoko ocenił jego talenty wojskowe i przywódcze. Nie dziwi zatem fakt, że z taką rekomendacją zaledwie szesnastoletni Poldek (jak pieszczotliwie zwracali się do niego koledzy) został oficerem (na razie bez stopnia) i dowódcą rzeszowskiego plutonu "Strzelca". Co ciekawe, nawet znacznie starsi towarzysze broni nie podważali jego przywództwa, doceniając umiejętności wojskowe i... agitacyjne - to młody Kula sprawił, że do plutonu dołączyli niemal wszyscy uczniowie z jego gimnazjum.
(fot. NAC)
Idol żołnierzy i "przepustkowy" maturzysta
Kiedy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa Leopold Kula wraz ze swoim oddziałem zameldował się w podkrakowskich Oleandrach i dołączył do I Brygady Legionów Polskich Józefa Piłsudskiego, by pod dowództwem Tadeusza Kasprzyckiego wyruszyć na front. Bohaterstwo i talent dowódczy, jakimi wykazał się podczas walk pod Kielcami, Krzywopłotami i Łowczówkiem sprawiły, że zaczęła rodzić się legenda młodego dowódcy. Docenili go także przełożeni - zdobył pierwsze szlify oficerskie, został podporucznikiem i jednocześnie komendantem 7 pułku piechoty. Był uwielbiany przez swoich żołnierzy, organizował im na froncie klub sportowy (!) oraz uczył ich czytać i pisać (analfabetyzm był wówczas zjawiskiem dość powszechnym). Sam także nie zaniedbywał nauki - opanował w stopniu biegłym francuski, a podczas przepustki... zdał maturę. W lipcu 1917 roku już jako porucznik odmówił złożenia przysięgi na wierność cesarzowi Niemiec (tzw. kryzys przysięgowy), za co został zdegradowany do stopnia sierżanta, wcielony do regularnej armii
austriackiej i wysłany na front włoski, gdzie w bitwie pod Cordellazzo odniósł ciężkie rany.
"Kortyna" w Polskiej Organizacji Wojskowej
Po okresie rekonwalescencji na Węgrzech został zdemobilizowany i powracił do Polski. Nie planował jednak zaniechać walki. Pod przybranym nazwiskiem Kortyna wstąpił do Korpusu Wschodniego i formował oddziały Polskiej Organizacji Wojskowej na terytorium Białorusi i Ukrainy - został komendantem Naczelnej Komendy POW nr 3. Jak wspominali jego towarzysze broni, był to najbardziej heroiczny okres walki. Podjął się zorganizowania dywersji przeciwko Rosjanom i Niemcom - przerywał połączenia kolejowe i wysadzał mosty. "O jego wyczynach na wschodzie krążą legendy, współcześni porównują jego postać z postaciami bohaterów... Trylogii" - podaje Jerzy Klus, jeden z badaczy historii rzeszowskiego "Strzelca". Jeśli spojrzymy na ostatnie miesiące życia Leopolda Kuli-Lisa, nie sposób nie dostrzec analogii z losami Michała Wołodyjowskiego.
Do nieba leci młody rycerz
Kiedy w dzień urodzin Leopolda, Polska po 123 latach zaborów odzyskała niepodległość, rozpoczęła się dramatyczna walka o granice nowego państwa. Choć awansowany do stopnia majora Kula-Lis dostał propozycję objęcia prestiżowego (i dość bezpiecznego) stanowiska dowódcy I Pułku Piechoty, poprosił - niczym wspomniany Michał Wołodyjowski - o przeniesienie w samo centrum działań wojennych, na front wschodni. Po bohaterskich bojach pod Rawą Ruską i Bełżcem osobiście poprowadził atak na Torczyn. Niestety była to ostatnia bitwa młodego oficera - 7 marca 1919 roku w trakcie zwycięskiego natarcia Leopold Kula-Lis został poważnie ranny i wkrótce zmarł.
"Jedna z naszych kolumn pod dowództwem majora Lisa Kuli zaatakowała Torczyn, broniony uporczywie przez większe siły ukraińskie i artylerię. Po zawziętej walce miasteczko to wpadło w nasze ręce. Nad kolumną skierowaną na wschód od Torczyna, przeznaczoną dla odcięcia odwrotu nieprzyjacielowi, objął dowództwo sam major Lis-Kula, biorąc na siebie po raz ostatni najodpowiedzialniejsze, lecz i najniebezpieczniejsze zadanie. Śmierć nie oszczędziła tego dzielnego żołnierza, a wróżącego wielkie nadzieje dowódcę. Ciężko ranny wkrótce zmarł. Młoda armia polska straciła jednego z najlepszych swych oficerów" - głosił oficjalny komunikat Naczelnego Dowództwa.
Pogrzeb Leopolda Lisa-Kuli (fot. NAC)
Procesja żałobna z ciałem młodego bohatera, pośmiertnie awansowanego do stopnia pułkownika, przeszła od miejsca śmierci do Warszawy, by przez Kraków powrócić do rodzinnego Rzeszowa. Uroczystości pogrzebowe stały się wielką patriotyczną manifestacją, a Wódz Naczelny pożegnał swojego ukochanego pułkownika, niczym hetman Jan Sobieski Michała Wołodyjowskiego. "Mojemu dzielnemu chłopcu - Józef Piłsudski" - napisał w epitafium Marszałek.
Piotr Filipczyk, facet.wp.pl