Trwa ładowanie...
23-06-2010 15:03

Łowca samobójców

Łowca samobójcówŹródło: AP
d3kwf88
d3kwf88

Chyba w każdym kraju istnieje takie miejsce… W Japonii to las Aokigahara, w Stanach most Golden Gate, w Anglii urwisko Beachy Head, zaś w Kanadzie wiadukt Księcia Edwarda. Do każdej z tych lokacji ciągną dziesiątki samobójców rocznie, by ostatecznie rozstać się ze światem. W Australii takim miejscem jest klif u podnóży Sydney, tzw. _”The Gap”_. Jednak tam samobójcy nie mają już tak łatwo…

A wszystko za sprawą Dona Ritchiego. Ten dziarski 84-latek już od ponad pięćdziesięciu lat mieszka w sąsiedztwie mekki australijskich samobójców, olbrzymiego klifu nazwanego ”The Gap”, z ang. ”Przepaść”. I rzeczywiście, spoglądając z góry na rozciągająca się granitową linię skał i fale rozbijające się o olbrzymie głazy u jego podnóży, człowiek może odnieść wrażenie, że patrzy w nicość. Ten obraz zdaje się hipnotyzować samobójców. Na szczęście, nieopodal biegnie ulica, a tuż po drugiej stronie, znad ziemi wystaje niepozorny dwupiętrowy domek. W środku, pośród skromnych sprzętów wyróżniają się: obrazek przedstawiający wschód słońca (prezent od niedoszłej samobójczyni) oraz Order Australii przyznany Ritchiemu w 2006 roku. Ale kim właściwie jest Don Ritchie?

Na odwrocie wspomnianego malowidła widnieje napis ”Dla Anioła, który kroczy pośród nas”, i to zdaniem wielu najbardziej wierny opis 84-latka. Ten emerytowany sprzedawca ubezpieczeń na życie, już od 50 lat dokłada wszelkich starań, ażeby żadna ubezpieczalnie nie musiała realizować wypłat odszkodowań… Don Ritchie każdego dnia poszukuje zbłąkanych ludzi, którzy na jakimś etapie swojej drogi zbłądzili i zaszli aż tutaj – na skraj ”Przepaści”. Dla zdesperowanych pracowników biurowych, sprzedawców, urzędników, matek, ojców czy córek, jest często ostatnią nadzieją, czy też – jako, że niestety nie zawsze się udaje – ostatnim kompanem.

źródło: AP

d3kwf88

Wraz ze swoją żoną, Moyą, przez pół wieku każdy poranek spędzają w ten sam sposób. Tuż po przebudzeniu, Don chwyta lornetkę i pochodzi do okna w sypialni, skąd rozpościera się widok na klif, by sprawdzić czy nie ma tam kogoś komu zabrakło sił do życia. ”Może masz ochotę na filiżankę herbaty?”, zazwyczaj są to pierwsze słowa Ritchiego w kontakcie z potencjalnym skoczkiem. Mężczyzna podchodzi do nich spokojnym krokiem i jak to sam określa ”oferuję im alternatywę, wyciągam pomocną dłoń”. Ponieważ, choć dla osoby, która nie miała podobnych przeżyć za sobą, wydawać się to może dziwne, dla tych desperatów znad przepaści, czasami zwykły przejaw człowieczeństwa wystarczy by zmienili zdanie. Wiele z tak uratowanych osób odwiedza małżeństwo znad klifu po latach, dziękując im i opowiadając, że życie faktycznie stało się lepsze.

Gordon Parker z centrum badania zaburzeń ludzkich nastrojów, stwierdza, że Ritchie oferując współczucie, pomaga osobom w trudnej sytuacji przejść przez krytyczny moment w ich egzystencji i spojrzeć w lepszą przyszłość. I jak wynika z relacji niedoszłych skoczków, mężczyzna nadaje się do tego wyśmienicie – podobno ma w głosie coś, co napawa spokojem i optymizmem. Do tego jest bardzo życzliwy, a jego żona parzy wspaniałą herbatę – bo przecież mało kto jest w stanie oprzeć się zaproszeniu na gorący wywar. Lecz i tacy się zdarzają…

źródło: AP

d3kwf88

W przeszłości, niejednokrotnie okazywało się, że ludzi ratować trzeba na siłę. Gdy Don był dużo młodszy, kilkukrotnie musiał szarpać się z samobójcami – w tym czasie Moya dzwoniła na policję z prośbą o wsparcie. Ponad to, kilkanaście lat temu, ”Australijski Anioł” został niemal strącony w przepaść w wyniku jednej ze swych akcji ratunkowych. A wszystko przez szamotaninę ze zdesperowaną kobietę, która mogła skończyć się tragicznie dla obydwojga ludzi. Na szczęście stało się inaczej. Bywały także sytuacje, w których samobójcy decydowali się na nagły krok, usypiając wcześniej czujność Dona – udawali że już wszystko w porządku by po chwili rzucić się w nicość. Dlatego, widok zabijającego się człowieka nie jest Australijczykowi obcy.

”Nie można spokojnie siedzieć i patrzeć, jak umierają – tak się nie da. Trzeba próbować im pomóc, to przecież logiczne.” Czy aby na pewno? Raczej nie dla każdego, niejedna osoba na miejscu Dona błyskawicznie dążyłaby do jak najszybszego pozbycia się piekielnej nieruchomości, z której widać ludzi kończących ze sobą. Niektórzy z nich pozostawiają po sobie różne przedmioty, jak portfele, listy, pamiętniki. Dla przeciętnego człowieka, to zdecydowanie zbyt duża dawka emocji, lecz Don skromnie wyznaje, że cieszy się że może tu żyć, ponieważ ma dzięki temu szansę pomagać innym.

źródło: AP

d3kwf88

Mimo całej sympatii dla wielkodusznego Dona Ritchiego, dziwić może fakt, dlaczego jego usługi wciąż są potrzebne? W końcu, od 1800 roku, ”The Gap” była świadkiem już kilku tysięcy samobójstw, a pomimo to, jedynym zabezpieczeniem przed skrajem klifu jest metrowej wysokości płotek.

Wracając jeszcze do osoby Dona, mężczyzna uratował w sumie już około 160 osób, lecz teraz nie wiadomo czy ktoś będzie w stanie uratować jego – jako że już od ponad roku, Australijczyk walczy z rakiem. ”Anioł” ma nadzieję, że znajdzie się ktoś nowy na zastępstwo, kiedy go już zabraknie. Ale dzisiaj o anioła raczej ciężko.

d3kwf88
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d3kwf88