Łysy znaczy bardziej męski
Co zrobić, by samym swoim wyglądem wzbudzać respekt i szacunek, wśród tych, którzy konflikty rozwiązują za pomocą argumentacji siłowej, a wśród kobiet uchodzić za prawdziwego twardziela? Jest na to pewien sposób. W swojej istocie banalny...
Godziny spędzone na siłowni? Tatuaż oczu à la Popek? Nic z tych rzeczy. Wystarczy tylko gustowna fryzura... czy raczej jej brak. Okazuje się, że mężczyźni z "wypielęgnowaną" łysiną uchodzą za znacznie silniejszych ciałem i duchem od tych z bujnymi fryzurami. Jednym słowem, mit Samsona został obalony raz na zawsze i to wcale nie za sprawą Dalili, a amerykańskich naukowców, a konkretnie doktora Alberta Mannesa z Uniwersytetu w Pensylwanii.
Co ciekawe, uczony na pomysł badań wpadł na podstawie własnych doświadczeń. Kiedy po trzydziestce jego włosy zaczęły się znacznie przerzedzać, Mannes postanowił ogolić się na "zero". Wkrótce potem zauważył dziwną prawidłowość w kontaktach z innymi ludźmi: przypadkowi ludzie, z którymi miał do czynienia, stali się wobec niego bardziej ulegli.
"Odkryłem, że odkąd zacząłem golić głowę, ludzie traktowali mnie inaczej. Zacząłem się zastanawiać, czy moje doświadczenie to kwestia przypadku" - mówi Mannes. By sprawdzić, czy kompletny brak owłosienia na głowie rzeczywiście "działa", postanowił przeprowadzić trzy eksperymenty. Wszystkie dały zbliżone rezultaty.
Mężczyźni pozbawieni włosów na głowie postrzegani są jako potężniejsi i bardziej skłonni do dominacji, niż ich owłosieni koledzy o podobnej masie ciała, sylwetce i muskulaturze. Jest jedno "ale", głowa musi być ogolona na "zero", albo włosy muszą być równiutko i bardzo krótko przycięte, nie ma mowy o żadnych "krzaczorach" z tyłu czy jakiejkolwiek tonsurce.
Czy trzeba jednak kosztownych badań naukowych, by udzielić odpowiedzi na pytanie, które dla większości mieszkańców miejskich blokowisk jest tak naprawdę równie banalne i oczywiste co odpowiedź? "Łysy - znaczy silny" - tę prawidłowość znają wszyscy "młodzieńcy z paskami na dresie", jak również osoby, z którymi przychodzi im się spotkać twarzą w twarz. Ile to razy nerwowo spuszczaliśmy wzrok przechodząc obok "bandy łysoli" okupujących ławeczkę w parku, czy z drżeniem reagowaliśmy na skądinąd sympatyczne: "Panie kierowniku, dorzućcie parę groszy, brat na przepustkę z pierdla wyszedł i chciałoby się jakoś uczcić", wygłoszone przez miejscowego żulika pozbawionego dwóch zębów z przodu i oczywiście włosów.
Może zatem wystarczy kupić bilet na autobus, który wywiezie nas w piątkowy wieczór na Pragę Północ, do gdańskiego Nowego Portu albo na Orunię, poznańską Wildę, czy łódzkie Bałuty, aby na własnej skórze doświadczyć "wyższości łysego człowieka" oraz... sprawdzić, jak szybkie mamy nogi.
KP/PFi