Magda Mielcarz
Piękna kobieta na dzikiej plaży – czy jest coś bardziej podniecającego? To dlatego polecieliśmy do Los Angeles, by sfotografować dla was Magdę Mielcarz, pierwszego Aniołka Maxima.
08.11.2011 | aktual.: 19.03.2013 11:44
Oto Magda Mielcarz, jakiej jeszcze dotąd nie widzieliście! Nasz pierwszy Aniołek Maxima dał się namówić na zmysłową sesję fotograficzną na El Pescador, jednej z plaż Los Angeles. Miasto Aniołów spowijała mgła, która nadpłynęła tego dnia znad oceanu i nadała zdjęciom parny nastrój. Było naprawdę gorąco!
Dlaczego zgodziłaś się wystąpić w sesji dla „Maxima”?
Bo fajnie być na waszej pierwszej okładce! Po drugie, „Maxim” jest zmysłowy, a zmysłowość odgrywa dużą rolę w moim życiu.
Nie masz problemu z tym, że mężczyźni będą patrzeć na ciebie jak na obiekt pożądania?
To raczej oni mogą mieć problem. Ale zostaną z tym palącym problemem sami. Ja bardzo wcześnie musiałam nauczyć się, że moje ciało jest tylko narzędziem w pracy. Inaczej bym zwariowała. Jednego dnia mówią ci, że jesteś piękna, drugiego że okropna. Takie – jak ja to nazywam – ćwiczenia psychologiczne sprawiły, że mam absolutny dystans do swojego wyglądu. I czy skrytykują mój wygląd, czy nie, jest mi właściwie wszystko jedno.
Wiele Polek nadal uważa, że nie wypada być seksowną.
Wydaje mi się, że ciało i związane z nim przyjemności nadal przez niektórych ludzi uważane są za złe. Jesteśmy wychowani w kulturze, która uważa seks za coś brudnego. Jeśli tak się go przedstawi młodym ludziom, to tak będzie. I kobiety boją się być seksowne. Albo epatują swoją seksualnością tak, że staje się to niesmaczne.
A ty lubisz czuć się sexy?
Lubię. Każdy z nas ma w sobie wiele barw, z których składa się całość. To jeden z moich kolorów i bardzo lubię się tak czuć. Ale muszę mieć do tego pewne warunki. Kiedy karmię moją córkę zupką i ona pluje na podłogę, to raczej nie pomaga. Muszę mieć przestrzeń do tego, żeby czuć się sexy.
W Los Angeles faceci na pewno się za tobą oglądają. Zauważasz to w ogóle?
Zauważam przeważnie, gdy kobiety oglądają się za moim mężem. Ostatnio szliśmy razem po ulicy, ja z dzieckiem na rękach. Jakaś blondynka podeszła do Adriana i dała mu swoją wizytówkę. Nie zwracając uwagi na mnie i na dziecko.
Co wtedy pomyślałaś?
Że ma tupet! I przypomniało mi się zdanie, które zawsze powtarzała mi mama, żeby nigdy niczego nie ułatwiać facetowi. A tu tymczasem widzę takiego faceta w skórze kobiety. Niektórym pomyliły się role.
Co w tej sytuacji zrobił twój mąż?
Obydwoje byliśmy tą sytuacją lekko rozbawieni. Rozumiem, gdyby szedł sam, ale on był ze mną, a ja niosłam na ręku dziecko.
A ciebie nigdy tak nie zaczepiali faceci na ulicy?
Mnie raczej zawsze zaczepiają „na inteligencję”.
I jak im wychodzi taki podryw?
Niektórzy naprawdę mają polot. Ale ja jestem mistrzynią w ucinaniu podrywu. Robię to w białych rękawiczkach i nikt nie czuje się urażony. Od razu przechodzę na relację kumpelską, klepię po plecach. W trzy sekundy staję się panią całej sytuacji. Co jest fajne, bo potem nierzadko wychodzą z tego przyjaźnie na całe życie.
A pamiętasz najdziwniejszy podryw,jaki słyszałaś w życiu?
Najdziwniejszy to chyba w Nowym Jorku. I raczej nie podryw, tylko rzeczowa oferta. Poszłam na randkę z bardzo znanym nowojorskim chirurgiem. Zaczynało się świetnie, on do tańca i do różańca. Nagle mówi do mnie, zupełnie normalnie i wprost, że go te nasze rozmowy w ogóle nie interesują i że chciałby zawrzeć ze mną „układ wyłącznie cielesny”. To są właśnie te różnice kulturowe, które nie przestają mnie zadziwiać.
Jak zareagowałaś?
Gdybym usłyszała to w Polsce, to dałabym w łeb, a tutaj nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby się obrazić. Propozycja została złożona bardzo rzeczowo i konkretnie. Miałam do niego duży szacunek, że mówił do mnie takim otwartym tekstem.
A co mu odpowiedziałaś?
Jako osoba dobrze wychowana, odpowiedziałam uprzejmie: „Nie, dziekuję”. Potem dodałam, że go bardzo lubię i żebyśmy zostali przyjaciółmi. On z kolei na to, że takim wariantem to on nie jest zainteresowany, ale jeśli kiedykolwiek zmienię zdanie, mogę do niego dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
Spotkałaś się z nim kiedyś później?
Nigdy go już nie spotkałam, ale kilka miesięcy później zobaczyłam jego zdjęcie w „New York Timesie”. Jeden ze światowej sławy baletmistrzów podał go do sądu na wiele milionów dolarów za to, ze zoperował mu nie to kolano. Przykra sprawa, ale śmiać mi się chciało. Gdyby biedaczek nie myślał tyle o seksie,może zoperowałby właściwe kolano.
Rok temu pomagałaś dziewczynom z „Top Model”, a teraz oglądamy cię w „The Voice of Poland”. Co cię zainteresowało w tym show?
Uwielbiam słuchać, jak śpiewają ludzie, szczególnie kobiety. „The Voice…” to świetny program, pokazuje, ile talentów kryje się w naszym kraju. Poza tym udział w programie to tak jak bycie na rewelacyjnym koncercie co tydzień. A przy okazji, teraz, gdy sama jestem w trakcie muzycznego projektu, mogę się czegoś nauczyć.
Właśnie, nagrywasz płytę. Kiedy ona się pojawi?
W nowym roku. A pierwszy singiel usłyszycie już niedługo.
Kiedy pierwszy raz pomyślałaś, że chciałabyś wydać własny album?
Jakieś dziesięć lat temu. Ale zawsze byłam zbyt zajęta. Studia, szkoła w Nowym Jorku, kręcenie filmów. A na muzyce trzeba się skupić. Po drugie nigdy nie znalazłam kogoś, z kim połączyłaby mnie chemia. Kilka razy spróbowałam coś nagrać, ale nie podobało mi się to, co mi proponowano. To w ogóle nie było moje. Wolałam więc sobie odpuścić.
Teraz znalazłaś właściwą osobę?
Tak. Poznałam świetnego chłopaka z Nowego Jorku. Nazywa się David Liang, jest producentem płyty. Idzie nam świetnie, muzykę piszemy wspólnie, ja napisałam teksty i je śpiewam.
Po polsku czy po angielsku?
Większość po angielsku, ale dwie piosenki będą po polsku.
Jaką grasz muzykę?
To mieszanka stylów, będzie wolno i nisko.
Jakiś nowy gatunek?
To naprawdę trudno zdefiniować. Dziś tyle rzeczy dzieje się w muzyce, że jeśli coś nie jest jednoznaczne, to niełatwo znaleźć definicję. Usłyszysz, to sam mi powiesz, co to jest.
Byłaś modelką, jesteś aktorką, będziesz piosenkarką. Nie obawiasz się, że ludzie zaczną komentować, że Mielcarz śpiewa, tańczy i rymuje?
Ale ja nie zamierzam być piosenkarką! Po prostu nagrywam muzykę, która mi się podoba, i czerpię z tego wielką radość. Robię to dla siebie.
Ale na pewno skrytykują...
Na dwieście procent tak, bo taka jest natura Polaków. Ale nie mam z tym problemu, bo nie widzę siebie jeżdżącej po miastach z koncertami. Nagrałam płytę, by mieć doświadczenie z tworzeniem własnej muzyki. To jedno z moich marzeń. Poza tym jest jeszcze wiele rzeczy, które mnie interesują i nie zamierzam się ograniczać.
Opowiesz o nich więcej?
Mam marzenie, żeby reżyserować filmy. Już zrobiłam kilka kroków w tym kierunku, to były na razie tylko krótkie, studenckie rzeczy. Ale jak tylko skończę z płytą, zajmę się filmami. W ogóle z natury jestem bardziej obserwatorem niż performerem.
Ale zostałaś aktorką. Zależało ci na tym.
I to był świetny etap. Ale teraz wiem, że nie mogłabym dobrze reżyserować, nie wiedząc, o co chodzi w aktorstwie. Mój wielki idol Steve Jobs powiedział, że życie trzeba przeżywać idąc do przodu, ale zrozumieć można tylko patrząc wstecz. Nawet z pozoru nieistotne wydarzenia nabierają znaczenia. Jeśli połączysz je, jak kropki na rysunku, otrzymujesz cały obraz.
Rozmawiał Robert Pieńkowski