Mali twardziele z tatuażami. Bo w szpitalu też może być wesoło
25.05.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:24
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Fajny pomysł czy przesada?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.
Wytatuowany mały pacjent szybciej wraca do zdrowia?
Kiedy nowozelandzki tatuator Benjamin Lloyd ogłosił na Facebooku, że jeśli pod wpisem zdobędzie 50 "lajków", wytatuuje wszystkie chore dzieciaki ze szpitala Starship w Auckland, pewnie nie spodziewał się, z jak wielkim i ciepłym odzewem spotka się jego pomysł. W zaledwie kilka dni post polubiło 400 tys. internautów, a artyście nie pozostało nic innego, jak tylko wziąć się do roboty. Efekt zwala z nóg!
Benjamin Lloyd to uznany artysta, który przez ostatnich 10 lat zdobył renomę dzięki swoim pracom przy użyciu aerografu. Jest to niewielki "pistolet" służący do malowania za pomocą farby rozpylanej przez strumień powietrza. Niedawno jednak Nowozelandczyk zaczął tą techniką wykonywać także tatuaże. Choć zajmował się "dziaraniem" tylko dorosłych, i to dość hobbistycznie, jednak w pewnym momencie wpadł na pomysł, by zacząć dekorować ciała także małych pacjentów pobliskiego szpitala. W końcu skoro dorosłym nowy wzór tak bardzo poprawia nastrój, czują się dzięki nim piękniejsi, silniejsi i wyjątkowi, to dlaczego ten sam zabieg nie miałby ucieszyć chorych maluchów?
"Nic nie sprawia mi większej frajdy, niż zwiększanie u nich poczucia pewności siebie za pomocą odjazdowego tatuażu" - napisał na swoim profilu Benjamin Lloyd. "Jedyne, co mnie martwi, to fakt, że dzieciaki nie chcą później brać kąpieli" - dodał żartobliwie. Fakt, wykonywane przez niego malcom "dziary" nie są oczywiście permanentne i zmywają się przy użyciu wody i mydła. Trudno się zatem dziwić, że chciałyby się nimi cieszyć jak najdłużej. A że dają im mnóstwo radości - tak potrzebnej podczas powrotu do zdrowia po chorobie - widać już na pierwszy rzut oka.