Marian Zacharski - szpieg, który miał szczęście
14.12.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:09
Oto historia najsłynniejszego peerelowskiego szpiega
14 grudnia 1981 roku sąd w USA skazał 30-letniego Zacharskiego na dożywotnie więzienie. Agent peerelowskiego wywiadu, działający w Stanach Zjednoczonych od 1975 roku, trafił do zakładu o zaostrzonym rygorze. Amerykanie mieli prawo być wściekli - Zacharskiemu udało się zdobyć najbardziej poufne informacje dotyczące ich struktury obronnej, w tym m.in. dokumentację techniczną systemów radarowych myśliwców F-14, F-15, F-16, F-18, bombowca B-1, systemu sonarowego dla okrętów podwodnych, rakiety Hawk, a także plany pocisków rakietowych Phoenix i Patriot. Takimi rezultatami mógłby pochwalić się chyba rzeczywiście tylko James Bond.
Przypominał mu zmarłego syna
Marian Zacharski przyjechał do USA w 1975 roku jako reprezentant firmy POLAMCO. Aktywność gospodarcza - sprzedaż obrabiarek - była tylko przykrywką dla jego prawdziwej działalności.
Fortuna uśmiechnęła się do Zacharskiego w roku 1977, gdy poznał, a potem zaprzyjaźnił się z Williamem Bellem, człowiekiem pracującym przy najbardziej tajnych projektach Departamentu Obrony USA.
Bell, kierownik projektu radar Systems Group w Hughes Aircraft Corporation w Kalifornii, był dla peerelowskiego szpiega wymarzonym celem. Dużo starszy od Zacharskiego mężczyzna stracił krótko wcześniej w wypadku samochodowym syna, odeszła od niego żona, miał też problemy finansowe. Pragnął przyjaźni, potrzebował pieniędzy. Zacharski mógł mu dać jedno i drugie. A w dodatku tak bardzo przypominał mu zmarłego tragicznie potomka...
Podpis na cyrografie
Agent był bardzo szczodry dla Bella. Obdarowywał go złotymi monetami, z których każda miała wartość kilku tysięcy dolarów. Prezenty początkowo były bezinteresowne. Wkrótce jednak Zacharski poprosił swojego przyjaciela o pierwszą przysługę. Była na pozór całkowicie niewinna - chodziło o pomoc w zdobyciu nowych klientów dla POLAMCO w korporacji Hughes. Bell przyjął w zamian 4 tysiące dolarów w gotówce, co potwierdził złożeniem podpisu na pokwitowaniu. Podpis ten uczynił go zakładnikiem peerelowskiego wywiadu.
Zacharski nadal okazywał mu swą przyjaźń. Pomógł mu m.in. w wykupie mieszkania, wręczając pokaźną sumkę kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Za tę pomoc wdzięczny Bell zrewanżował się tajnymi dokumentami dotyczącymi "zamaskowanych systemów artyleryjskich przystosowanych do trudnych warunków atmosferycznych". Te materiały zapoczątkowały współpracę, którą przerwała dopiero wsypa w 1981 roku.
Nie wszyscy byli przyjaciółmi Mariana
W latach 1979-1981 Amerykanin trzykrotnie odwiedził Austrię i Szwajcarię, gdzie spotykał się z peerelowskimi służbami wywiadowczymi. Hasłem rozpoznawczym spotkań było zdanie: "Czy jesteś przyjacielem Mariana?"
Do roku 1981 wywiad PRL otrzymał od Bella i Zacharskiego wielką liczbę materiałów o systemie obronnym USA i innych państw NATO. Wartość pozyskanych informacji była ogromna, a cena, za którą udało się je zdobyć, stosunkowo mała. Wszystkie kosztowały służby wywiadowcze około 300 tys. dolarów. Dobra passa Zacharskiego skończyła się w roku 1981. Bezpośrednią przyczyną dekonspiracji były zeznania, jakie amerykańskim władzom złożył zbiegły agent peerelowskiego wywiadu Jerzy Koryciński, który kulisy działalności polskiego szpiega w USA znał już od dobrych kilku lat.
Towarzyszu generale, melduję wykonanie zadania
Wiosną 1981 roku oficer FBI odwiedził Bella. Funkcjonariusz złożył mu propozycję nie do odrzucenia: w zamian za przyznanie się do winy i współpracę przy zdemaskowaniu Zacharskiego miał otrzymać łagodny wyrok. Bell zgodził się i kilka dni później zarejestrował swoją rozmowę z Zacharskim. Nagranie umożliwiło zatrzymanie szpiega. Choć agent został skazany na dożywocie, to celę opuścił już po niespełna czterech latach. 11 czerwca 1985 roku został wymieniony wraz z trzema innymi szpiegami w Berlinie na aż 25 agentów państw zachodnich.
"Towarzyszu generale. Kapitan Marian Zacharski melduje się po wykonaniu zadania wywiadowczego!" - raportował na warszawskim Okęciu generałowi Zdzisławowi Sarewiczowi, szefowi peerelowskiego kontrwywiadu.
Agent zmienia skórę
Wkrótce Zacharski został dyrektorem Pewexu. Po zmianie ustroju także nieźle mu się wiodło. Od 1990 roku pracował dla UOP. Był jedną z osób zaangażowanych w operację wywozu agentów CIA z Iraku. Noga powinęła mu się dopiero w 1995 roku, gdy uczestniczył w nieudanej akcji werbowania rosyjskiego agenta Władimira Ałganowa, który miał posiadać informacje o współpracy ówczesnego premiera Józefa Oleksego z KGB. Zacharski został jeszcze co prawda awansowany na stopień generała brygady przez prezydenta Lecha Wałęsę, ale w 1996 roku wyjechał z Polski, obawiając się o swoje bezpieczeństwo. Od tego czasu mieszka zagranicą. Polskę odwiedził w 2013 roku przy okazji promocji swoich książek. Zacharski ma ich na koncie wiele, w tym autobiografię pt. "Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski". Choć dawny agent przez wielu porównywany jest do Bonda, on sam zafascynowany jest rotmistrzem Jerzym Sosnowskim, agentem wywiadu II RP.
Największy szpieg... spośród wykrytych
Dawni ideowi przyjaciele Zacharskiego nie szczędzili mu w ostatnich latach wielu uszczypliwości. I nie chodzi tu tylko o zrozumiałą niechęć Józefa Oleksego. "Był największym polskim szpiegiem... spośród wykrytych" - zauważył zgryźliwie gen. Czesław Kiszczak.
Sceptycznie o umiejętnościach Zacharskiego wypowiedział się też Vincent Severski, były oficer wywiadu USA, według którego peerelowski agent trafił do USA jako zwykły kontakt operacyjny, a "ukadrowiony" przez wywiad został, gdy siedział już w amerykańskim więzieniu. "Nie był przeszkolonym oficerem, nie potrafił wykrywać obserwacji. Takich rzeczy uczysz się miesiącami, non stop. On przez to nie przeszedł" - stwierdził Severski w wywiadzie dla tygodnika "Wprost".
To, że nie przeszedł konwencjonalnego szkolenia, przyznaje zresztą sam Zacharski. "Byłem przeszkolony w trybie indywidualnym. Nie byłem w Kiejkutach, ale wielu z tych, którzy tam byli, nie widzieli szpiega ani agenta nawet przez lornetkę" - powiedział w trakcie jednego z wywiadów w TVN24. Coś w tym jest. Niezależnie bowiem od tego jakie, gdzie i czy w ogóle szkolenie przeszedł Marian Zacharski, to wagi materiałów, które udało mu się zdobyć, nie sposób zakwestionować. Może uzyskał je dzięki szczęściu, ale chcąc być dobrym agentem - trzeba je mieć.
Witold Chrzanowski