Maruszeczko - najbardziej poszukiwany bandyta w Polsce
29.01.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:17
Bał się go cały kraj - był szalony, pojawiał się i strzeleał
Jeszcze długo po wojnie straszono nim śląskie dzieci. "Kto mnie goni, szuka śmierci" - tłumaczył sądowi przyczyny zabójstwa dwóch policjantów. Jednak liczba ofiar Nikifora Maruszeczki była znacznie dłuższa. Nic dziwnego, że tego 25-latka, jak pisała prasa "młodego, przystojnego, o twarzy raczej łagodnej" uznawano za najbrutalniejszego przestępcę II Rzeczpospolitej.
Była mroźna sobotnia noc, 15 stycznia 1938 roku. W eleganckim hotelu "Pod Orłem" w Białej (dzisiejsza Bielsko-Biała) trwała właśnie zabawa karnawałowa miejscowego cechu krawieckiego. Dobiegająca z budynku głośna muzyka i wesoły gwar budziły zainteresowanie przechodniów. Jednym z nich był młody, dość przystojny mężczyzna, w stanie wyraźnie wskazującym na znacznie spożycie alkoholu. Postanowił przedłużyć upojny wieczór i "wczesać się" na imprezę.
W hotelu szybko podpadł innym gościom, których prowokacyjnie zaczepiał. Gdy zaczął agresywnie podrywać bawiące się panie, wezwano policjanta z pobliskiego komisariatu. Próba wylegitymowania intruza zakończyła się jednak dramatycznie - mężczyzna wyciągnął pistolet i strzelił kilka razy w kierunku funkcjonariusza, raniąc go w głowę. Później wybiegł z hotelu. Policjant, mimo obrażeń, zaczął go gonić, a strzelanina przeniosła się na ulicę. Do akcji włączyli się taksówkarze, jeden z nich podstawił nogę bandycie. Gdy ten się przewrócił, dopadli go inni kierowcy oraz hotelowy portier. Zaczęli bić mężczyznę, krzycząc, że mógł pozabijać niewinnych ludzi.
Gdy napastnika zakuto w kajdanki, miał krzyknąć do gapiów: "Nie wiecie, z kim macie do czynienia. Jestem Florian Nikifor Maruszeczko!". Było to nazwisko, które od kilku miesięcy budziło grozę w całej Polsce.
Więzienna edukacja
Biografia jednego z najsłynniejszych przestępców II RP jest pełna białych plam i niejasności. Florian Nikifor Maruszeczko urodził się w marcu 1913 roku w Korzenicy, małej wsi w powiecie jarosławskim. Jego matka była alkoholiczką, a prawdopodobnie także prostytutką, natomiast syn stanowił pamiątkę po którymś z licznych klientów.
Ojca nigdy nie poznał, a dom rodzinny opuścił bardzo wcześnie. Jako dziecko wędrował po okolicy z kapelą podwórkową i dorabiał jako śpiewak. Później przerzucił się podobno na sprzedaż gazet, ale szybko odkrył znacznie łatwiejszy sposób zarobkowania. Przeniósł się do Rzeszowa i zaczął specjalizować się w drobnych kradzieżach na bazarach i dworcu kolejowym. Pewnego razu wpadł na gorącym uczynku i jako 16-latek zaliczył pierwszy pobyt w więzieniu. Później trafiał tam jeszcze wielokrotnie, odbywając podczas kolejnych odsiadek przyspieszony kurs przestępczego fachu.
Maruszeczko doszedł do wniosku, że najlepszym sposobem na unikanie kontaktu z organami wymiaru sprawiedliwości są częste zmiany miejsca pobytu. Dlatego zaczął intensywnie podróżować po Polsce, ale także Niemczech, Austrii czy Czechach. Okradał głównie podróżnych na dworcach kolejowych, ale z czasem przerzucił się na włamania do domów bogatych przemysłowców czy urzędników. Dzięki wrodzonej charyzmie gromadził wokół siebie bandy i organizował coraz bardziej spektakularne napady. Za cel brał na przykład urzędy pocztowe, a niektóre akcje przynosiły nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Maruszeczko był jednak wówczas tylko pospolitym złodziejem. Wkrótce miał się stać znanym w całej Polsce brutalnym mordercą.
Pierwsza śmierć
Przełomowym wydarzeniem w krótkiej biografii Maruszeczki miało okazać się włamanie do mieszkania oficera straży granicznej. Wyniósł z niego przede wszystkim pistolet Sauer und Sohn (kaliber 7,65 milimetra), z którym nie rozstał się aż do feralnej styczniowej nocy w 1938 r.
Bandyta uwielbiał korzystać z broni, nawet w zupełnie niewinnych sytuacjach. Jego pierwszą ofiarą był alfons zastrzelony w parku Kościuszki w Katowicach. Mężczyzna przybiegł zaalarmowany krzykiem prostytutki uderzonej w twarz przez Maruszeczkę. Po chwili już nie żył, ponieważ bandyta wpakował w niego dwie kule. Wychodząc z parku postrzelił jeszcze przypadkowego przechodnia - był to wracający z pracy woźny miejscowego sądu, ubrany w służbowy strój, który bandycie skojarzył się z policyjnym mundurem.
Niedługo później przestępca miał "na rozkładzie" także prawdziwego policjanta. Zastrzelił bowiem funkcjonariusza wezwanego przez właścicieli krakowskiej restauracji, na którą wcześniej napadł Maruszeczko.
Kolejny policjant zginął z jego ręki w Warszawie. Maruszeczko był już wówczas bardzo znanym i poszukiwanym przestępcą. Do stolicy przyjechał z dwoma kompanami: Władysławem Sporzyńskim i Józefem Kaszewiakiem. W nocy z 16 na 17 grudnia 1937 r. na maszerującą ulicą Kruczą trójkę natknął się policyjny patrol, który rozpoznał bandytów i zaczął ich ścigać. Maruszeczko i Kaszewiak kilkakrotnie strzelili w kierunku funkcjonariuszy, zabijając jednego z nich.
Po tym zdarzeniu Maruszeczko został ogłoszony "wrogiem publicznym numer jeden". Prasa rozpisywała się o jego bezwzględności i brutalności. Wszędzie pojawiały się zdjęcie bandyty.
"Strzelałem, bo byłem pijany"
Dwa dni po strzelaninie w Warszawie, Maruszeczko i Kaszewiak pojawili się w restauracji w Białobrzegach niedaleko Radomia. W ślad za nimi na miejscu znalazła się policja i znów doszło do strzelaniny. Tym razem obyło się bez ofiar, ale przestępcom udało się uciec.
Niedługo później na ich trop natrafiono pod Szydłowcem. Podczas obławy postrzelono Kaszewiaka, który po kilku godzinach zmarł w radomskim szpitalu. Jednak Maruszeczko po raz kolejny wymknął się policji. Prasa spekulowała, że mógł zamarznąć w pobliskim lesie, gdzie znaleziono podziurawiony kulami płaszcz bandyty, ale mało kto w to wierzył. Na Polaków padł blady strach, podgrzewany przez media donoszące o różnych miejscach, gdzie rzekomo widziano mordercę.
Być może Maruszeczko jeszcze długo terroryzowałby opinię publiczną, jednak zgubiła go skłonność do nadużywania alkoholu. W Białej pojawił się na początku 1938 r. 7 stycznia napadł na sklep tytoniowy. "Florek potrzebuje pieniędzy i papierosów" - miał krzyknąć do przerażonego sprzedawcy. Zrabował 200 złotych i znów zniknął na kilka dni, prawdopodobnie pogrążając się w alkoholowym amoku. 15 stycznia pojawił się w hotelu "Pod Orłem", który okazał się ostatnim przystankiem na przestępczej trasie Maruszeczki.
Jego proces odbywał się w Warszawie (choć niektóre źródła podają, że były to Katowice). Bandytę podejrzewa się o zabicie co najmniej siedmiu osób, ale formalnie oskarżono go tylko o zabójstwo policjanta w Warszawie i ciężkie zranienie innego funkcjonariusza. "Strzelałem jak głupi, bo stale byłem pijany" - miał tłumaczyć podczas rozprawy.
Jednak nie przekonał sędziów. Florian Nikifor Maruszeczko został skazany na karę śmierci. Powieszono go 8 sierpnia 1938 roku.
Rafał Natorski
Korzystałem z artykułu Damiana Szymczaka "Kilka śmiertelnych miesięcy", który ukazał się w magazynie "Focus Historia Ekstra"(nr 4/2014)