Max Beauvoir - człowiek, który postanowił udowodnić, że zombie istnieją
Ukończył kilka fakultetów, prowadził badania naukowe, a potem jako inżynier współpracował z dużymi koncernami. Max Beauvoir ostatecznie porzucił jednak karierę naukową i korporacyjną, stając się wielkim kapłanem voodoo, który starał się udowodnić, że zombie istnieją.
Wiadomość o śmierci Maxa Beauvoira obiegła w ubiegłym miesiącu wiele mediów na świecie. Choć dla wielu sceptyków stał się już dawno zwykłym szarlatanem, nie sposób odmówić mu oryginalności poglądów – zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że Max Beauvoir był przez lata cenionym naukowcem. Urodzony w 1936 r. Haitańczyk ukończył najpierw chemię w prestiżowym Kolegium Uniwersytetu Miejskiego Nowego Jorku (kuźnia wielu noblistów), a potem kontynuował naukę na Uniwersytecie Paryskim, zdobywając tam dyplom z biochemii. Mając zaledwie 29 lat kierował już zespołem naukowców, prowadząc na Uniwersytecie Cornella badania z zakresu syntezy hormonów sterydowych. Poza karierą akademicką, współpracował też z amerykańskim gigantem branży informatycznej – koncernem Digital Equipment Corporation. Beauvoir byłby prawdopodobnie dziś wspominany jako kolejny uzdolniony naukowiec, pewnie z kilkoma znaczącymi odkryciami, gdyby nie jego dalsze losy.
Przełom w jego życiu nastąpił na początku lat 70. Mężczyzna głęboko przeżył śmierć swojego dziadka, który namaścił go na łożu śmierci na swojego następcę w zakresie posługi kapłańskiej voodoo. Po odejściu krewnego, badacz zdecydował się wrócić na Haiti i wykonać wolę zmarłego. Zamiast dalej realizować się jako naukowiec, postanowił zostać kapłanem popularnego na Haiti kultu, który oparty jest w dużej mierze na wierzeniach ludów zachodniej części Afryki, choć zawiera też elementy doktryny chrześcijańskiej. Wyznawcy tej religii wierzą np. w możliwość ożywiania zmarłych. Staje się to rzekomo możliwe po podaniu im specjalnej substancji. Ten przygotowywany przez czarownika preparat ma pozwalać na przekształcenie umarłego w zombie.
Tajemnica wskrzeszania zmarłych
Wiara naukowca w to, że zmarły może stać się czymś na kształt zombie, była głęboka. Dowiedział się o tym profesor Wade Davis, który pewnego dnia odwiedził go w haitańskiej dżungli. Davis, który jest kanadyjskim antropologiem, postanowił spotkać Beauvoira po usłyszeniu wielu historii o wskrzeszeniach dokonywanych przy użyciu magicznego proszku. Jedna z nich poświęcona była człowiekowi, który znany był jako Clairvius Narcisse. Mężczyzna ten został uznany za zmarłego w maju 1962 r. Jego śmierć potwierdziło dwóch lekarzy. Następnego dnia został pochowany. Ten sam Narcisse 18 lat później miał spotkać dwie swoje siostry, Marie-Clare i Angelinę, na jednym z targowisk. Podszedł do nich i powiedział im, że jest ich bratem, którego pogrzebały w 1962 r. Powiedział im, że niedługo po swej śmierci został wskrzeszony przez jednego z czarodziejów, a potem przez lata pracował na plantacji cukru. Historia ta szybko została podchwycona przez wyznawców voodoo. Wade Davis po przybyciu na Haiti i wysłuchaniu wielu podobnych
opowieści został przedstawiony przez Beauvoira jednemu z czarodziejów dysponujących recepturą cudownego proszku. Na podstawie tamtych doświadczeń oraz rozmów z Maxem Beauvoirem, Davis napisał potem reporterską powieść „Wąż i tęcza” (na jej podstawie powstał film), w której przybliżył swoje badania, zacytował inne historie dotyczące „zmartwychwstań”, a także opisał sam proces przemiany zmarłego w zombie.
Przemiana człowieka w zombie uznawana jest na Haiti za formę kary. Głowa osoby, która poddawana jest temu procesowi, posypywana jest proszkiem (zawiera on m.in. tetrodotoksynę prowadzącą do blokowania końcówek nerwowych), potem następuje stan odrętwienia, a następnie „powrót”. Osoba taka nie przypomina już jednak swojego dawnego „ja”, żyje w świecie omamów, a w postępowaniu przypomina maszynę. Późniejsze eksperymenty z użyciem formuły, którą poznał Davis, pozwoliły na przeprowadzenie kilku eksperymentów. W czasie jednego z takich doświadczeń mieszanka została podana szczurom, które wpadły w stan śpiączki i poruszały się dopiero w wyniku silnej stymulacji. Po sześciu godzinach ich tętno słabło i wydawały się martwe. Według Davisa, osoby po otrzymaniu takiej substancji stawały się podatne na manipulację. Mogły występować u nich stany amnezji i zaburzenia świadomości.
(( bigphoto http://i.wp.pl/a/f/jpeg/35812/fotka.jpeg #source=(fot. AFP)
Nie tylko kapłan voodoo
Max Beauvoir stał się osobą, która uznawana jest za wielkiego ambasadora voodoo na świecie. Uważa się również, że to właśnie za jego sprawą o tzw. żywych trupach zrobiło się głośno na całym świecie.
- „Wąż i tęcza” miała olbrzymi wpływ na resztę świata. Na nowo rozpaliła wielką dyskusję na temat zombie. Książka przyczyniła się do powstania prawdziwej fali wśród europejskich i amerykańskich społeczeństw i doprowadziła do pojawienia się kolejnych filmów na temat zombie – powiedział cytowany przez dziennik „Daily Mail” prof. Donald Cosentino z Uniwersytetu Kalifornijskiego, prywatnie przyjaciel Maxa Beauvoira. - Gdyby nie Max, Wade nigdy nie napisałby tej książki. Nigdy by nie powstała, a co za tym idzie, nigdy nie doszłoby do takiego szału na punkcie zombie, jaki wybuchł.
Max Beauvoir był niezwykle popularną postacią w swoim kraju. Dziś wielu komentatorów przypisuje mu istotną rolę w powstrzymaniu inwazji Stanów Zjednoczonych na Haiti w 1994 r., kiedy to Bill Clinton ogłosił gotowość do siłowego odsunięcia haitańskich dyktatorów, jeśli obalony prezydent, Jean-Bertrand Aristide nie zostanie przywrócony do władzy. Pełniący wówczas funkcję prezydenta Emile Jonassaint miał wtedy zadzwonić do Beauvoira i zapytać go o radę. Kapłan miał odpowiedzieć, że pokojowe rozwiązania są zawsze najlepsze.
Co ciekawe, Bill Clinton miał wcześniej okazję osobiście spotkać Maxa Beauvoira. Stało się to w 1975 r. Jak napisał były amerykański prezydent w swojej autobiografii, był zafascynowany jego osobowością, gdy wraz z Hillary spotkał go podczas ich wspólnego miesiąca miodowego.
Beauvoir w 2008 r. przestał być zwykłym kapłanem, a stał się prawdziwym guru popularnego kultu. Zaczęto go określać mianem króla voodoo, a jeszcze częściej papieżem voodoo. To właśnie jemu podlegali hounganie, czyli najwyżej rangi kapłani.
Max Beauvoir odszedł 12 września w wieku 79 lat. Niedługo potem głos zabrał prezydent Haiti, Michel Martelly. Określił on śmierć kapłana wielką stratą dla całego kraju.
RC/dm,facet.wp.pl