CiekawostkiMęska rozmowa z Andrzejem Sewerynem

Męska rozmowa z Andrzejem Sewerynem

Jestem aktorem i uważam, że mam szczególne obowiązki wobec języka. Publicznie czytałem Mickiewicza, teraz Gombrowicza. To chyba ma więcej sensu niż jakiekolwiek publiczne ględzenie o swoim patriotyzmie - mówi w wywiadzie dla magazynu "Malemen" ANDRZEJ SEWERYN.

Męska rozmowa z Andrzejem Sewerynem
Źródło zdjęć: © "Maleman"

tekst: Anna Kamińska, Katarzyna Kolenda-Zaleska

Co dziś w Polsce pana cieszy?

Ostatnio pani Krzywonos.

A drażni?

Zacznijmy skromnie. Drażnią mnie pasażerowie pociągów odbierający telefony komórkowe w przedziałach, odbywający długie rozmowy, niezwracający najmniejszej uwagi na sąsiadów, nierozumiejący, jak stają się agresywni. Kiedyś zdarzyło mi się usłyszeć rozmowę o mojej rodzinie. Trudno mi to pojąć.

Niejeden na pana miejscu nie mógłby pojąć raczej, że go nie rozpoznali.

O, nie, to nie o to chodzi. Życie uczy pokory. Wielką lekcją pokory była dla mnie praca z Peterem Brookiem. W momencie, gdy w teatrze spotykałem się z osobami, które nigdy w nim nie pracowały, a miały do powiedzenia na temat teatru tyle ile ja i często miały rację, to nauczyło mnie, że należy korzystać z doświadczeń ludzi, którzy są inni od ciebie, mają mniejszą wiedzę czy doświadczenie. Brook mi kiedyś powiedział: "Nie to jest istotne, czy masz rację, czy nie. Ważne, żebyś zrozumiał innego".

Rozumienie innego to coś, co chroni przed wykluczeniem, ale i wykluczaniem. Pan włączył się do projektu "Wykluczeni", którego celem jest obnażenie tych mechanizmów życia społecznego, które na wykluczanie z niego innych przyzwalają. Dlaczego pan uznał, że to aż tak ważne?

Wykluczanie jest dowodem oślepienia moralnego, ale i intelektualnego. Myślę, że nie da się mówić o wykluczeniach bez tej wiedzy, jaką dała nam przeszłość. W gruncie rzeczy ono oznacza, że wystarczy wykluczyć, by stworzyć lepszą rzeczywistość. Wykluczyć Żydów, Cyganów, kułaków i świat stanie się lepszy. Dla tych, którzy zostaną. To pogląd zbrodniczy. Wykluczenia prowadzą do aktów przemocy, do zbrodni. II wojna jest przykładem tego, do czego prowadzi wykluczanie.

A dziś?

Kilka lat temu w Paryżu umarło 12 tysięcy starszych ludzi z powodu upałów. Jak się dowiadywaliśmy z mediów, byli ludzie, którzy dowiedziawszy się o śmierci bliskich, nie przerywali urlopów, ponieważ uznawali w sposób racjonalny, że ciała mogą pozostać w kostnicy dwa tygodnie. Co to za problem?! Można poczekać! Przerażające.

A więc nie chodzi tylko o mniejszości.

Nie, warto zwrócić uwagę, że wykluczenie to nie tylko Żydzi, Cyganie, homoseksualiści, nie tylko Niemiec w Opolu czy Turek w Białostockiem. To jest oczywiste. Słaby fizycznie to też jest problem. Powodem wykluczenia może być nawet choroba, czyjaś słabość. Kwestia wykluczania to jest papier lakmusowy, codzienny egzamin, który przechodzi każdy z nas. Jest w wykluczaniu niestety coś naturalnego. Człowiek boi się rzeczywistości. Ona nie zawsze jest przyjacielem, więc zaczyna się poszukiwanie kogoś, kogo należy się bać. Jest to próba znalezienia rozwiązania, znalezienie winnego. I to jest chyba najbardziej przerażające.

Od czego to się zaczyna?

Wykluczenie zaczyna się od drobnych wykluczeń, np. towarzyskich, a prowadzi do strasznych rzeczy. Nie wiem, jaka jest na to recepta. Trzeba pewnie czytać ważne teksty, zastanawiać się nad nimi i wnioski stosować w codziennym życiu, nie marnować czasu. I starać się żyć bardziej tolerancyjnie, tak by nie wykluczać. Z czego to się bierze? Skąd ta nienawiść do odmiennego? W kościele uczą nas czegoś innego. Myślę, że rasistą, nienawidzącym czy wykluczającym warto się też zająć.

Mówi pan "trzeba czytać ważne teksty". Pan czyta na scenie "Dzienniki" Gombrowicza.

Jestem aktorem i uważam, że mam szczególne obowiązki wobec języka. Publicznie czytałem Mickiewicza, teraz Gombrowicza. To chyba ma więcej sensu niż jakiekolwiek publiczne ględzenie o swoim patriotyzmie. I Mickiewicz, i Gombrowicz - choć każdy na swój sposób - zmuszają do myślenia i piszą piękną polszczyzną, dzięki nim sprawdzamy nasze wyobrażenia o Polsce. To wystarczy, aby ich czytać! Gombrowicz żyjąc w Argentynie, patrzył na Polskę pozbawiony doświadczeń, które stały się udziałem całego pokolenia i warunkowały życie następnych. Nie jest mi łatwo akceptować go bezgranicznie. Nie patrzył na Polskę przez swoją krew, widok mordowanego ojca, gwałconych na jego oczach kobiet i nie przez widok obozów koncentracyjnych. O tym nie da się zapomnieć. Czy on to ignorował?

Dużo w tym było intelektualnej prowokacji, żeby nas wyrwać z naszego samozadowolenia, z przekonania o własnej wyższości. Myślę, że tak siebie zaprogramował w świecie sztuki. Jako prowokatora! Tylko że nie da się oderwać narodu od jego historii. Dobra czy zła, ona nas kształtuje. Czy tego chcemy, czy nie, nie obronimy się przed historią.

*Powiedział pan, że jako aktor ma obowiązek wobec języka. To rzadkie myślenie.*

Językowi należy się szacunek, bo to on organizuje wspólnotę, jaką jest Polska. Ale uczyć się go trzeba od najlepszych! Niestety polszczyzna, którą słyszymy w radiu i telewizji, to zgroza! Ludzie nie potrafią mówić po polsku, a usta mają pełne frazesów o ojczyźnie i wartościach. Choćby dlatego warto przypominać wielkie teksty. Trudno żyć w oderwaniu od korzeni. Wszyscy jesteśmy z Sofoklesa, Arystotelesa, Szekspira, Moliera, Bacha, Mozarta. Młodzi odczuwają potrzebę negacji przeszłości, ale i tak w końcu przychodzi refleksja, że wszystko już było.

Całą rozmowę z Andrzejem Sewerynem czytaj w magazynie "Malemen".

Źródło artykułu:WP Facet

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (63)