]( http://www.przystan-psychologiczna.pl/index.php )
Korzystanie z pomocy psychoterapeuty staje się coraz popularniejsze w naszym kraju. Wciąż jednak do psychologa częściej chodzą kobiety niż mężczyźni. Czemu tak jest? Co mogliby zyskać panowie, gdyby udało im się przełamać swój opór przed mówieniem o swoim życiu wewnętrznym?
Kozetka jest już tylko historycznym rekwizytem. Psychoterapeuci, może poza niektórymi ortodoksyjnymi psychoanalitykami, nie używają jej w swoich gabinetach. W czasach Freuda pacjent leżał na kozetce, a za nim siedział psychoanalityk i słuchał opowieści pacjenta. Dzięki temu opowiadający, prowadzony ściśle określonymi drogami teorii psychoanalitycznej, odkrywał wpływ faktów ze swojej przeszłości na teraźniejszość. Dziś terapia wygląda inaczej. W niemal każdym z podejść zwiększył się udział klienta, zaś jego świat wewnętrzny, wartości i doświadczenia stają się ważniejsze od fundamentalizmu teoretycznego. Stąd zresztą bierze się niechęć wielu ludzi do psychoterapii - jest ona nastawiona na konkretnego człowieka, wieloma drogami (czasem długimi) idzie się do celu. W medycynie jest prościej: objawy - diagnoza - leki - potencjalne wyzdrowienie. W psychoterapii objawy bywają subiektywne, precyzyjna, kliniczna diagnoza nie zawsze jest niezbędna, liczy się głównie to, co jest ważne i korzystne dla pacjenta - jego
cel. Dzięki temu ma on świadomość, że to, co udało się osiągnąć, jest jego zasługą.
Nie jest odkrywczym stwierdzeniem, że psychikę kobiet i mężczyzn opisuje się za pomocą tych samych emocji. Ale oczywiście emocje te różnią się u obu płci natężeniem. Tymczasem odmawia się mężczyznom prawa do pewnych naturalnych uczuć. Gniew, nienawiść - nie wypada, bo to prowadzi do przemocy. Wrażliwość, smutek, żal - nie, bo niemęskie. A przecież te uczucia są. I jeśli nie znajdą ujścia w naturalny, bezpieczny sposób, może to mieć przykre konsekwencje. Kobiety wspólnie wypłakują się, plotkują, skarżą na bliskich. Mężczyznom też zdarzają się spotkania we własnym gronie, ale często niezbędnym warunkiem szczerości jest stojący na stole alkohol. To oczywiście uogólnienie, bo bywają też panowie potrafiący zdrowo radzić sobie z emocjami i kobiety pozbawione tych umiejętności, jednak kultura postawiła panów w nieco trudniejszej sytuacji.
Panowie raczej niechętnie zagłębiają się w meandry psychiki, odróżniając głównie sytuacje, kiedy jest im dobrze, źle, kiedy mogłoby być lepiej i ewentualnie kiedy mogłoby być gorzej. To czasem jest wygodne i w wielu przypadkach wręcz ułatwia życie, jednak kiedy napotyka się sytuację trudną, niejednoznaczną albo wymagającą postawienia się na miejscu drugiej osoby, najczęściej nie wystarcza.
Zajmowanie się uczuciami to niezbędny element psychoterapii. Tymczasem mężczyźni obawiają się, że od uczuć można się rozkleić. I dlatego z psychoterapii korzystać nie chcą. Na co dzień też niezbyt chętnie mówią o tym, co leży im na duszy w obawie, że mogą się rozkleić. I tylko czasem, oglądając film, ukradkiem ocierają łzę. Bywa, że takie seanse filmowe spełniają swoją rolę, dając ujście smutkowi, jednak tak naprawdę najważniejsze i najzdrowsze jest świadome przeżywanie emocji. To zasada uniwersalna dla obydwu płci. Nie wystarczy poczuć, że coś "dziwnego" się z nami dzieje, trzeba jeszcze umieć to nazwać, wiedzieć, skąd się wzięło, czy jest dla nas dobre i jak można z tego skorzystać.
Wśród klientów gabinetów psychoterapii kobiety stanowią zdecydowaną większość, choć stopniowo ulega to zmianie. Wciąż jednak w wielu grupach terapeutycznych trudno jest zapewnić nie tyle równowagę płci wśród uczestników, ale chociażby więcej niż jednego - dwóch mężczyzn. Rozmawianie o sobie, a już zwłaszcza o swoich słabościach, wątpliwościach, problemach - to nie jest łatwe dla mężczyzny, od którego wymaga się pewności siebie, zaradności, zdecydowania. A jeszcze większą niechęć (a w gruncie rzeczy obawę) wywołuje wizja otwierania się przed grupą obcych osób.
Od kilku lat ulega to zmianie, jednak wciąż zdarza się, że ludzie nie korzystają z psychoterapii ze wstydu przed otoczeniem i z obawy, że "w pracy może się wydać". Niestety, najbardziej obawiają się ci mężczyźni, którzy w największym stopniu kwalifikują się do korzystania z profesjonalnego wsparcia - choćby pracownicy służb mundurowych. Często pracują przecież na granicy wytrzymałości psychicznej, narażając życie swoje, odpowiadając za życie innych, obawiając się o los bliskich. Nawet, jeśli trafią do gabinetu, mają w sobie wyraźny niepokój przed tym, że może się to "znaleźć w papierach". Wprawdzie wielu wojskowych czy policjantów ma dostęp do psychologów w pracy, jednak właśnie z obawy, że będzie to źle przyjęte przez przełożonych, nie korzystają z pomocy. A nie da się wszystkich spraw przegadać z rodziną czy z kumplami. Wg statystyk próby samobójcze mężczyzn są znacznie bardziej skuteczne niż kobiet. Tak długo zwlekają oni z poproszeniem o pomoc, że w pewnym momencie mają wrażenie, że są pod ścianą i nie
dostrzegają już innego wyjścia, poza tym ostatecznym. Tymczasem dla swojego i swoich bliskich bezpieczeństwa i szczęścia mężczyźni powinni bardziej troszczyć się o siebie i nie zaniedbywać pierwszych objawów swoich problemów. Póki co zachęca się mężczyzn do badań w kierunku wykrywania raka prostaty, jąder. Warto, aby otoczenie zachęcało też do konsultacji ze specjalistą. "Napijemy się, to ci przejdzie" nie jest najlepszym wsparciem...
Dla wielu mężczyzn przeszkodą może być płeć lub wiek psychoterapeutów. Przeważają kobiety, całkiem sporo z nich jest dużo młodszych od swoich potencjalnych klientów. Niektórzy mężczyźni nie czują się komfortowo, odsłaniając swoje słabości przed kimś takim, bo po pierwsze to "kobieta i młoda, więc nie zrozumie", a po drugie " przed kobietą trochę wstyd". Jednak po to, żeby zrozumieć drugiego człowieka, potrzebna jest przede wszystkim empatia, wiek lub płeć tak naprawdę odgrywają drugorzędną rolę. Jeśli zaś ktoś, mimo to, ma problem z zaufaniem zbyt młodemu terapeucie, może poszukać innej, bardziej odpowiedniej dla siebie, osoby.
Psychoterapia może być pomocna, bo dzięki niej mężczyźni, dotychczas niezastanawiający się nad swoimi myślami i emocjami, zaczną je dostrzegać i korzystać z nich. Być może odkryją np., że związek pomiędzy zdarzeniem a odczuwaniem złości nie jest tak oczywisty, że gdzieś po drodze pojawiają się dotychczas nieuświadamiane myśli, które tę złość wywołują (np. myśli dotyczące bezradności w relacjach z dziećmi, poczucia braku akceptacji w relacjach z otoczeniem). Jeśli uda się to odkryć i wyjaśnić, to pojawi się szansa na uniknięcie dotychczasowych destrukcyjnych reakcji.
Kiedyś mężczyźni, dbając o higienę, używali jedynie mydła i wody. Dziś sklepowe regały z męskimi kosmetykami z każdym miesiącem mają coraz więcej półek. Być może podobnie będzie z higieną psychiczną - zaczniemy dostrzegać, że dla zdrowia trzeba zająć się tym obszarem siebie, który od pokoleń leżał odłogiem. Ale oczywiście nie każdy musi chodzić do psychoterapeuty. I nie każdy musi zagłębiać się w analizy psychologiczne samego siebie. Warto jednak to rozważyć, bo tylko poznając swoje uczucia, jesteśmy w stanie zapanować nad tymi, które nam szkodzą i pozwalać się porwać tym, które są dla nas korzystne.
Jacek Gientka, psycholog, psychoterapeuta