Mężczyźni cierpią bardziej
Wreszcie! Wieści zza oceanu głoszą, że faceci zaczynają coraz śmielej korzystać z dobrodziejstw równouprawnienia - panowie nauczyli się, że bólu nie należy ukrywać za fasadą macho i utartych norm społecznych, bo przecież w dzisiejszych, uniseksualnych czasach każdy ma prawo dawać upust swemu cierpieniu w sposób jawny. I szukać pomocy.
Michael Caserta, dyrektor "Center for Healthy Aging at the University of Utah", zauważa, że jeszcze do stosunkowo niedawna mężczyźnie nie wypadało okazywać słabości, ponieważ nie tego od niego oczekiwano. Przeciwnie, facet miał być twardy, hardy i opanowany, miał też stanowić oparcie dla wątłej i słabej kobiety, dlatego nie mógł sobie pozwolić na okazywanie uczuć, emocji, czy - broń Boże - strachu. Cierpienie także stanowiło pojęcie abstrakcyjne dla mężczyzny z generacji X. Naturalnie, zwłaszcza w kryzysowych sytuacjach, konsekwencją tak utartego porządku była nawarstwiająca się frustracja wewnętrzna u mężczyzn z tego pokolenia, a także wszechobecne poczucie zakamuflowanej bezsilności. Na szczęście, wydaje się, że z tym już koniec.
Otóż, jak donosi rosyjska "Pravda", w Stanach powstaje coraz więcej grup wsparcia dla panów - szczególnie dla wdowców, którzy po latach życia spędzonych w emocjonalnej klatce, tracą swoje wieloletnie partnerki i pękają - zamykają się w sobie, wpadają w głębokie depresje, czy wręcz pragną umrzeć. Profesor George A. Bonanno wyjaśnia, że nawet do tej pory ludzie często błędnie zakładają, iż "mężczyźni cierpią bardzo intensywnie, ale krótko, natomiast kobiety odczuwają jednostajny ból, rozciągający się przez dłuższy czas." Teraz wiadomo, że prawda wygląda zgoła odmiennie: "Niezależnie od płci, każdy odczuwa ból w ten sam sposób: jako nadciągające fale pozytywnych i negatywnych emocji - naprzemiennie pojawia się żal, smutek, beznadzieja oraz nadzieja..."
Z kolei cytowany już wcześniej Michael Ceserta ocenia, że skumulowane negatywne emocje mają bardziej destruktywny wpływ na mężczyzn (którzy często po raz pierwszy w życiu nie wiedzą, co ze sobą zrobić, jak sobie poradzić w tak ciężkiej sytuacji), niż na kobiety. Śmierć partnera, przez panie postrzegana jest jako forma opuszczenia, natomiast mężczyźni określają to zdarzenie dobitniej, np. jako "utratę kogoś, kto spajał ich samych, czy nawet amputację części siebie". Naturalnie, tak w jednym, jak i w drugim przypadku, niezwykle pomocne okazują się rozmaite formy psychoterapii, jednak, jak zauważają specjaliści, (do niedawna) konserwatywny mężczyzna rzadko kiedy godził się na takie rozwiązanie, w myśl zasady: "Nie jestem świrem, nie będą chodził do lekarza od czubków!".
Jednak w ostatnich latach sytuacja się zmieniła. XXI wiek to przecież czas skrajnego wręcz liberalizmu i równouprawnienia - co oznacza, że nie tylko kobiety mają prawo zajmować nieznane dotąd terytoria. Stąd, szukanie pomocy, celem zagłuszenia cierpienia nie jest już cechą typową dla płci pięknej. Niewątpliwie sporą rolę odgrywa tu także fakt, że stopniowo zaciera się różnica w długości życia kobiet i mężczyzn, dlatego męskie wdowieństwo nie jest już zjawiskiem należącym do kategorii rzadkich. Coraz więcej mężczyzn traci żony i staje przed ciężkim dylematem: jak tu żyć dalej?
W efekcie, przynajmniej w Stanach, jak grzyby po deszczu powstają stricte męskie grupy wsparcia - panowie wykonali spory skok do przodu, jednak do tej pory wierzą, że mężczyźni i kobiety cierpią inaczej, dlatego jedno nie jest w stanie zrozumieć drugiego. Ciężko także przelewać swoją gorycz i smutek na barki dzieci, dlatego najlepiej jest szukać ukojenia w gronie innych facetów, którzy borykają się z podobnymi problemami i przeżywają to samo. Trzeba przyznać, że to chwalebna inicjatywa, która powinna zyskać na popularności na całym globie - z pewnością, będzie nam wtedy łatwiej. Czas zacząć korzystać z równouprawnienia!