Mirosław Milewski - czy to on stał za morderstwem ks. Jerzego Popiełuszki?
23.02.2016 | aktual.: 07.04.2017 13:09
Mógłby dużo powiedzieć o wielu mrocznych tajemnicach PRL, w tym i o mordzie na księdzu Jerzym Popiełuszce
Lista jego zasług dla "władzy ludowej" jest długa. Rozpoczyna ją udział w obławie augustowskiej - akcji przeprowadzonej w lipcu 1945 roku przez sowieckie oddziały NKWD i wspartej przez Urząd Bezpieczeństwa, a skierowanej przeciwko niepodległościowemu podziemiu Armii Krajowej i Narodowych Sił Zbrojnych. W wyniku obławy aresztowano kilka tysięcy mieszkańców ziemi augustowskiej. Los 600 z nich do dziś jest nieznany. Najprawdopodobniej zostali zamordowani w okolicach Grodna. Mirosław Milewski miał wówczas 17 lat. Z bezpieką związany był już od 1944 roku. W służbie pozostał do 1985 roku, ale jej tajemnice chronił aż do śmierci - 23 lutego 2008 roku.
Milewski trzymał język za zębami także w swoim interesie. Pamiętał los byłego długoletniego premiera z czasów PRL Piotra Jaroszewicza i jego małżonki, których ciała znaleziono 1 września 1992 roku w ich wilii w Aninie. Zwłoki nosiły ślady tortur. Sprawców tego morderstwa nie ustalono do dziś, choć wiele wskazuje na to, że jego powodem było archiwum Jaroszewicza, w którym zgromadził on materiały mogące skompromitować wielu znanych polityków z różnych krajów.
Mirosław Milewski mógłby dużo powiedzieć o wielu mrocznych tajemnicach PRL, w tym i o mordzie na księdzu Jerzym Popiełuszce.
Piął się w górę bezpieczniackiej drabiny
Przeszedł wszystkie szczeble kariery w Urzędzie Bezpieczeństwa. Zaczynał jako prosty, ale już zaufany, bo z namaszczenia sowieckiego (od 1944 roku był współpracownikiem NKWD) funkcjonariusz w augustowskim UB. Później awansowano go przeniesieniem do Wojewódzkiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego w Białymstoku. Przez następne lata pracował w lokalnych strukturach bezpieki; wszędzie był liczącą się figurą.
W 1962 roku trafił do centrali - Ministerstwa Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Mianowano go na wicedyrektora, a następnie dyrektora Departamentu I (wywiadu). Jego kariera nabrała wówczas tempa: w 1971 roku Mirosław Milewski został, już jako generał brygady Służby Bezpieczeństwa, wiceministrem spraw wewnętrznych. Był nim do 1980 roku, gdy partia powierzyła mu kierowanie resortem.
Zaufany współpracownik Jaruzelskiego
Początek lat 80., to było apogeum wpływów Mirosława Milewskiego. Był nie tylko szefem MSW (choć tutaj dość szybko, bo już 31 lipca 1981 roku, zwolnił miejsce dla Czesława Kiszczaka), ale także członkiem Biura Politycznego i sekretarzem Komitetu Centralnego PZPR. Aż do roku 1985 był odpowiedzialny w najwyższych władzach partyjnych za nadzór nad organami bezpieczeństwa.
W 1985 roku Milewskiego usunięto ze wszystkich stanowisk i przeniesiono na emeryturę. Było to spore zaskoczenie, gdyż ambitnego generała uważano dotąd za jednego z najbardziej zaufanych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego.
Tego księdza nienawidziła komunistyczna władza
Karierę Milewskiego podcięły dwie sprawy: morderstwo księdza Jerzego Popiełuszki, do którego doszło w październiku 1984 roku, i ujawniona rok później afera "Żelazo".
Ks. Popiełuszko był kapelanem zdelegalizowanej w stanie wojennym "Solidarności". Na początku lat 80. jego kazania przyciągały tłumy do kościoła pw. św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. W 1984 roku ksiądz został porwany przez trzech funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i zamordowany. Wszyscy trzej zostali za to skazani na kary więzienia, jednak dziś żaden za kratkami już nie przebywa. Nikt nie miał wątpliwości, że polecenie porwania, a może i zabicia księdza zostało wydane na najwyższych szczeblach peerelowskiej władzy. Mirosław Milewski był w tym czasie sekretarzem KC i członkiem Biura Politycznego. Choć w rządzie nie pełnił żadnych funkcji, faktycznie kierował służbami specjalnymi.
To, że Milewski miał być inspiratorem porwania kapelana "Solidarności", ujawnił jeszcze w 2004 roku prof. Andrzej Paczkowski. Ten znany historyk wszedł w posiadanie dokumentu będącego zapisem dyskusji, jaka odbyła się 25 października 1984 roku w Urzędzie Rady Ministrów. Wzięli w niej udział m.in. ówczesny premier gen. Wojciech Jaruzelski, szef URM gen. Michał Janiszewski i doradca prasowy Jaruzelskiego mjr Wiesław Górnicki.
Jaruzelski do końca krył zbrodnię Milewskiego
Dyskusja była gorąca, gdyż główny organizator porwania księdza - Grzegorz Piotrowski - powoływał się w swych pierwszych po zatrzymaniu zeznaniach na poparcie bliżej nieokreślonych sił w aparacie władzy. Jaruzelski i jego koledzy byli w strachu, że bestialskie zamordowanie Popiełuszki społeczeństwo przypisze właśnie im. Postanowili więc się bronić. Taki charakter miało właśnie spotkanie w URM.
"Nie było różnic między generałami, co do politycznej i personalnej odpowiedzialności Milewskiego za tę sprawę. (...) Premier Jaruzelski, podzielając dezaprobatę zebranych dla działalności tow. Milewskiego, nie mając wątpliwości co do politycznej, a może nawet osobistej odpowiedzialności tow. Milewskiego za uprowadzenie, a być może i za morderstwo na osobie ks. Popiełuszki, sprzeciwił się jednocześnie podejmowaniu decyzji personalnych w stosunku do tow. Milewskiego" - relacjonował prof. Paczkowski treść dokumentu.
Zasłużony ubek zachował więc stanowiska we władzach partii komunistycznej. Zachował do czasu. W 1985 roku wydalono go z PZPR. Dla takiego ideowego komunisty, który miłość do partii i Związku Radzieckiego wyssał z mlekiem matki, był to z pewnością duży cios.
Afery "Żelazo" nie można było już jednak schować pod dywan. Nic nie mógł tu pomóc nawet towarzysz generał Jaruzelski.
Kradli dla dobra PRL i resortu
Początki afery "Żelazo" sięgają roku 1971, w którym Milewski został wiceministrem spraw wewnętrznych. Akcja polegała na przenikaniu funkcjonariuszy polskiego wywiadu do grup przestępczych działających na Zachodzie i transferowaniu do kraju ich łupów - złota, kosztowności, dzieł sztuki, które następnie miały być wykorzystywane do finansowania działalności wywiadu PRL. Miały, ale znaczna część łupów pozyskanych z przestępczego procederu trafiła do rąk "szczególnie zasłużonych" funkcjonariuszy MSW. W budynku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych istniał także w latach 70. nieoficjalny sklepik, w którym można było kupić część zrabowanych precjozów.
Z zeznań Milewskiego przed Centralną Komisją Kontroli Partyjnej wynika też, że niektóre ze skradzionych przedmiotów zostały przywłaszczone przez przedstawicieli najwyższych władz PRL, m.in. Edwarda Gierka i jego żonę, Jana Szydlaka i Zdzisława Grudnia.
Milewski próbował się bronić. Podczas posiedzenia KC PZPR w roku 1985 tłumaczył: "Była to operacja nietypowa, operacja taka, w której 'śmierdziało'. Stąd trzeba było mieć zgodę określonego wyższego szczebla (...) Brało się to z tego, że wówczas to zapotrzebowanie na pieniądze było wielkie, i stąd szukało się wszelkich sposobów".
Tłumaczenia nic generałowi nie dały. Poszedł w odstawkę - już jako "bezpartyjny".
**[
KUKLIŃSKI - ZA WALKĘ Z KOMUNIZMEM ZAPŁACIŁ ŚMIERCIĄ SWOICH DZIECI ]( http://facet.wp.pl/ryszard-kuklinski-za-walke-z-komunizmem-zaplacil-smiercia-swoich-dzieci-6002212575531649g )* *[
BOHDAN PIASECKI - NAJBARDZIEJ TAJEMNICZA ZBRODNIA W DZIEJACH PRL ]( http://facet.wp.pl/bohdan-piasecki-najbardziej-tajemnicza-zbrodnia-w-dziejach-prl-6002212413019265g )**
W III RP włos nie spadł mu z głowy
Wolna Polska nie skrzywdziła Milewskiego. Emerytowanego ubeka oskarżono co prawda o bezprawne aresztowanie w 1947 roku żołnierza AK, którego miał następnie przekazać Sowietom, ale sąd uniewinnił go z tych zarzutów, gdyż nie było na nie "bezpośrednich dowodów". Po odwołaniu prokuratora sprawa zlecona została Instytutowi Pamięci Narodowej.
Ponowny proces Mirosława Milewskiego jednak się nie rozpoczął, gdyż oskarżony nie stawił się na rozprawę. Jak tłumaczył obrońca, jego klient "cierpi na wiele różnych chorób, w tym zaniki pamięci. Sam mam problemy, aby się z nim porozumieć". Argumenty mecenasa przekonały Temidę. Proces został odroczony bezterminowo.
Po 1989 roku Milewski zaprzeczał też zdecydowanie, by miał coś wspólnego z mordem na księdzu Popiełuszce. "Nigdy nikogo nie zabiłem, tym bardziej księdza" - stwierdził w wywiadzie dla mediów.
Mirosławowi Milewskiemu nikt już do śmierci nie zakłócał spokoju. Ober ubek zmarł we własnym łóżku, pobierając do ostatnich swych dni wysoką emeryturę - ok. 6 tysięcy złotych miesięcznie.
* Witold Chrzanowski*