Myślisz, że cię rzuci? Można to sprawdzić!
18.04.2012 | aktual.: 20.04.2012 17:58
Do tej pory uprzejmość była uznawana za postawę, którą kształtujemy w sobie poprzez doświadczenie. Najnowsze badania wskazują jednak, że człowiek miłym może się urodzić. Okazuje się, że za to, czy będziemy życzliwi i uprzejmi, odpowiadają nasze geny.
Oksytocyna, produkowana przez część mózgu nazywaną podwzgórzem, jest hormonem wpływającym na związek emocjonalny pomiędzy ludźmi oraz na zaufanie. Sprzyja także zakochaniu, łączeniu się w pary i wzmacnia uczucia ojcowskie. Naukowcy z Uniwersytetu w Buffalo odkryli, że te pozytywne funkcje hormonu są kontrolowane przez pewne geny, które sprawiają, że jesteśmy bardziej przyjaźnie nastawieni do ludzi.
Mimo że nasze zachowanie jest zdeterminowane przez to, jak postrzegamy otaczający nas świat, nasze geny wydają się odgrywać ważną rolę w tym, czy jesteśmy mili czy nie. Naukowcy twierdzą, że odpowiadają one za to, jak się zachowujemy i stanowią o naszym charakterze bardziej niż wychowanie. Geny odpowiadają także za ludzki pesymizm lub optymizm. Jak wiadomo, postawa wyrażająca się w skłonności do dostrzegania tylko ujemnych stron życia, negatywnej oceny rzeczywistości oraz przyszłości, utrudnia z kolei stosunki z innymi ludźmi. To natomiast powoduje, że otoczenie odbiera pesymistów jako osoby nieżyczliwe, opryskliwe i nietowarzyskie.
Badania dowiodły dodatkowo, że osoby te mogą mieć brak genu "uprzejmości", lub jest on niewystarczająco silny, aby się ujawnić. Z drugiej jednak strony udowodniono, że ludzie z mocnym genem "uprzejmości" są mniej podatni na zdominowanie charakteru przez niekoniecznie dobre cechy nabyte. Są oni także bardziej skorzy do pomocy innym, filantropii, działalności charytatywnej oraz do informowania o przestępstwach.
Również, aby dowiedzieć się, jak długo przetrwa miłość, wystarczy zbadać poziom oksytocyny we krwi. Wysoki poziom tego hormonu zwiastuje bowiem trwalszy związek . Naukowcy z Uniwersytetu Bar-Ilan w Izraelu przeprowadzili wywiad wśród 60 par pomiędzy 20. a 30. rokiem życia, które związały się ze sobą w ciągu ostatnich trzech miesięcy, oraz w grupie kontrolnej 43 osób nie będących w związku. Następnie porównano wyniki badań krwi pobranej w momencie rozpoczęcia badań oraz po upływie sześciu miesięcy.
Poziom oksytocyny we krwi osób, które niedawno związały się z nowym partnerem był średnio dwukrotnie wyższy niż w przypadku singli bez względu na takie czynniki jak płeć, masa ciała, palenie papierosów, aktywność seksualna czy przyjmowanie antykoncepcji hormonalnej. Pary, u których początkowy poziom oksytocyny był wyższy i utrzymywał się na stałym poziomie, częściej niż inne pozostawały w związku przez kolejne sześć miesięcy. Zaobserwowano ponadto, że osoby te chętniej okazywały sobie czułość, co również wpływało na wzrost poziomu "hormonu miłości".
Na poziomie biologicznym - zauważają naukowcy - proces emocjonalnego przywiązywania się do nowego partnera przypomina proces wytwarzania się więzi pomiędzy matką a dzieckiem. Oksytocyna jest hormonem peptydowym syntezowanym w podwzgórzu i magazynowanym w tylnym płacie przysadki mózgowej. Pełni ważną rolę m.in. podczas porodu, przyspieszając skurcze macicy, a także podczas późniejszego kształtowania się relacji z dzieckiem. Badania wykazują ponadto, że hormon ten sprzyja zachowaniom prospołecznym i zwiększa poziom zaufania do innych osób.
(PAP), mow/ PFi