Trwa ładowanie...
19-07-2007 10:24

Na granicy ryzyka (Leszek Kuzaj)

Na granicy ryzyka (Leszek Kuzaj)Źródło: kif
d17vdwq
d17vdwq

Jest pan związany z motoryzacją od dzieciństwa.
Miałem szczęście, że wyrosłem w rodzinie przesiąkniętej motosportem. W tamtym czasie to miało trochę inny wymiar – zaczynałem w latach osiemdziesiątych. Mój ojciec się ścigał i często o tym rozmawialiśmy. Zabierał mnie do warsztatu Sobiesława Zasady, z którym, do dzisiaj, mam kontakt i którego bardzo podziwiam. Zawsze żyłem w świecie rajdów i wsiąknąłem w to. Rajdy, rajdy, rajdy... Monotematycznie brnąłem do przodu, tylko w tym kierunku.

Rozumiem, że tata w pełni wspierał pana pasję, a mama?
Mama tolerowała zainteresowania ojca, a co do mnie... Na początku zacząłem startować po kryjomu. W tajemnicy przed mamą zrobiłem też prawo jazdy – od razu, jak tylko było to możliwe. Wiele mnie to kosztowało.

Mieliście z tatą męską tajemnicę?
Tak. Zacząłem trenować, gdy miałem 14 lat. Niebawem dostałem od ojca małego fiata, którego przerabiałem, rozbijałem, naprawiałem, i znowu przerabiałem. W tamtym czasie uczyłem się, pracowałem i trenowałem.

Lubi pan grzebać pod maską?
Wiem, jaki chcę osiągnąć efekt i jak to zrobić. Dzielę się tym z ekipą techniczną, ale sam, rzadko zajmuję się „grzebaniem”.

d17vdwq

Powróćmy do nastoletniego Leszka Kuzaja. Praca, nauka i treningi? Żył pan i żyje na najwyższych obrotach.
Tak było od kiedy skończyłem 14 lat. Nie wyobrażam sobie innego życia.

Zawsze jest pan taki szybki?
Nie życzyłbym sobie tego przynajmniej w jednej dziedzinie (śmiech). Na serio - tempo mojego życia jest faktycznie bardzo wartkie. Staram się jednak koncentrować na tym, co robię. Ostatni rok był bardzo, bardzo szybki. Od ostatniego wypadku (Leszek Kuzaj miał wypadek na drugim odcinku specjalnym Rajdu Polskiego w czerwcu 2007 roku. Samochód wypadł z trasy i dachował, przyp. red.) wrzuciłem trochę na luz. Cieszę się życiem i staram się wszystko uporządkować.

Ile miał pan wypadków?
Nie liczę. To nie są chwile, do których się chętnie powraca we wspomnieniach.

Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt?
Około 8 poważnych. Nie liczę tego, co przeciętny człowiek nazwałbym wypadkiem, czyli jakiegoś wpadnięcia do rowu, urwania koła czy dachowania. To normalka. Każdy kierowca rajdowy ma takie wypadki i nie ma możliwości, aby je zupełnie wyeliminować...

d17vdwq

Ma pan czas dla siebie, dla Leszka Kuzaja, który nie jest kierowcą rajdowym?
Ostatnio moje życie przypominało jeden wielki odcinek specjalny. Robiłem wszystko na czas, miałem bardzo dużo zajęć, pracowałem po kilkanaście godzin dziennie, a do tego jeszcze – najważniejsze - treningi, wyjazdy, rajdy. Na wiele rzeczy nie miałem czasu. Praktycznie, w ciągu ostatnich dwóch lat, gdzieś się zgubiła moja prywatność. Stałem się osobą cenioną i potrzebną w wielu miejscach, a nie potrafię nic robić na pół gwizdka. W to, czym się zajmuję, wkładam całe swoje serce. Chcę dać z siebie jak najwięcej.

Czasami trzeba jednak z czegoś zrezygnować...
Staram się wprowadzić w mój grafik trochę wolnego czasu, ale odpoczywam równie aktywnie.

Balangi czy raczej sport?
Imprezy na pewno nie. Mam syndrom przesilenia ludźmi, ciągle jestem wśród nich. Szukam intymności. Ostatnią rzeczą, która sprawiłaby mi przyjemność, byłoby wyjście do restauracji czy klubu. Nie jestem gwiazdą serialu, ale za często jestem rozpoznawany. Nie czuję się wtedy komfortowo. Wolę się trochę wyizolować i mieć święty spokój.

d17vdwq

Ponoć łowienie ryb jest bardzo relaksujące. I o święty spokój i izolację łatwo...
Nie, nie ma mowy! Odpoczynek musi być aktywny. „Nicnierobienie” mnie zabija. Po ostatnim wypadku miałem zostać w szpitalu kilka dni, na obserwacji. Wytrzymałem dwie godziny, ale musiałem trochę czasu spędzić w domu, pod opieką, także medyczną. Czwartego dnia wstałem, mimo że nie powinienem. Leżenie to nie jest dla mnie najlepsze lekarstwo.

Rodzina jakoś to znosi? Nie boją się o pana?
Mama, starsza córka, moja partnerka... Jasne, że się martwią. Mam dwie córki z pierwszego małżeństwa i czteromiesięcznego syna - jest już mały Kuzi... Nie brakuje osób do stresowania się z powodu mojego zajęcia.

Daje pan radę być ojcem, przynajmniej na część etatu?
Staram się, ale czasu na życie prywatne mam jak na lekarstwo. Nie jestem z tego powodu dumny. Mój brak czasu odbija się na rodzinie. Przeżywamy różne chwile- lepsze i gorsze. Prawdę mówiąc, życie z kimś takim, jak ja, nie jest nagrodą. Nie chciałbym więcej o tym mówić, bo, niestety, nie ma się czymś chwalić. Rozstałem się z żoną, kiedy dzieci były jeszcze małe, ale cieszę się, że mam dobry kontakt z córkami. Jeśli się nie widzimy, to słyszymy się codziennie. Rozmowa i kontakt z córkami daje mi mnóstwo szczęścia. Czuję się bardziej wyluzowany, mam znacznie lepszy nastrój. Mój syn już wiele rozumie, ale pewnie dopiero, gdy podrośnie, będziemy mieli ze sobą bliższy kontakt.

d17vdwq

Kobiety pana życia nie próbowały pana zmienić?
Próbowały. Raz nawet, na jakiś czas, przystopowałem z udziałem w rajdach, ale to, niestety, nie zdało egzaminu. Nie da się zmienić Kuzaja.

Będzie pan wspierał syna, jeśli będzie chciał pójść w pana ślady?
Jeśli tylko będzie wykazywał takie zainteresowanie, to oczywiście. Myślę, że będę w stanie go trenować i pokierować jego karierą. To będzie jednak jego wybór. Nie będę na niego wpływał.

Zajmuje się pan młodymi kierowcami?
Tak, ale szczerze mówiąc nie wiem, czy jestem powołany do pracy dydaktycznej...

d17vdwq

Co powinien wiedzieć każdy młody kierowca?
Polskie drogi nie służą do ścigania się – zresztą, starszym kierowcom też trzeba o tym przypominać. Gdy ktoś znajomy jedzie ze mną samochodem, dziwi się, że jadę tak spokojnie. Każdy myśli, że z Kuzajem będzie szybciej (śmiech).

Ile ma pan punktów karnych? Zero.

Nigdy nie uzbierał pan oczka?
Nigdy. Jestem czysty! Polskie drogi nie są do ścigania się. Trzeba być idiotą, żeby urządzać na nich wyścigi. Jazda sportowa bardzo się różni od zwykłego podróżowania. Jaka to frajda wyprzedzić czterdzieści czy czterysta samochodów? Ja nie muszę nic sobie udowadniać. Inni też nie. Ludzie, którzy zechcą trenować będą mieli jednak trudności, bo ośrodków jest w Polsce bardzo mało.

Gdzie się trenuje?
W terenie, na starych lotniskach, na torach wyścigowych. Potrzebne jest miejsce, aby się rozpędzić. Należy poznać granice, wiedzieć, jak reaguje samochód, kiedy wylatuje z trasy, kiedy może się przewrócić, itd. Moje treningi są bardziej zaawansowane, wymagają zamknięcia dla ruchu na kilku trudnych technicznie drogach, najlepiej górskich. Trwają, najczęściej, kilka dni i odbywają się na Dolnym Śląsku lub na Mazurach.

d17vdwq

Ma pan ochotę podziałać np. politycznie, aby tę sytuację zmienić?
Nie. Mam jeszcze mnóstwo do zrobienia w sporcie – tam jestem potrzebny. Zresztą, polityka mnie irytuje. Jestem zbyt otwartym i szczerym facetem, żeby się odnaleźć w takim miejscu. To, co obserwuję i czytam w Internecie, trochę mnie przeraża. Zawód polityka jest kompletnie czymś nie dla mnie. Wiem jednak, że mogę coś zrobić dla polskiego sportu i zmiany sytuacji na lepsze. W miarę możliwości udzielam się podczas akcji dotyczących bezpieczeństwa, dzielę się swoim doświadczeniem. Mam spotkania w szkołach, z młodzieżą. Teraz wezmę udział w akcji promującej światła odblaskowe. Myślę, że robię tyle, ile mogę. Jako czynny sportowiec nie jestem w stanie zająć się wszystkim. A na pewno nie chcę zajmować się działalnością polityczną.

W jednym z wywiadów powiedział pan, że rajdy są dla pana czymś w rodzaju uzależnienia?
Nie mam w swoim życiu żadnych specjalnych nałogów...

Nie pali pan, nie pije?
Jestem pod tym względem zupełnie normalny. Alkohol nigdy nie był moim hobby.

Nie był pan nigdy weekendowym alkoholikiem?
Nigdy. Lubię dobre wino czy whisky, ale wódka jest w ogóle poza kręgiem moich upodobań.

Czyli z uzależnień zostają tylko rajdy?
Jestem facetem, który ma tak specyficznie skonstruowaną psychikę, że wciąż musi być w ruchu, żyć trochę na granicy. Kiedy robi się zbyt spokojnie, zaczynam się nudzić.

Kroi pan chleb podrzucając bochenek do góry i trafiając w niego z półobrotu maczetą?
Nie. Rajdy mi wystarczają. Jestem w pełni usatysfakcjonowany z ilości adrenaliny, którą mi zapewniają. Mam jeszcze treningi. Czasami przesiadam się na rower. I też jeżdżę szybko. Przy takiej ilości treningów i rajdów nie pojawia się jednak zagrożenie nudą. Podejrzewam, że gdybym z różnych względów nie mógł już zajmować się motosportem, brakowałoby mi porcji adrenaliny. Musiałbym wymyślić coś innego. Może zacząłbym skakać ze spadochronem? Kocham rajdy (nie wyścigi). Lubię znajdować się w sytuacjach, w których nie wiem, co się wydarzy. Kocham jeździć miedzy drzewami, po górach, kiedy pada, gdy jest ślisko i mgliście. Wtedy, trzeba dać z siebie naprawdę wszystko, a także korzystać z intuicji. To potężny zastrzyk adrenaliny... Tak, to z pewnością uzależnia.

Mówi się, że kierowcy fińscy różnią się od reszty tym, że kiedy „normalny” kierowca widzi górkę, to zwalnia, bo za nią może być zakręt, a Fin przyspiesza, bo za górką może być prosta. A jak jest z panem?
Bliżej mi do Fina. Myślę, że jako kierowca rajdowy mam charakterystyczną osobowość. Wyznaję taką zasadę: pedal to the metal, czyli - gaz do dechy. Rzadko oglądam swoje rajdy, ale podobno różnię się od kierowców. Staram się jak najrzadziej ściągać nogę z gazu, nawet, mimo ostatnich nieprzyjemnych wydarzeń. I ta taktyka raczej się sprawdza, bo średnia wygranych przeze mnie zawodów jest dość wysoka – również na arenie międzynarodowej. Czasami wypadam z trasy, ale to taki sport.

Czy wypadki nie powodują, że przed kolejnym startem jest pan bardziej zestresowany lub jedzie pan ostrożniej?
Nie.

Ma pan psychologa, który się panem zajmuje?
Mam swoich trenerów, również od psychologii. Dlatego jestem nie do zdarcia. Mam jeszcze kilka sposobów, ale je przemilczę (śmiech).

Czy rajd nie jest trochę jak hazard? Przecież nie zna pan trasy, którą pan będzie jechał?
Nie znam, ale mam pilota i mam opisaną trasę. Czy to jest hazard?

Jest rozdanie i trzeba coś z nim zrobić.
Tak, ale trzeba wiele od siebie wymagać. Muszę być bardzo skoncentrowany i szybko reagować. Rajdy bywają improwizacją. Zmienia się pogoda, zmienia się nawierzchnia, temperatura – warunki ulegają zmianie, niekiedy diametralnej. Inaczej trzymają się opony na różnej nawierzchni, inaczej reaguje samochód. W rajdach nie ma powtarzania tej samej trasy. Trzeba być szybkim, skoncentrowanym i bardzo wyczulonym na to, co się dzieje. Trzeba dać mnóstwo z siebie. Nie ma tu chwili na zwolnienie tempa. To jest coś, co mnie kręci!

A hazard w dosłownym tego słowa znaczeniu?
Jest zbyt bezpieczny. Tu można stracić tylko pieniądze.

Jednym z pana pilotów była kobieta. Mało jest kobiet w tym sporcie, to przecież męski świat.
Jest kilka kobiet na świecie, które startują.

Czy to są prawdziwe kobiety? Czy może mężczyźni, okrutnym zrządzeniem losu, uwięzieni w ciele kobiet?
To na pewno nie są transwestyci (śmiech). To są prawdziwe kobiety. Moja pilotka była drobną, małą blondynką. Świetnie dawała sobie radę.

I nie myliła prawej z lewą?
Tym kobietom to się nie zdarza.

Czyli płeć pilota nie ma dla pana znaczenia?
Nie. Pilot musi posiadać pewne cechy osobowości, które współgrają z cechami kierowcy. Ja jestem wyrazistym indywidualistą. Komunikacja między kierowcą a pilotem jest bardzo ważna.

Jak w małżeństwie?
To musi być bardzo udane małżeństwo, inaczej źle się dzieje, bo mogą zdarzyć się pomyłki, wypadki.

Co jest ważniejsze - porozumienie czy kwalifikacje?
Pilot nie musi być przyjacielem, nawet lepiej, kiedy nim nie jest, bo wtedy do głosu dochodzą „pozazawodowe” emocje. To ma być zawodowiec, z którym można się dobrze porozumieć. Spędzam z pilotem dużo czasu – na treningach czy w samochodzie, ale nie jesteśmy cały czas ze sobą.

Czy taktykę opracowuje cały zespół?
Zespół kierowcy rajdowego liczy kilkanaście osób. Taktykę wypracowuje się wspólnie. Czasami ciężko się z nią pogodzić, bo uwielbiam wygrywać. Pamiętam taki rajd, kiedy zostałem Mistrzem Polski, w 2005 roku. Aby zdobyć tytuł mogłem spokojnie pozwolić sobie na drugie miejsce, ale... W pewnym momencie miałem poważną awarię i potem musiałem gonić przeciwników. Goniłem, goniłem, aż ich złapałem. Pozostało 7 sekund i jeden odcinek specjalny. Wtedy otrzymałem polecenie od prezesa Subaru, żebym kategorycznie zwolnił. Wykonałem, przegrałem rajd o 1, 4 sekundy. Zostałem Mistrzem Polski, ale ten niedosyt pozostał we mnie do dzisiaj. Zdaję sobie sprawę z tego, że to było rozsądne posunięcie, ale z drugiej strony wiem, że mogłem docisnąć bardziej i wygrać.

Czy gry komputerowe mają jakieś znaczenie? Korzysta się z nich podczas treningów?
Zdarza mi się grać. Na pewno coś dają, bo obecnie gry dobrze odwzorowują rzeczywiste warunki jazdy, ale to nie jest to. W grze nie ma takich emocji. Mogę spokojnie rozbić samochód i nic mi nie grozi... Chociaż, ścigając się z komputerem też chcę być pierwszy.

Rzadko się pan promuje bywając na oficjalnych imprezach czy modnych „party”.
Nie czuję potrzeby chodzenia po imprezach i pozowania do zdjęć. Nie jest mi to do niczego potrzebne. Jeśli chcę kupić sobie nowy dom czy samochód, to mogę to zrobić i nie muszę nikomu tego udowadniać, ani się tym chwalić. Nie czuję się dobrze w tłumie ludzi uśmiechających się do fotografów. Wyjątkiem są spotkania oficjalne, czy imprezy, na których wiem, kogo spotkam i chcę z tym kimś spędzić trochę czasu i porozmawiać.

Ile kosztuje jeden start?
W Polsce około 100 tysięcy złotych.

A za granicą?
Trzy razy tyle.

Pieniądze przychodzą, gdy się człowiek promuje...
Niekoniecznie. Pieniądze mogę zarabiać nie będąc gwiazdą plotkarskich artykułów. Nie oglądam telewizji i nie wiem, kto jest teraz bardzo sławny. Nie mam pojęcia, kto gra, w jakich serialach, i mówiąc szczerze, nie wiem też, kto to ogląda.

Miliony ludzi.
To sposób życia, który jest mi całkowicie obcy... Wracając do „bywania”. Nie muszę się zbytnio promować. Jestem skoncentrowany na tym, co robię i nie chcę się rozpraszać. Mam firmę, która zajmuje się przygotowywaniem Subaru do rajdów. Prowadzi zespół rajdowy Subaru Rally Team Poland i obsługuje 11 sztuk Subaru Gr. N. Współpracuję z Porsche, które jest moją miłością od dzieciństwa.

Zjeździł pan cały świat. Czy ma pan okazję, np. zwiedzać?
Podczas rajdów? Nie. Z pewnością jednak widziałem miejsca, które rzadko oglądają turyści. Bardzo dobrze wspominam Rajd Safari, w Kenii. To było coś niesamowitego. A jeśli chodzi o wakacje, to od pięciu lat nie byłem...

Zaczynał pan jeździć maluchem. Teraz może pan jeździć, czym pan chce. Czy ma pan jakieś marzenia, dotyczące samochodów, które wciąż pozostają niespełnione?
Nie... Jeżdżę Porsche i nie muszę już o nim marzyć.

Dla każdego sportowca przychodzi taki moment, że trzeba sobie powiedzieć koniec. Kiedy?
Dobrze odejść, kiedy się jest na szczycie.

Wielu sportowców przegapia ten moment i później brną w sport, ciągle marząc, że jeszcze znajdą się na szczycie..
To bardzo niebezpieczne. Ale kiedy wciąż się chce... Ja odejdę, kiedy przestanie mi się chcieć. W starszym wieku również można jeździć i osiągać sukcesy w swojej klasie. Wtedy jednak trzeba mieć świadomość, że nie ma co liczyć na oszałamiające wyniki.

Życzymy panu wielu, wielu lat oszałamiających wyników.
Z Leszkiem Kuzajem rozmawia Hanna Żurawska

Stylizacja: Ewa Pałdyna/ Vertigo
Asystent Foto: Krzysztof Kozera
Foto: Marcin Samborski / Fpress.pl

d17vdwq
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d17vdwq