Na szlaku inkaskich tajemnic
18.09.2009 | aktual.: 27.12.2016 15:09
None
Kiedy rozmawialiśmy kilka tygodni temu, właśnie szykowałeś się do ekspedycji, której celem było odnalezienie w sercu dżungli starożytnego miasta. Czy to się udało?
Właśnie wraz z Arkadiuszem Paulem i Jarosławem Molendą wróciliśmy z Peru – jeszcze nie mogę uporać się z siedmiogodzinną różnicą czasu... Z wyników wyprawy jestem zadowolony, choć – jak zwykle – wszystko poszło całkiem inaczej niż przewidywaliśmy.
Jeszcze raz okazało się, że Ameryka Południowa, a zwłaszcza dżungla, są nieobliczalne i nieprzewidywalne. Natrafiliśmy na kilka interesujących nowych znalezisk, które wnoszą wiele nowego do naszej wiedzy o ostatnim okresie walk Inków z Hiszpanami.
Ale - generalnie mówiąc – wieloma rzeczami zostaliśmy zaskoczeni...
Co masz na myśli?
W rejonie, w którym prowadziliśmy eksplorację, a który do dalszych poszukiwań wytypowaliśmy w czasie zeszłorocznej wyprawy do Vilcabamby, odnaleźliśmy ślady osadnictwa w postaci fundamentów domostw o podstawach kolistych i prostokątnych.
Fundamentom tym towarzyszyły liczne znaleziska pozostałości po ceramice, co wskazuje na intensywność zasiedlenia tego terenu. Dżungla w badanym przez nas miejscu była jednak tak gęsta, a stoki górskie tak strome, iż trudno nam określić, czy mamy do czynienia z dużą aglomeracją, czy tylko z niewielkim osiedlem. W tym roku więcej ustalić się nie dało. Ale już samo stwierdzenie osadnictwa w tym punkcie jest istotne.
Amerykanin Vincent Lee – najlepszy aktualnie żyjący znawca tego terenu i autor wielu publikacji na temat rejonu Vilcabamby, szedł o zakład, iż w tym miejscu nic już nie da się odnaleźć. Tymczasem...
Szliście pod prąd?
Zdecydowanie. Lee kilkakrotnie przeczesywał stoki, które my eksplorowaliśmy i nic nie znalazł. My natomiast natrafiliśmy na pozostałości dawnych domostw, pochodzących – jak przypuszczam – z okresu istnienia państwa neoinkaskiego, czyli państwa istniejącego w drugiej połowie XVI wieku wokół Vilcabamby.
Ile czasu spędziliście eksplorując swoje znalezisko? Domyślam się, że nie było to łatwe - w dżungli można przejść metr od kamiennej budowli i nawet jej nie zauważyć.
Cała wyprawa trwała miesiąc. Nasze poszukiwania prowadziliśmy jednak w bardzo odległym zakątku Peru, więc na efektywną eksplorację mieliśmy tylko połowę tego czasu.
Tym bardziej jestem usatysfakcjonowany z osiągniętego rezultatu.
Pracowaliście w skrajnie rudnych warunkach - z czym konkretnie musieliście się zmagać?
Rzeczywiście – warunki nie były łatwe. W tej okolicy można przejść metr od zarośniętych murów i nawet tego nie zauważyć! Dodatkowym utrudnieniem było to, że miejscowa ludność nie do końca chciała z nami współpracować i nie mieliśmy żadnych dobrych miejscowych przewodników.
A jak pokazują doświadczenia takich badaczy, jak Bingham, czy Savoy, bez lokalnych przewodników w dżungli niewiele można zwojować.
Co wam sprzyjało?
Plusem było to, że w selwie nie padało. Ten rok – podobnie jak rok poprzedni – w rejonie Vilcabamby był bardzo suchy.
Dla nas było to duże ułatwienie. Naszym atutem było także to, że ze strony peruwiańskiej do naszej grupy dołączył Juvenal Cobos – niekoronowany król tego rejonu, jedna z osób, która w 1964 roku odkrywcy Vilcabamby – Savoyowi wskazał, gdzie ta ostatnia stolica Inków się znajduje.
No dobrze, powiedz czy udało się wam ustalić kto i kiedy zamieszkiwał odkryte przez was Inkaskie miasto?
Domostwa, na których ślady natrafiliśmy, były prawdopodobnie zasiedlone przez Inków i pozostających z nimi w sojuszu Indianami Antis. Na tych drugich wskazują koliste fundamenty niektórych zabudowań, na tych pierwszych – pozostałości po ceramice.
Ceramikę w tym samym stylu odkryto w pałacu Sayri Tupaca, w Yucay. Sayri Tupac był jednym z synów Manco Inki – powstańczego inkaskiego króla, który w latach 60. XVI wieku dobrowolnie opuścił Królestwo Vilcabamby i osiedlił się w Dolinie Urubamby.
Rozumiem, że wasze odkrycie może sporo "namieszać" w dotychczasowych poglądach na temat miejsc oporu Inków przed Hiszpanami?
Faktycznie. Eksplorację prowadziliśmy powyżej inkaskich ruin, które uznaje się za pozostałości bastionu Machu Pucara – tzw. Starej Fortecy. Nie rozwiazaną zagadką było do tej pory to, dlaczego Inkowie tego ostatniego miejsca na drodze do Vilcabamby, nie bronili; dlaczego w czerwcu 1572 roku stamtąd dobrowolnie się wycofali.
Nasze poszukiwania tę zagadkę jeszcze pogłębiły. Bo – po dokładnych oględzinach – okazało się, iż domniemane pozostałości Machu Pucara są znacznie bardziej monumentalne i że na okolicznych wzgórzach istnieją fundamenty domostw, wskazujących na to, iż obrońców tego miejsca mogło być znacznie więcej niż wcześniej przypuszczano.
Jakby tego było mało, na stokach okolicznych gór odnaleźliśmy liczne głazy, które były przygotowane po to, by zrzucić je na zbliżających się konkwistadorów. Pytanie – dlaczego zaniechano obrony tego miejsca, stało się przez to jeszcze bardziej zastanawiające...
Próbujesz to sobie jakoś tłumaczyć?
Owszem. Żeby jednak mieć lepsze rozeznanie, co do charakteru fortyfikacji inkaskich z ostatniego okresu ich walk z Hiszpanami odwiedziłem miejsce zwane Huayna Pucara, znajdujące się w odległości około jednego dnia marszu od Machu Pucara. Huayna Pucara było punktem bronionym przez Inków bardzo zdecydowanie.
Tymczasem okazało się, iż w porównaniu z Machu Pucara, Huayna Pucara jest bastionem bardzo wątłym – dziś trudno w ogóle rozpoznawalnym. Okoliczność ta dała mi jeszcze więcej do myślenia...
Jak to wyjaśnić?
Moim zdaniem – mimo posiadania licznej załogi w Machu Pucara i mimo dobrego przygotowania tego miejsca do stawiania oporu, Inkowie zrezygnowali z walk w tym miejscu dlatego, iż w ich szeregach doszło wtedy do rozłamu.
W owym krytycznym momencie do głosu musiały dojść racje głoszone od pewnego czasu przez jednego z dowódców indiańskich – Inkę Paucara, który twierdził, iż zamiast walczyć z Hiszpanami na polu bitwy, Inkowie powinni postawić na biologiczną rewitalizacje swej społeczności, czego ślady do dziś pozostały w postaci długowieczności plemienia Indian Q’ero, wywodzących się w prostej linii od inkaskiej szlachty.
W momencie gdy miało dojść do obrony Machu Pucara, Inka Paucar zdołał przekonać większość potencjalnych obrońców do swych racji i dlatego w Machu Pucara oporu już nie stawiano.
Uważasz, że inaczej trudno byłoby wyjaśnić to zaniechanie?
Tak właśnie sądzę. Forteca była duża, było w niej dużo ludzi, a na wzgórzach było mnóstwo głazów czekających tylko na to, by spaść na głowy Hiszpanów. Musiało zdarzyć się coś niezwykłego. Coś, czego do tej pory nie brano pod uwagę...
Czy udało wam się odnaleźć cos wyjątkowego?
Czymś wyjątkowym jest odnalezienie śladów osadnictwa, gdzie nikt go się nie spodziewał...
Gdzie trafiły odnalezione przez was rzeczy?
Nie prowadziliśmy wykopalisk. Odnalezione fundamenty oczyszczaliśmy tylko z porastającej je roślinności. Ewentualne wykopaliska w tym miejscu to sprawa INC – peruwiańskiego Narodowego Instytutu Kultury. Gdybyśmy kopali, zachowalibyśmy się jak „huaqueros” – rabusie starożytnych znalezisk, których w Peru jest wielu. Posądzenia o coś takiego za wszelką cenę chcieliśmy uniknąć.
Czy wobec tego, że nie udało się wam odkryć wszystkich tajemnic starożytnego miasta - planujesz kolejną wyprawę do miejsca?
Kontynuowanie eksploracji w odnalezionym przez nas miejscu wydaje się wielce uzasadnione. Pod powłoką zieleni jest tam zapewne dużo więcej ruin. To, czy stanowią one pozostałość małego osiedla, czy dużego miasta – nadal jest kwestią otwartą. Kontynuacja poszukiwań będzie zależeć od tego, czy znajdą się na to odpowiednie fundusze.
Muszę jeszcze nadmienić, iż – całkiem dodatkowo – zanim znaleźliśmy się w miejscu, gdzie prowadziliśmy poszukiwania, jako pierwsi Polacy dotarliśmy do najwyżej położonych ruin inkaskich znajdujących się na przełęczy Puncuyoc – 4000 m npm. Jest to miejsce jeszcze bardzo słabo poznane i niewyeksplorowane, o bardzo nieprzeciętnej, architektonicznej urodzie.