Najdziwniejsze pozwy sądowe
Większość śmiertelników woli trzymać się z dala od organów wymiaru sprawiedliwości. Pismo z urzędu przyniesione przez listonosza powoduje u wielu osób przyspieszone bicie serca. Nawet dochodzenie swoich racji lub praw przed sądem jest dla przeciętnego Kowalskiego ostatecznością. Są jednak ludzie gotowi złożyć pozew z powodu najmniejszego głupstwa. Treść bywa naprawdę absurdalna. Dzięki temu czasami jest trochę śmiesznie, ale czasami też naprawdę strasznie.
28.06.2016 | aktual.: 28.06.2016 15:19
Sam przeciwko sobie
Czy można zaskarżyć samego siebie? Okazuje się, że tak. Dobitnie pokazują to przykłady ze Stanów Zjednoczonych. Robert Lee Brock w czasie odsiadywania wyroku w stanie Wirginia pozwał sam siebie, domagając się wypłaty 50 milionów dolarów odszkodowania. Myślał, że dzięki temu zostanie uznany za osobę niepoczytalną i przeniesiony do szpitala psychiatrycznego. Niestety ta sztuczka nie udała się.
Jeszcze ciekawsza jest historia Curtisa Gokeya. Mężczyzna prowadząc śmieciarkę, uderzył w swój własny samochód. Chcąc odzyskać poniesione straty, postanowił pozwać miasto za wypadek, który sam spowodował, a zatem w jakimś stopniu zaskarżył sam siebie. Przed sądem domagał się wypłaty 3600 dolarów odszkodowania. Jego starania nie przyniosły jednak efektów. Wtedy mężczyzna namówił swoją żonę, by go pozwała. To także nie pomogło. Pieniędzy nie udało się zdobyć, ale sławę i owszem. O postępowaniu pary chętnie informowały media.
Bezrobotna kontra szkoła
Trudności ze znalezieniem pracy przez absolwentów szkół wyższych to poważny problem w wielu miejscach na świecie. O tym, że po studiach łatwo można zasilić grono bezrobotnych, przekonała się również Trina Thompson. Ona jednak nie zamierzała siedzieć z założonymi rękami. Po tym, jak przez trzy miesiące nie udało się jej znaleźć zatrudnienia, pozwała własną uczelnię.
Mieszkanka Nowego Jorku, która ukończyła Monroe College, domagała się od szkoły odszkodowania w wysokości 72 tysięcy dolarów. Chciała zwrotu wydatków, jakie poniosła, uiszczając czesne, a także nawiązki za stres, na który była narażona podczas poszukiwania pracy.
Wyzwał Boga na pojedynek
Jedni twierdzili, że postradał rozum. Inni wskazywali, że miał tupet. Nie sposób przytoczyć wszystkich komentarzy, które pojawiły się na temat kroku senatora Erniego Chambersa, który w 2008 r. zdecydował się pozwać Boga. Sam sąd może nawet rozpatrzyłby wniosek, gdyby nie jeden szczegół – musiał go oddalić ze względu na trudności w dostarczeniu pisma pozwanemu. Jak wyjaśnili przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, adresu Boga po prostu nie udało się ustalić.
Czym Bóg podpadł Chambersowi? Senator stwierdził, że to właśnie Najwyższy odpowiada za istniejące niebezpieczeństwo kolejnych zamachów terrorystycznych i związaną z tym atmosferę strachu. W pozwie wyjaśnił również, że z winy Boga ludzie umierają, a świat nękają klęski żywiołowe.
Nie był to jedyny tego typu pozew. Pozwać Boga chciał również pewien rumuński więzień, który odsiadywał 20-letni wyrok. Pavel M. uznał, że to Bóg ponosi odpowiedzialność za jego sytuację, bo nie uchronił go przed wpływem sił szatańskich. Jego pozew został oddalony.
Nie wiedzieli, że prąd może stanowić zagrożenie
Zazwyczaj już małe dzieci wiedzą, że zabawy z prądem są groźne dla życia. Jednak dwóch niemal dorosłych, amerykańskich nastolatków najwyraźniej nie posiadało takich informacji. Jeffrey Klein i Brett Birdwell w wieku 17 lat weszli na prywatny teren, a następnie wspięli się na linię wysokiego napięcia. Chłopcy z ciężkimi obrażeniami trafili do szpitala i cudem uszli z życiem.
17-latkowie, gdy tylko ich stan się poprawił, postanowili pozwać właścicieli działki, na której doszło do wypadku. Domagali się wysokiego odszkodowania za to, że nie zauważyli tabliczek przestrzegających przed dotykaniem odsłoniętych linii. Otrzymali ponad 24 miliony dolarów odszkodowania.
Zbyt straszny horror
Cleanthi Peters w święto Halloween wybrała się z 10-letnią wnuczką do kina maraton horrorów, po którym zaskarżyła studio filmowe Universal. Jak stwierdziła, filmy były zbyt straszne, a ich oglądanie skończyło się dla niej oraz jej wnuczki traumą. Lęk był wzmagany przez pracownika obiektu biegającego z piłą mechaniczną.
Kobieta złożyła obszerne wyjaśnienia, a poniesione straty psychiczne i towarzyszące jej podczas seansu poczucie strachu wyceniła na 15 tysięcy dolarów.
Ten produkt nie gwarantuje sukcesu
Ile naoglądaliśmy się reklam, w których producent mamił nas wizją odmiany życia, po zastosowaniu jego produktu? Wystarczy tylko zacząć używać odpowiedniego dezodorantu, sięgnąć po konkretną gumę do żucia czy właściwy napój. Richard Overton, który za sprawą takiej reklamy skusił się na zakup piwa, zdecydował się zaskarżyć producenta. Mężczyzna wyjaśnił, że choć kupił trunek konkretnej marki, wokół niego nie zaczęły się kręcić ponętne dziewczyny, jak to miało miejsce w przypadku mężczyzny występującego w reklamie.
Domagał się wypłaty 10 tysięcy dolarów odszkodowania, jednak bezskutecznie. Po latach w jednym z wywiadów Overton wyjaśnił, że pozwem chciał utrzeć nosa koncernowi alkoholowemu. Wcale nie chodziło o to, że nie udało mu się zostać uwodzicielem: w chwili złożenia pozwu miał żonę i był szczęśliwym ojcem. Według niego maskotka Spuds MacKenzie, która występowała w reklamie, mamiła dzieci i zachęcała je do spożywania alkoholu. Jego zdaniem, to nie było w porządku, więc chciał coś z tym zrobić.
Za gorąca kawa
Informacje na temat absurdalnych pozwów nie należą dziś do rzadkości. Jeden z najgłośniejszych przypadków, które do dziś są przytaczane w kontekście najdziwniejszych batalii o odszkodowanie, miał miejsce w 1994 r. Właśnie wtedy Stella Liebeck zamówiła kawę w lokalu jednej z najpopularniejszych na świecie sieci typu fast food. Pech chciał, że się nią oparzyła. W podobnej sytuacji wielu z nas najwyżej soczyście przeklnie. Ale nie Stella Liebeck. Ona ze swoim problemem poszła do sądu. Co zaskakujące, wymiar sprawiedliwości przyznał roszczeniowej kobiecie ponad pół miliona dolarów odszkodowania. Dzięki tej Amerykance, dziś w wielu barach i kawiarniach na świecie możemy spotkać się z napisami ostrzegającymi przed tym, że zakupiona kawa jest gorąca.