Najskuteczniejsi snajperzy II wojny światowej
21.10.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:25
Dla jednych byli nieustraszonymi bohaterami, dla innych bezwzględnymi zabójcami
Dla jednych byli nieustraszonymi bohaterami, dla innych bezwzględnymi zabójcami. Ofiary zwykle nie miały szansy ich zobaczyć, ponieważ potrafili się znakomicie maskować i oddać śmiertelnie celny strzał z odległości nawet pół kilometra. Najskuteczniejsi zabili kilkuset żołnierzy wroga. Przedstawiamy słynnych snajperów II wojny światowej.
Simo Hayha nie miał zadatków na legendę wojskowości. Syn farmera z małej, fińskiej wioski w Karelii był skromnym człowiekiem bez większych ambicji. Kochał las, tropienie zwierzyny oraz polowanie. I świetnie strzelał, co potwierdzał na licznych zawodach.
Gdy pod koniec listopada 1939 roku Armia Czerwona zaatakowała Finlandię, umiejętności Simo szybko zostały wykorzystane. Już kilkanaście dni później wśród radzieckich żołnierzy popularne stały się opowieści o "Białej Śmierci" - niewidzialnym snajperze, ukrywającym się w głębokim lesie i siejącym spustoszenie w ich szeregach.
Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl
Śnieg w ustach
Liczba 543 potwierdzonych trafień czyni z fińskiego bohatera najskuteczniejszego snajpera w historii wojen. Należy do niej doliczyć jeszcze 200 czerwonoarmistów zastrzelonych przez Simo z pistoletu maszynowego Suomi, wyposażonego w tarczowy magazynek mieszczący 71 nabojów.
"Rekord" padł 21 grudnia 1939 r., kiedy z ręki Fina zginęło 25 wrogów.
Simo ubierał się w biały kombinezon, który polewał wodą, by podmuch wystrzału nie unosił zdradzającego pozycję śnieżnego pyłu. Mimo mrozu, w ustach miał często śnieg, powstrzymujący parowanie.
Używał karabinu Mosin M28 z muszką i szczerbinką zamiast celownika optycznego. Nie korzystał z lunety, która jego zdaniem wymuszała niebezpieczne wychylenie głowy, a poza tym odbicia światła w soczewce mogły zasugerować wrogowi kryjówkę strzelca.
Polowanie na "Białą Śmierć"
Hayha siał wśród Rosjan grozę. Niewidzialny strzelec skrupulatnie wybierał cele, najpierw ginęli oficerowie, później saperzy, artylerzyści i żołnierze obsługujący karabiny maszynowe.
Radzieccy dowódcy bezskutecznie próbowali organizować obławy, a nawet naloty bombowe na rejony działania "Białej Śmierci". Dopadli go dopiero na początku marca 1940 r., kilka dni przed zakończeniem "wojny zimowej". W szczękę Simo trafił pocisk eksplodujący, ale snajper zdążył jeszcze odruchowo zastrzelić swojego pogromcę.
Towarzyszom broni udało się ewakuować ciężko rannego superstrzelca. Jak wspominał jeden z nich, "Hayha nie miał pół twarzy". Jednak przeżył. Po wojnie wrócił na wieś i zajął się hodowlą psów. Na pytania o bojowe osiągnięcia zawsze odpowiadał: "robiłem to, co mi kazano - najlepiej, jak mogłem".
Zmarł w 2002 roku, a w Finlandii do dziś jest traktowany jak bohater narodowy. Szwedzka grupa Sabaton stworzyła o nim nawet piosenkę, zatytułowaną oczywiście "White Death".
Snajper w kopalni
W Finlandii Rosjanie byli celem snajperów, jednak w czasie całej II wojny światowej to właśnie z Armii Czerwonej rekrutowało się najwięcej doborowych strzelców. Jednak ich osiągnięcia są dzisiaj często kwestionowane, ponieważ propaganda sowiecka miała skłonność do koloryzowania dorobku swoich żołnierzy.
Za najcelniejszego uchodzi Iwan Sidorenko, który w statystykach jest autorem 500 potwierdzonych trafień. Wyróżnił się przede wszystkim w bitwie o Stalingrad. Sidorenko okazał się również świetnym instruktorem, wyszkolił blisko 250 snajperów.
Odniósł bardzo ciężkie obrażenia w czasie walk w Estonii. Po wojnie został... brygadzistą w kopalni węgla kamiennego.
Pojedynek w Stalingradzie
Stalingradzka batalia wykreowała wielu bohaterów, między innymi Wasilija Zajcewa. To jego postać stała się inspiracją dla twórców filmu "Wróg u bram" (w rolę radzieckiego żołnierza wcielił się Jude Law). Zajcewowi z 125 "potwierdzonymi trafieniami" daleko do ścisłej czołówki snajperów II wojny światowej, jednak bez wątpienia stał się wśród nich najpopularniejszy.
To zasługa sowieckiej propagandy, która dla podniesienia morale żołnierzy uczyniła z Zajcewa gwiazdę. Prawdopodobnie w głowach oficerów politycznych zrodziła się także historia jego pojedynku z niemieckim dowódcą szkoły snajperów mjr Erwinem Koenigiem.
Starcie dwóch strzelców wyborowych, które stało się także osią filmu "Wróg u bram", miało trwać kilka dni. Zakończyło się oczywiście triumfem Rosjanina. Jednak dzisiaj historycy powątpiewają w prawdziwość tej legendy. W źródłach niemieckich nie ma nawet śladu po mjr Koenigu, który - zdaniem ówczesnych radzieckich gazet - miał być najlepszym snajperem III Rzeszy.
Asy w niemieckich mundurach
Niemcom nie brakowało jednak zabójczo skutecznych snajperów. Najlepszym z nich był Matthaus Hetzenauer, żołnierz 3 Dywizji Strzelców Górskich. Szkolenie snajperskie rozpoczął dopiero w marcu 1944 r., ale już kilka miesięcy później okazał się wybitnym specjalistą. Do końca wojny zabił 345 żołnierzy wroga.
Hetzenauer potrafił się świetnie maskować. Strzał oddawał zazwyczaj wtedy, gdy w pobliżu wybuchał pocisk. Dzięki temu przeciwnik nie mógł usłyszeć skąd dobiegł i zlokalizować kryjówki snajpera. Niemiecki żołnierz niczym duch zjawiał się w pobliżu wrogich oddziałów, a później "wyławiał" oficerów i artylerzystów.
Pod koniec wojny Hetzenauer trafił do sowieckiej niewoli, gdzie spędził pięć lat. Niemieckim bohaterem został także Sepp Allerberger, którego w 1942 r. skierowano na front wschodni jako celowniczego karabinu maszynowego. Snajperskie zdolności odkrył, gdy w jego ręce dostał się radziecki karabin Mosin. Radził sobie z nim tak świetnie, że dowództwo wysłało Allerbergera do szkoły strzelców wyborowych. Efekt? Zabitych 257 żołnierzy wroga.
Czarna wiedźma
Historia snajperów II wojny światowej nie jest zarezerwowana wyłącznie dla mężczyzn. W szkoleniu kobiecych strzelców liderem była Armia Czerwona. Moskiewską Centralną Żeńską Szkołę Snajperów ukończyło kilka tysięcy pań żołnierzy.
Do legendy przeszła jedna - Ludmiła Pawliczenko. Już jako 14-latka zaczęła uprawiać strzelectwo. Po ataku Hitlera na Związek Radziecki zgłosiła się do wojska. Z sowieckich danych wynika, że zastrzeliła aż 309 przeciwników, co czyni ją jedną z najbardziej zabójczych kobiet w historii. Miała wówczas zaledwie 25 lat.
Żołnierze Wehrmachtu nazywali ją "czarną wiedźmą". W wywiadzie dla gazety "Krasnyj Czernomoriec" Pawliczenko opowiadała o pojedynku z niemieckim snajperem, który zginął, bo zawahał się przez ułamek sekundy, widząc na celowniku kobiecą twarz. Zresztą bardzo ładną, co Rosjanie szybko postanowili wykorzystać w celach propagandowych.
Słynna snajperka została wysłana do Stanów Zjednoczonych by przekonać Amerykanów do większego zaangażowania w działania wojenne. Gościła na okładce magazynu "Time", a w Białym Domu przyjął ją prezydent Franklin D. Roosevelt. Popularny piosenkarz Woody Guthrie napisał na jej cześć piosenkę "Miss Pavlichenko".
Ludmiła nie wróciła już do walki. Została instruktorem szkoły strzelców wyborowych. Jej "podopieczni" do końca wojny zastrzelili podobno 12 tysięcy żołnierzy wroga.
Rafał Natorski /PFi, facet.wp.pl