Latający Holender
Ten galeon jest chyba najsłynniejszym okrętem widmowej floty. Jednak czy istniał naprawdę, a na jego pokładzie rzeczywiście doszło to tragedii, czy jest to tylko marynarska legenda, tego chyba nigdy się już nie dowiemy.
Wszystko miało się wydarzyć w XVII wieku - okresie wielkich zmagań morskich czterech największych armad świata (angielskiej, hiszpańskiej, portugalskiej i holenderskiej). Kapitanem tej ostatniej był Hendrik Van der Decken. Legenda głosi, że podczas sztormu w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei dowódca wygrażał pragnącej zawinąć do brzegu załodze i bluźnić Bogu, a gdy na pokładzie pojawił się anioł, Decken po prostu go zastrzelił. Jego oraz całą załogę czekała za to surowa kara - statek miał już nigdy nie zawinąć do portu, a marynarze zostali skazani na wieczną tułaczkę po morzach.
I wydawałoby się, że historia Latającego Holendra jest tylko legendą, gdyby nie fakt, że okręt ten niejednokrotnie był widziany - najczęściej w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei. W 1939 roku widziała go tam grupa około 60 urlopowiczów, a 4 lata później kilka osób podziwiało go z plaży w Kapsztadzie.
Mówi się także, choć to znów legendy, że spotkanie tego okrętu-widma na swojej drodze przynosiło marynarzom nieszczęście. Przykładem może być los statku Joseph Somers, który miał natrafić na Latającego Holendra w 1857 roku. Wkrótce po tym na pokładzie statku wybuchł pożar, w wyniku którego zginęło wielu członków załogi.