Najsłynniejsze okręty-widma
09.05.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:22
Opuszczone okręty wciąż dryfują po wodach i... stanowią ogromny problem
Są bohaterami powtarzanych przez marynarzy morskich opowieści i wdzięcznym tematem licznych szant. W pełnym przesądów i zabobonów fachu żeglarzy najczęściej wierzy się, że spotkanie z nimi przynosi pecha i jest zwiastunem niechybnej śmierci w głębokich wodach oceanów. Poznajcie mroczne historie tajemniczych okrętów-widm, które przez lata spędzały sen z powiek niedoświadczonym żeglarzom i młodym adeptom morskiego rzemiosła.
Latający Holender
Ten galeon jest chyba najsłynniejszym okrętem widmowej floty. Jednak czy istniał naprawdę, a na jego pokładzie rzeczywiście doszło to tragedii, czy jest to tylko marynarska legenda, tego chyba nigdy się już nie dowiemy.
Wszystko miało się wydarzyć w XVII wieku - okresie wielkich zmagań morskich czterech największych armad świata (angielskiej, hiszpańskiej, portugalskiej i holenderskiej). Kapitanem tej ostatniej był Hendrik Van der Decken. Legenda głosi, że podczas sztormu w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei dowódca wygrażał pragnącej zawinąć do brzegu załodze i bluźnić Bogu, a gdy na pokładzie pojawił się anioł, Decken po prostu go zastrzelił. Jego oraz całą załogę czekała za to surowa kara - statek miał już nigdy nie zawinąć do portu, a marynarze zostali skazani na wieczną tułaczkę po morzach.
I wydawałoby się, że historia Latającego Holendra jest tylko legendą, gdyby nie fakt, że okręt ten niejednokrotnie był widziany - najczęściej w okolicach Przylądka Dobrej Nadziei. W 1939 roku widziała go tam grupa około 60 urlopowiczów, a 4 lata później kilka osób podziwiało go z plaży w Kapsztadzie.
Mówi się także, choć to znów legendy, że spotkanie tego okrętu-widma na swojej drodze przynosiło marynarzom nieszczęście. Przykładem może być los statku Joseph Somers, który miał natrafić na Latającego Holendra w 1857 roku. Wkrótce po tym na pokładzie statku wybuchł pożar, w wyniku którego zginęło wielu członków załogi.
Mary Celeste
Ta niewielka amerykańska brygantyna została zbudowana w 1861 roku. Na kartach historii zapisała się jako jednostka, na której doszło do jednej z najgłośniejszych nierozwiązanych do tej pory tragedii morskich.
5 (lub 7) listopada 1872 roku statek wypłynął z Nowego Jorku, miał dotrzeć do jednego z włoskich portów. Mary Celeste została dostrzeżona przez angielskich marynarzy w okolicach Gibraltaru. Podczas rutynowej kontroli okazało się, że na statku nie ma ani jednego członka załogi. Na statku panował jednak wzorowy porządek, nie było widać śladów jakiejkolwiek bitwy i nie brakowało szalup ratunkowych, co wykluczało ucieczkę marynarzy. Wstępne oględziny wykluczyły sztorm lub napaść piratów. Gdzie zatem podziali się członkowie załogi Mary Celeste?
Tego nigdy nie udało się ustalić i dlatego na temat ten powstało mnóstwo legend. Wiele z nich mówi, że marynarze upili się przewożonym spirytusem i w szale skoczyli do wody. Ale jak było naprawdę - chyba już nigdy się nie dowiemy.
SS Ourang Medan
W 1947 roku w okolicach Cieśniny Malakka alfabetem Morse’a został nadany dziwny sygnał SOS pochodzący z holenderskiego parowca Ourang Medan. Według odczytanego przekazu, na statku miała zginąć cała załoga. Na miejsce, którego współrzędne podane zostały w komunikacie, jako pierwszy pospieszył statek Silver Star, będący najbliżej. Według relacji ekipy ratunkowej, po wejściu na pokład ich oczom ukazał się przerażający widok.
Członkowie załogi leżeli martwi na pokładzie, mieli pootwierane oczy, a ich usta zostały wykrzywione w bolesnym grymasie. Na żadnym z ciał nie było natomiast śladów walki. Załoga statku ratunkowego podjęła decyzję o odholowaniu Ourang Medan do najbliższego portu, by tam przeprowadzić dochodzenie. Zadanie okazało się jednak trudne do wykonania. Spod pokładu statku zaczął wydobywać się dym, jednostka wkrótce stanęła w płomieniach i poszła na dno, na zawsze uniemożliwiając wyjaśnienie zagadki.
Ze względu na tajemnicze okoliczności śmierci załogi wkrótce zaczęły rodzić się liczne teorie spiskowe. Sceptycy utrzymywali, że załoga najprawdopodobniej przemycała jakieś niedozwolone substancje, których oparami się zatruła.
SS Baychimo
Ten stalowy potwór został wybudowany w szwedzkiej stoczni na zlecenie niemieckiego armatora w 1914 roku. Statek został przekazany Brytyjczykom w ramach reparacji wojennych za straty poniesione w trakcie I wojny światowej. Jednostka weszła na brytyjską służbę w 1921 roku i przez 10 lat pływała pod szkocką banderą, służąc przede wszystkim jako statek handlowy transportujący towary na północne rubieże Ameryki. Tam też widziano go po raz ostatni. Zaginął w 1931 roku i przez wiele lat nie udało się go odnaleźć.
Wielu kapitanów utrzymywało, że widziało statek w różnych częściach globu. Ostatni raz został dostrzeżony w 1969 roku - po 38 latach od zaginięcia. SS Baychimo miał płynąć "wkuty" w górę lodową na jednym z północnych mórz.
Lubow Orłowa
Nazwany na cześć jednej z najpiękniejszych radzieckich aktorek, statek transportowo-pasażerski to jeden z "najnowszych" okrętów-widm, również niepozbawiony mrocznej tajemnicy. Zwodowany w 1976 roku radziecki stalowy gigant przez prawie 40 lat pływał po morzach świata. W 2013 roku podjęto decyzję, że ogromny prom zostanie zniszczony i przerobiony na żyletki. W tym celu transportowiec miał zostać odholowany do Dominikany.
Podczas feralnego rejsu jednostka zerwała się jednak z liny holowniczej. Ponoć od trzech lat błąka się po morzach na pokładzie, mając "załogę" złożoną z... namnażających się i pożerających nawzajem szczurów. Statek był widziany niedawno u brytyjskich wybrzeży, ale nie został zatopiony, bo spowodowałoby to wyciek ropy i katastrofę ekologiczną. Według norweskich źródeł, statek mógł zatonąć gdzieś na północy Europy, ale nie można tego potwierdzić ze stuprocentową pewnością.
KP