CiekawostkiNajtwardszy sport walki na świecie

Najtwardszy sport walki na świecie

Który sport walki powinien zostać uznany za najtwardszy z najtwardszych? Wkrótce przekonasz się, że nie jest to ani MMA, ani K1, ani tajski boks czy Karate Kyokushin - wszystkie one wydadzą ci się ugładzoną wersją tego, co prawdziwy mężczyzna może przeżyć w ringu, i to zupełnie legalnie.

Najtwardszy sport walki na świecie
Źródło zdjęć: © AFP

10.12.2013 | aktual.: 07.01.2014 10:55

W polskim środowisku sztuk i sportów walki od lat trwają nieformalne spory (toczone najczęściej przez młodych adeptów), o to który sposób rywalizacji jest najtwardszy i najbliższy realnej walce. Pomijając systemy walki mające na celu uśmiercenie przeciwnika (krav maga czy trenowane w sposób tradycyjny wschodnie sztuki walki) i zajmując się jedynie odmianami sportowymi, które pozwalają na rozgrywanie pojedynków pomiędzy zawodnikami, wielkim szacunkiem cieszą się turnieje pozwalające na zadawanie uderzeń z pełną siłą (full contact) - i te uznawane są za najsilniejsze (chociaż nie zawsze słusznie).

Który sport walki jest najtwardszy?

Zawodnicy MMA (Mixed Martial Arts - mieszane sztuki walki) uchodzą za wojowników najbardziej wszechstronnych, gdyż ich sport pozwala im na stosowanie zarówno uderzeń, jak i rzutów, chwytów zapaśniczych czy bolesnych dźwigni. Karatecy walczący w knockdown karate (Karate Kyokushin oraz style pokrewne) są cenieni za dużą "twardość" i odporność na ból, której nabierają walcząc bez ochraniaczy i rękawic. Jednak zwolennicy tajskiego boksu wytykają im - nie bez powodu - że brak ataków pięścią na twarz (w Kyokushin jedynymi atakami na głowę są kopnięcia zadawane stopą, golenią lub kolanem) czyni ich obronę nieskuteczną i zbyt otwartą na ataki bokserskie.

Karatecy odgryzają się im jednak, twierdząc że jako jedyni amatorzy walczą bez ochraniaczy - zawodnicy startujący w amatorskich zawodach muay thai chronią się kaskami, noszą "ochraniacze" łokci oraz nagolenniki, co sprawia, że kopnięcia są mniej bolesne i kontuzjogenne zarówno dla atakującego, jak i dla broniącego się. Warto także wspomnieć o popularyzujących się w naszym kraju walkach kickbokserskich na zasadach K1, które są wypadkową zasad karate, tajskiego boksu oraz reguł stosowanych w zachodnim kickboksingu (zabroniono np. charakterystycznych dla boksu tajskiego uderzeń łokciami czy walki w klinczu).

Istnieje oczywiście cała grupa "uderzanych" (polegających na uderzaniu) sportów walki, z których za jeden z najbrutalniejszych nadal uchodzi zawodowy boks - choć przecież nie można zapominać o popularnym w naszym kraju taekwondo (gdzie zezwala się na uderzenia z pełną siłą, ale jedynie w strefy wyznaczone ochronnym pancerzem, a zawodnicy także stosują kaski) czy rozwijających się odmianach sportowego wushu (sanda - gdzie stosuje się rękawice, kaski i pancerze, ale za to zezwala również na podcięcia i obalenia).

Niektórzy adepci tych dyscyplin z niewiadomych przyczyn z pogardą patrzą na wszystkich innych trenujących sporty walki. Musimy jednak utrzeć nosa "twardzielom". Istnieje sport nieco zapomniany, rozwijający się na uboczu, w objętym reżimem, a przez to odseparowanym kraju, a jednocześnie przerażający swoją surową brutalnością. To birmański boks - coś co pozostawia blizny na twarzy...

Lethwei - zapomniany krwawy sport

Birmański boks nie jest wymysłem nastawionych na zysk biznesmenów liczących na podniesienie oglądalności poprzez wprowadzenie "krwawych zasad". To owoc setek lat ewolucji tradycyjnych systemów walki rozwijających się w południowo-wschodniej Azji. Jest to także sport narodowy, którego podstawy wypada po prostu znać, jeśli chce się zyskać uznanie w oczach innych mężczyzn. A należy przypomnieć, że według obyczajów mężczyzna pozbawiony "znaków", czyli m.in. blizn, uchodził niegdyś w Birmie za zniewieściałego.

Jeszcze do niedawna walki toczone na klepiskach - i towarzyszące wydarzeniom takim jak żniwa lub święta religijne oraz wesela - w ogóle nie przypominały tego, co w rozumieniu zachodnim nazwalibyśmy sportem. Poważne obrażenia czy śmierć zawodników raczej nikogo tu nie dziwiły. Teraz, pomimo tego że walczy się na ringach, a walki mają wyraźne reguły, te zmagania nadal mogą przerażać kogoś, kto przywykł do kasków, pancerzy, rękawic i zatrzymywania walki, gdy na twarzy zawodnika pojawi się krew.

Lethwei, bo tak nazywa się narodowy sport Birmańczyków (obecnie używana nazwa państwa to: Myanmar - Republika Związku Mjanmy, a w spolszczonej wersji - Mjanma), przypomina rozpropagowany na całym świecie tajski boks, który uchodzi za najbrutalniejszą odmianę wśród dominujących "uderzanych" sportów walki, jest jednak jeszcze twardszy.

Zacznijmy od tego, że zawodnicy walczą na zasadach usankcjonowanych przez oficjalny związek Tradycyjnego Boksu Mjanmy. Są to walki w zupełności legalne. Nie porównujmy więc boksu birmańskiego do podziemnych "walk w klatkach". To powszechnie uprawiany i doceniany sport..., ale jedynie w Birmie. Dlaczego? Bo w wielu innych krajach prawo zwyczajnie nie zezwala na rozgrywanie takich pojedynków.

Surowe, brutalne piękno

Zacznijmy od tego, że zawodnicy, podobnie jak w karate, nie noszą rękawic (ale owijają dłonie taśmami z materiału). Jednak w odróżnieniu od Kyokushin, tutaj można uderzać w twarz. Co więcej, rozlew krwi jest mile widziany, a uderzenia prowadzące do rozbicia łuków brwiowych, warg czy krwotoków z nosa są doceniane przez sędziów. Podobnie jak w tajskim boksie, stosuje się uderzenia łokciami, kopnięcia (w tym kopnięcia kolanami), walkę w klinczu, podcięcia, obalenia (tu zasady dotyczące obaleń są o wiele mniej restrykcyjne niż w Tajlandii), ale także... uderzenia głową! To właśnie dlatego w odróżnieniu do tajskiego boksu, nazywanego "sztuką ośmiu kończyn" (dwie ręce, dwie nogi, plus dwa kolana i dwa łokcie), lethwei jest określane "sztuką dziewięciu kończyn".

Na tym jednak nie kończą się różnice pomiędzy znanymi Europejczykom, ugładzonymi formami walki a boksem birmańskim. Przywykliśmy bowiem do tego, że wyliczony do dziesięciu zawodnik nie podejmuje już walki. W Birmie, gdy ktoś padnie, cuci się go i pyta, czy chce walczyć dalej. Upadającego po ciosie zawodnika wylicza się do ośmiu, ale chwilowe zamroczenie nie kończy potyczki.

Pojedynki są toczone w wyznaczonym wcześniej czasie 3, 5 lub nawet 12 rund (niegdyś nie istniał podział na rundy) - w zależności od turnieju lub rodzaju meczu. Czas trwania jednej rundy to w przybliżeniu 3 minuty. Oglądając jednak dostępne materiały, można stwierdzić, że zarówno czas odpoczynku, jak i poszczególnych odsłon walki jest raczej dość płynny. Zmaganiom towarzyszy tradycyjna muzyka grana na bębenkach, a zawodnicy mogą przed wejściem do ringu prezentować własny styl (specjalnym tańcem) lub wyrażać swoje przywiązanie do religii (jeśli to jednak nie uchybia autorytetowi państwa).

Ciekawostką jest brak systemu punktowego. Jeśli wraz z ostatnim gongiem obydwaj zawodnicy stoją, walkę uznaje się za remisową. Nie liczy się to, że ktoś zadawał więcej ciosów lub określoną ilość razy leżał na deskach. Jeśli wstałeś i walczyłeś dalej aż do końca (nie cofałeś się i nie okazywałeś strachu - co może zakończyć walkę przed czasem) nie będziesz przegranym. Takie podejście sprawia, że zawodnicy dużą wagę przywiązują do "utwardzania ciała" - umiejętności przyjmowania ciosów (wymierzanych tu przecież gołymi pięściami) oraz uczą się zadawać naprawdę destrukcyjne, bolesne uderzenia (nikt nie stara się "punktować"), które mają ranić.

Mimo brutalności, walczący podchodzą do siebie z dużym szacunkiem. Umyślne faule (nie wolno bić leżącego, kopać w genitalia czy wsadzać palców w oczy) zdarzają się niezmiernie rzadko.

Lethwei rusza w świat?

Niegdyś wojownicy lethwei uchodzili za najsilniejszych w regionie. Obecnie także startują w zawodach na terenie Azji, jednak rzadko kiedy ktokolwiek chce stawać z nimi w szranki na ich zasadach. Federacje chcące promować sporty i sztuki walki południowo-wschodniej Azji skupiają się raczej na już spopularyzowanych przepisach tajskiego boksu. Birmańczycy są do nich nieprzyzwyczajeni, zdarza się więc, że są dyskwalifikowani za zbytnią brutalność. W popularyzacji birmańskiego boksu mogą przeszkodzić także przepisy prawne, mające w założeniu chronić zdrowie ćwiczących.

Na razie, jeśli czujesz, że musisz być "prawdziwym wojownikiem", powinieneś pojechać do Birmy i podjąć naukę w którejś z tamtejszych szkół. I przestań mówić, że trenujesz "najtwardszy" sport walki na świecie. Przecież u ciebie w sekcji nie można nawet uderzać głową w twarz...

Ijuh, facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (31)