CiekawostkiNajwięksi skandaliści PRL-u

Najwięksi skandaliści PRL-u

Najwięksi skandaliści PRL-u

24.11.2015 | aktual.: 07.04.2017 12:43

Pili, uwodzili, obrażali i igrali z władzą. Oto najwięksi skandaliści PRL-u

Syna PRL-owskiego premiera Piotra Jaroszewicza nazywano powszechnie "czerwonym księciem", bo prowadził życie, o jakim przeciętny Polak mógł tylko pomarzyć. Był bohaterem licznych plotek - opowiadano o tym, że w jeden wieczór potrafił przepuścić fortunę w kasynach Monte Carlo, zarzucano mu także związek ze śmiercią dziewczyny uczestniczącej w jednej z jego licznych imprez (jak się później okazało, zatruła się czadem z niesprawnego pieca).

1 / 11

Andrzej Jaroszewicz

Obraz
© Agencja Forum

Andrzej Jaroszewicz miał dwie wielkie pasje: auta i kobiety. Uwielbiał rajdy samochodowe, specjalnie dla niego żerańska FSO ściągnęła w 1976 r. piekielnie drogą lancię stratos, za kierownicą której był bliski zdobycia mistrzostwa Europy. "Nie wiem, czy był wtedy najlepszym polskim kierowcą, ale bez wątpienia był najbardziej utalentowanym. Tyle że był skończonym leniem" - opowiadał w "Newsweeku" Ryszard Żyszkowski, słynny pilot rajdowy.

Wśród kobiet nosił przydomek "Extra mocny", bo kochał szybko i intensywnie. Był pięciokrotnie żonaty. Największy skandal wywołał jego krótki, bo zaledwie kilkutygodniowy romans z Marylą Rodowicz, związaną wówczas z Danielem Olbrychskim. Gdy aktor dowiedział się, że piosenkarka jest na imprezie z Jaroszewiczem, przyjechał po nią. "Furtka na posesję była zamknięta, więc przeskoczył przez parkan. Gdy wszedł do środka, Jaroszewicz dostał w dziób" - opowiadała w jednym z wywiadów Rodowicz.

2 / 11

Władysław Broniewski

Obraz
© Broniewski - pierwszy z prawej. Fot. Agencja Forum

Kilka pokoleń uczniów kojarzy go przede wszystkim z wierszem "Elegia na śmierć Ludwika Waryńskiego" - obowiązkową pozycją na lekcjach języka polskiego, rozpoczynającą się od słów: "Jeżeli nie lękasz się pieśni stłumionej, złowrogiej i głuchej, gdy serce masz mężne i jeśli pieśń kochasz swobodną - posłuchaj".

Jednak Władysław Broniewski nie był tylko literatem siedzącym wiecznie przy biurku, ale facetem z krwi i kości. W młodości fascynował sie Piłsudskim legionistą, sam kilkakrotnie odznaczony był Krzyżem Walecznych, a później został sympatykiem komunistów, za co trafił do więzienia. Po wojnie stał się pupilkiem władz, piszącym wiernopoddańcze wiersze o Stalinie i Bierucie, ale nie bał się także głośno wyrażać krytycznych opinii o PRL.

**[

ZOBACZ TEŻ: TO ONE KUSIŁY NAS ZA PRL ]( http://facet.wp.pl/one-kusily-nas-za-prl-6002211331847297g )**

3 / 11

Władysław Broniewski

Obraz
© wikimedia commons

Broniewski był także alkoholikiem. Julian Tuwim wspominał: "Ostro urżnęliśmy się czystą, Władek i ja. Władek jest twardym komunistą, gdy w czubie ma".

Poeta słynął z ekstrawaganckich zachowań. W książce "Skandaliści PRL" Sławomir Koper przytacza opowieść Janusza Atlasa, który jako kilkuletni chłopiec przyjechał z ojcem do domu pracy twórczej w Oborach, gdzie akurat gościł Broniewski. "Przed czworakami stało wielu dorosłych z ożywieniem coś komentujących. I wtedy ojciec podniósł mnie w górę i kazał patrzeć w wybrane okno na pierwszym piętrze. Pamiętam to okno, jak dziś, otwarte na oścież, wypełnione czymś, co wydało mi się... dużą pupą. Tak jest! - przyklasnął tatuś. - Zapamiętaj synku, to jest pupa największego polskiego poety rewolucyjnego" - wspominał Atlas.

**[

ZOBACZ TEŻ: TO ONE KUSIŁY NAS ZA PRL ]( http://facet.wp.pl/one-kusily-nas-za-prl-6002211331847297g )**

4 / 11

Jan Himilsbach

Obraz
© AKPA

Bez wątpienia jedna z najbarwniejszych postaci kina okresu PRL. Zanim trafił do filmu, pracował jako górnik, ślusarz i piekarz, a także kamieniarz na warszawskich Powązkach. Do końca życia przekonywał zresztą, że kamieniarską twórczość ceni bardziej niż literacką (wydał kilka zbiorów opowiadań). Dlaczego? "Moim dziełem granitowym nikt sobie dupy nie podetrze" - stwierdził kiedyś Jan Himilsbach.

Największą sławę zawdzięczał jednak występom przed kamerą. "Nie tyle grał, co po prostu był. Był sobą. Ten ekranowy Himilsbach niewiele się przecież różnił od tego, którego w pierwszej połowie lat siedemdziesiątych można było w Warszawie spotkać albo gdzieś na Krakowskim Przedmieściu, albo w Harendzie, 'mecie' studentów pobliskiego uniwersytetu, gdzie artysta godzinami przesiadywał i urządzał pijackie happeningi, dokąd często sprowadzał cygańską orkiestrę i gdzie zawsze otaczało go stadko młodych fanów i starych deliryków" - opisywał Lech Kurpiewski w magazynie "Film".

5 / 11

Jan Himilsbach

Obraz
© wikimedia commons

Na planie "Rejsu" Himlisbach spotkał się ze Zdzisławem Maklakiewiczem, co dało początek niezwykłej przyjaźni. Razem imprezowali, ale przede wszystkim wystąpili w wielu kultowych filmach, m.in. "Wniebowziętych" i "Jak to się robi". "Kochano ich, bo im nie zazdroszczono. Dla zmęczonego i sfrustrowanego narodu stanowili dowód, że nie trzeba wyglądać jak Beata Tyszkiewicz, żeby zrobić karierę. I że nie ma się o co bić, bo z tej kariery nic nie wynika" - twierdził Janusz Głowacki.

**[

ZOBACZ TEŻ: TO ONE KUSIŁY NAS ZA PRL ]( http://facet.wp.pl/one-kusily-nas-za-prl-6002211331847297g )**

6 / 11

Marek Hłasko

Obraz
© Marek Hłasko (z lewej) i Krzysztof Komeda / Fot. wikimedia commons

"Ten polski pisarz żył w Warszawie, Berlinie, Londynie, Hollywood, Tel Awiwie, pracował w kibucu, protestował i rozrabiał. Ten zadziorny młody człowiek był jak buntownik w piekle tego życia, bezpaństwowiec. Pisanie - powiadał - jest tak wspaniałe, jak chlanie. Kierował się tą maksymą" - napisał "Der Spiegiel" w czerwcu 1969 r., wspominając Marka Hłasko, który kilka dni wcześniej w niewyjaśnionych okolicznościach zmarł w Wiesbaden w wieku 35 lat.

Zdaniem wielu biografów pisarz odebrał sobie życie, załamany informacją o śmierci przyjaciela, Krzysztofa Komedy. Wybitny kompozytor jazzowy miał krwiaka w mózgu - efekt upadku z kilkumetrowej skarpy, do którego doszło w Los Angeles podczas powrotu z imprezy w towarzystwie Hłaski.

7 / 11

Marek Hłasko

Obraz
© Agencja Forum

Twórca "Pięknych dwudziestoletnich" był wtedy oczywiście pijany, ponieważ wódka towarzyszyła mu przez całe życie. Piotr Wasilewski ("Śladami Marka Hłaski") przytacza historię, jak to pisarz z Henrykiem Berezą wypili wspólnie litr wódki, co skończyło się dla młodszego literata izbą wytrzeźwień, z której uciekł w niemal zupełnym negliżu. Innym razem Hłasko, zmęczony pijaństwem, próbował przespać się na posadzce kościoła Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu i zwymyślał księdza, który zmącił jego spokój.

"Pojawiał się około północy jak duch. Latem w szoferskiej skórze, zimą w szoferskim kożuchu. Wszyscy cisnęli się do baru, żeby zobaczyć, usłyszeć, otrzeć się. Przez niego w Kameralnej zawsze brakowało miejsc. Tylko najodważniejsi ośmielali się do niego odezwać, bo kto się głupio odezwał, dostawał w zęby" - wspominał Henryk Grynberg.

**[

ZOBACZ TEŻ: TO ONE KUSIŁY NAS ZA PRL ]( http://facet.wp.pl/one-kusily-nas-za-prl-6002211331847297g )**

8 / 11

Leopold Tyrmand

Obraz
© Agencja Forum

Publicysta, pisarz (był autorem "Złego" - pierwszej socjalistycznej powieści kryminalnej), konferansjer, ale przede wszystkim jedna z najbarwniejszych postaci ówczesnego świata artystycznego. Agnieszka Osiecka pisała o nim: "Był wspaniały wewnętrznie, ale jemu zależało, żeby być wspaniałym także na zewnątrz. Chciał być zauważany i podziwiany".

Leopold Tyrmand słynął z awangardowego stylu ubierania, do historii przeszedł jako "bikinarz w czerwonych skarpetkach", choć jego żona Barbara Hoff przekonuje, że jest w tym dużo przesady, a mąż lubił po prostu "modną elegancję", co wyróżniało go na tle szarego tłumu na ówczesnej polskiej ulicy. Choć Tyrmand nie grał na żadnym instrumencie, nie potrafił zanucić jakiejkolwiek melodii, stał się najsłynniejszym popularyzatorem jazzu w czasach, gdy amerykańska muzyka była zakazana w radiu i tępiona w salach koncertowych.

9 / 11

Leopold Tyrmand

Obraz
© Leopold Tyrmand z żoną Barbarą Hoff na festiwalu muzycznym w Sopocie w 1957 r. / Fot. Agencja Forum

Zawsze szedł pod prąd. Tylko on miał odwagę demonstracyjnie klaskać na powitanie wchodzącego na stadion wicepremiera z PSL Stanisława Mikołajczyka, który niedługo później musiał uciekać z kraju. "To była prowokacja, ale Tyrmand po prostu zrezygnował z kariery w imię zasad, które wyznawał. Uważał, że człowiek nie powinien nigdy rezygnować z wolności" - wspominał Jan Józef Szczepański.

Tyrmand fatalnie czuł się w dusznej PRL-owskiej rzeczywistości. Od młodości zakochany był w Ameryce, jej kulturze, muzyce oraz wolności. W 1965 r. wreszcie otrzymał wymarzony paszport i wyjechał z Polski, najpierw przez kilka miesięcy podróżował po Europie i Izraelu, a na początku 1966 r. przybył do Nowego Jorku. Nigdy nie wrócił do ojczyzny.

10 / 11

Wojciech Frykowski

Obraz
© Wydawnictwo Czerwone i Czarne

Największy bon vivant PRL pochodził z bardzo bogatej rodziny. Jego ojciec, właściciel kilku firm, znakomicie prosperował nawet w czasach, gdy ograniczano i tępiono działalność prywatnych przedsiębiorców. Wojciech Frykowski nie lubił się jednak przepracowywać. Do legendy przeszedł jego poranny powrót z imprezy na dachu samochodu, gdy krzyczał do idących ulicą kobiet: "Robotnice łódzkie! Dlaczego tak rano wstajecie?".

Choć ukończył Politechnikę Łódzką, bardziej pociągał go świat artystyczny. Dzięki koneksjom towarzyskim i pieniądzom ojca zdał do łódzkiej "Filmówki" na wydział operatorski. Jednak nigdy nie zrobił nawet jednego dobrego ujęcia, bo zależało mu tylko na zabawie. Sam przyznawał, że jego jedynym osiągnięciem jest opracowanie... literackiej metody otwierania butelki. "Żeby ochronić rękę, przykłada się do ściany dzieło literackie średniej objętości i uderza o nie dnem butelki. Przez sztukę do prawdy" - tłumaczył.

11 / 11

Wojciech Frykowski

Obraz
© Cielodrive.com

Zawsze otaczały go piękne kobiety (był krótko mężem Agnieszki Osieckiej), przyjaźnił się z aktorami i reżyserami, m.in. Romanem Polańskim, który we wspomnieniach napisał: "Pierwszy raz zobaczyłem go podczas urządzanego przeze mnie balu. Nie wpuściłem go, bo za bardzo lubił rozrabiać (...) lecz później, gdy spotkałem go w jakimś barze, wystąpił z kieliszkiem wódki i tak zaczęła się nasza długotrwała przyjaźń".

W połowie lat 60. wyjechał z Polski. Liczył na karierę w Hollywood, ale nie zdążył zrealizować tych planów. W nocy z 8 na 9 sierpnia 1969 r. przebywał razem z narzeczoną Abigail Folger w willi Romana Polańskiego w Los Angeles, gdy do budynku wtargnęła grupa fanatyków z grupy psychopatycznego Charlesa Mansona, który uważał się za wcielenie Jezusa Chrystusa. Podczas krwawej masakry zginęła żona reżysera - będąca w ósmym miesiącu ciąży Sharon Tate, Abigail Folger, międzynarodowej sławy fryzjer Jay Sebring oraz Wojciech Frykowski. Z liczby ciosów można wnioskować, że stoczył z napastnikami zaciętą walkę.
EPN

andrzej jaroszewiczprljan himilsbach
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (97)