Sylvester Stallone
Po Hollywood krąży anegdotka, że kiedy Franco Columbu, znakomity kulturysta i przyjaciel Arnolda Schwarzeneggera, został zatrudniony do przygotowania Sylvestra Stallone'a do drugiej części "Rambo", pojechał do niego do domu i opróżnił lubującemu się we włoskiej kuchni aktorowi lodówkę; dzisiaj gwiazdor kina akcji chwali się, że od kilkunastu lat nie jadł czerwonego mięsa. Stallone forsował się jednak wówczas niemiłosiernie, co spowodowało problemy z mięśniem sercowym.
Obecnie ćwiczy mniej intensywnie, nie tylko ze względu na wiek - dobiega już siedemdziesiątki! - ale i zdrowy rozsądek. Za młodu optymalnym rozwiązaniem były dla niego treningi trzy dni pod rząd (po dwie sesje) z czwartym wolnym, i wysokoenergetyczna dieta. Rano ćwiczył klatkę, plecy i brzuch, wieczorem ramiona i znowu brzuch.
Po dwudziestoczterogodzinnym odpoczynku wracał na siłownię i przez kolejne trzy dni pracował, odpowiednio, nad łydkami i udami, a potem mięśniami czworobocznymi, naramiennymi, i, oczywiście, brzuchem. Jak mówi Columbu, pod jego okiem Sly w sześć tygodni nabrał pięć kilogramów czystej masy mięśniowej.