CiekawostkiNarkotyki, broń i morderstwa. Najbrutalniejsze gangi na świecie

Narkotyki, broń i morderstwa. Najbrutalniejsze gangi na świecie

Narkotyki, broń i morderstwa. Najbrutalniejsze gangi na świecie
Źródło zdjęć: © Świat na dłoni

15.01.2017 | aktual.: 16.01.2017 08:49

Data założenia: lata 80. XX wieku
Gdzie działa: Ameryka Środkowa
Liczba członków: 30-50 tysięcy

Jeśli spotkasz gdzieś człowieka, który ma na ciele wytatuowany skrót MS-13, lepiej trzymaj się od niego z daleka. To znak członków jednego z najliczebniejszych i jednocześnie najbrutalniejszych gangów – Mara Salvatrucha. Został założony ponad 30 lat temu w Los Angeles przez nielegalnych imigrantów z Salwadoru. Gang macza palce praktycznie we wszystkim, co może przynieść łatwy i szybki zysk. Narkotyki, broń, prostytucja, organizowanie nielegalnych przewozów przez granicę – oto ich główne domeny. Na szacunek wśród gangsterskiej konkurencji pracują swoją brutalnością.

Najpierw przeżyć ostre cięgi

Nie jest łatwo wejść do tej organizacji. Według śledczych i informatorów każdy, kto chce zostać członkiem Mara Salvatrucha, musi stanąć w środku kręgu tworzonego przez miejscowych członków gangu. Adept jest przez nich brutalnie bity i poniżany, a jeśli wytrzyma 13 sekund, nie broniąc się i nie odnosząc poważnych ran, zostaje przyjęty. Członkostwo jest dożywotnie, co oznacza tyle, że ten, kto nosi znak MS-13, nie ma szans opuścić gangu. Członkowie mówią o organizacji jako o wielkiej rodzinie, w której wszyscy są braćmi i podlegają ścisłym zasadom. Zdrada oznacza śmierć. Przekonali się o tym także śledczy kryminalni, którzy próbowali infiltrować gang…

Tragiczny los informatorki

W 2001 roku do ulicznego gangu należącego do sieci Mara Salvatrucha wstąpiła piętnastoletnia wówczas Brenda Paz. Według późniejszych relacji, dzięki swej inteligencji i odwadze szybko zyskała wysoką pozycję. Jednocześnie stała się świadkiem okrutnej przemocy i morderstw. Przerażające realia życia w gangu wzbudziły w niej odrazę. Brenda odwróciła się od swoich ludzi, poszła na policję i została informatorką. Dziewczyna wiedziała, jak ogromne jest ryzyko. Za zdradę organizacji zapłaciła życiem. Jej zwłoki znaleziono w 2003 roku. Siedemnastolatkę zabiło dwóch jej byłych przyjaciół.

Zabójstwo syna prezydenta
Gang ma doskonale działającą sieć obejmującą Amerykę Środkową, USA i Kanadę. W 1997 roku, kiedy władze Hondurasu rozpoczęły walkę z gangiem, chcąc go rozbić, przestępcy porwali syna znanego polityka i ekonomisty Ricarda Madura. Jego ciało zostało później znalezione bez głowy, wraz z innymi zwłokami ludzi posiekanych maczetą. Maduro pod wpływem tej tragedii zdecydował się kandydować na prezydenta Hondurasu. Wojna z gangiem bynajmniej się jednak nie skończyła. Kiedy władze zadeklarowały brak tolerancji dla zorganizowanej przestępczości, a członkowie gangu mieli podlegać karze śmierci, doszło do kolejnego brutalnego ataku. Gangsterzy uzbrojeni w karabiny maszynowe zatrzymali autobus, a następnie zabili 28 jego pasażerów, ciężko raniąc kolejne 14 osób. Większość ofiar stanowiły kobiety i dzieci. W 2007 roku schwytano czterech spośród sześciu gangsterów. Otrzymali karę dożywotniego więzienia.

1 / 6

Mungiki – afrykański odpowiednik mafii albo yakuzy

Obraz
© Maina Njenga - zdj. po lewej - przyjmuje się, że ten bogaty przedsiębiorca jest głową gangu Mungiki / Świat na Dłoni

Data założenia: lata 80. XX wieku
Gdzie działa: Kenia, Afryka
Liczba członków: 500 tysięcy

Jak zwykło się mówić – co kraj, to obyczaj. W afrykańskiej Kenii gang przestępczy może być jednocześnie sektą religijną i ruchem politycznym, a mowa jest o słynnej organizacji Mungiki, której nazwę można przetłumaczyć jako „tłum” albo „społeczność”. Co łączy członków tego gangu? Nienawiść do kultury europejskiej i amerykańskiej, chrześcijaństwa i kolonializmu. Organizacja przeciwstawia temu wszystkiemu lokalne tradycje, plus rytualne zabójstwa i dążenie do przejęcia władzy.

Walka o prawa rolników

Ruch powstał pierwotnie w celu bronienia praw afrykańskiego plemienia Kikujów, którzy tracili swoją ziemię, ponieważ ówczesny prezydent Daniel Toroitich arap Moi faworyzował własne plemię Kalendżinów. Ruch stopniowo zmienił się w sektę religijną i organizację rządzącą kenijskim półświatkiem, zwłaszcza jeśli chodzi o handel bronią i narkotykami. Członkowie gangu postawili sobie za cel także przejęcie władzy w państwie. Ta licząca setki tysięcy członków organizacja jest podzielona na mniejsze, około 50-osobowe grupy. Członkowie nie znają swoich szefów. Uważa się, że na czele Mungiki stoi bogaty przedsiębiorca Maina Njenga.

Władza ponad życie słabszych

Gang praktycznie przejął władzę nad najbiedniejszymi dzielnicami wielkich kenijskich miast. Tamtejsi mieszkańcy muszą płacić organizacji niemałe pieniądze za ochronę siebie i swoich domostw, ale jest to oczywiście zwykły haracz. Z europejskiego punktu widzenia może wydawać się to komiczne, ale gang przywłaszczył sobie nawet toalety publiczne w miastach, by pobierać opłaty za korzystanie z nich. Podobnie wygląda sprawa z komunikacją miejską – kierowcy muszą płacić za wjazd do dzielnic gangu. Mieszkańcy są stale terroryzowani – w 2002 roku podczas potyczek gangu z biednymi mieszkańcami, którzy zbuntowali się przeciw uciskowi, zginęło 50 osób.

Władza zyskana krwią
Podczas niepokojów w 2007 roku po kenijskich wyborach członkowie Mungiki przeprowadzili czystki plemienne i dokonywali zabójstw motywowanych etnicznie. Życie straciło kilkudziesięciu ludzi. Do kolejnej tragedii doszło w lipcu tego samego roku. Policja znalazła zmasakrowane ciało dwuletniego chłopca, ściętego i posiekanego maczetą. Według śledczych chłopiec stał się ofiarą rytuałów sekty Mungiki. W wyniku przeprowadzonych akcji policyjnych w następnych latach zabito lub uwięziono dziesiątki członków gangu. W 2009 roku Njenga, choć jest jednym z przywódców organizacji, oficjalnie potępił czyny gangu, co jednak nie wpłynęło znacząco na zmianę sytuacji.

2 / 6

18th Street – symbol osiemnastki terroryzuje miasta Ameryki Południowej

Obraz
© Świat na dłoni

Data założenia: lata 80. XX wieku
Gdzie działa: USA, Kanada, Ameryka Południowa
Liczba członków: 65 tysięcy

Przez dwa lata słynny honduraski piłkarz Wilson Palacios żył w niepewności, czy jego porwany brat pozostaje przy życiu. Czternastoletni chłopak został uprowadzony z rodzinnego domu przez uzbrojonych mężczyzn – w czasie, kiedy Palacios grał w angielskiej lidze piłkarskiej. Rodzina zapłaciła 4 miliony okupu, ale wówczas po porywaczach ślad zaginął. Dopiero w 2009 roku śledczy zatrzymali dwóch szefów honduraskiej gałęzi gangu 18th Street, którzy zdradzili, gdzie zakopane zostały zwłoki porwanego chłopca. Ludzie po prostu znikają, są porywani, zabijani i grzebani na jednym z tajnych cmentarzy – opisuje sposoby działania gangu honduraski śledczy kryminalny Osman Oseguera.

Armia niechcianych dzieci

W czasie niepokojów społecznych w Los Angeles, które wybuchły w połowie lat 80., po tym jak policjanci zatrzymali i brutalnie zabili czarnoskórego kierowcę, wśród ulicznych gangów pojawił się symbol 18th Street. Wziął się od rogu 18. ulicy i Union Avenue w Los Angeles, gdzie siły swoje połączyła grupa latynoskich wyrostków. Gang, który nie dzielił ludzi ze względu na kolor skóry, zaczął się szybko rozrastać. Najczęściej przyłączali się do niego uczniowie szkół średnich, ale także młodsze dzieci, dla których kradzieże czy sprzedaż narkotyków nie stanowiły problemu. Z tego powodu gang nazywany jest także Children’s Army, czyli Armia Dzieci.

Z powrotem na południe

Lista ich przestępstw nie ma jednak nic wspólnego z dziecinną niewinnością. Na samym obszarze USA, według danych FBI, gang dopuścił się 1700 zabójstw. Oprócz handlu narkotykami, organizują transport nielegalnych imigrantów z Ameryki Środkowej, fałszują dokumenty, dokonują porwań, podpaleń i kradzieży. Problemem dla śledczych i policji jest fakt, że gang nie ma głównych przywódców. Taką organizację trudno jest rozbić. Kiedy władze próbowały tego dokonać w latach 90., między innymi przez aresztowanie znanych postaci działających w gangu, osiągnęły jedynie to, że organizacja nauczyła się działać i planować akcje również z więzienia. Zatrzymanych nieposiadających pozwolenia na pobyt na terenie USA zaczęto odsyłać do ich krajów. W ten sposób… poszerzyły się tereny działania gangu.

Stolica morderstw
Stolicą morderstw nazywa się miasto w Hondurasie, San Pedro Sula, od czasu kiedy władzę w nim przejęły importowane gangi uliczne. Największy strach budzi zaś właśnie 18th Street, który zasłynął torturowaniem ofiar i terroryzowaniem zwykłych mieszkańców miasta. Grupy działające w Hondurasie są znacznie bardziej brutalne niż amerykańskie. Na przykład przed wstąpieniem do gangu nowy członek musi przynieść kawałek ciała któregoś z wrogów gangu. Morderstwa popełnione przez członków gangu 18th Street rozpoznaje się na pierwszy rzut oka: swoje ofiary torturują, a następnie siekają na kawałki – opisuje śledczy Oseguera.

3 / 6

Bloods i Crips – nieprzejednana nienawiść czerwonych i niebieskich

Obraz
© Świat na dłoni

Data założenia: lata 60. XX wieku
Gdzie działa: USA
Liczba członków: 20–35 tysięcy

Na żadnej liście gangów ulicznych nie może zabraknąć Bloods ani Crips, nieprzejednanych rywali, którzy przez ponad 50 lat ukształtowali przedmieścia Los Angeles i innych amerykańskich miast. Jest to obraz krwawy i brutalny. Korzenie tych pierwotnie afroamerykańskich organizacji sięgają połowy ubiegłego stulecia, kiedy to w USA panowała walka o rasowe równouprawnienie obywateli. Losów tych dwóch gangów nie można od siebie oddzielić, ponieważ powstały jeden przeciw drugiemu.

Dzieci strzegące ulic

Organizację, przeciwko której na ulice wysłano gwardię narodową, założyło dwóch uczniów szkoły średniej. Pod koniec lat 60. XX wieku szybko zaczęła wzrastać przestępczość uliczna, a życie w biednych dzielnicach zaczęło funkcjonować w oparciu o prawo silniejszego. Stanley Williams i Raymond Washington jako piętnastoletni chłopcy należeli wówczas do Czarnych Panter, paramilitarnej organizacji walczącej o prawa czarnoskórych, jednak zdecydowali się założyć gang, który chroniłby ich dzielnicę przed napadami narkotykowych dealerów, złodziei i przestępców.

Błękit na cześć zmarłego

Jako barwę rozpoznawczą wybrali niebieski kolor ubrań. Uczcili w ten sposób pamięć zabitego kolegi o pseudonimie Buddha, który nosił błękitną chustkę. Już po kilku latach grupa wojowniczo nastawionych młodzieńców, zwanych Crips, zamieniła się w silną organizację, walczącą z okolicznymi gangami i napadającą na ich dzielnice. Głównym źródłem ich dochodów stał się handel narkotykami i bronią, a niebieskie chustki lub koszulki na ulicy zaczęły budzić strach wśród mieszkańców dzielnicy South Central w Los Angeles. Właśnie w ten sposób stworzyli sobie największego rywala – gang o nazwie Bloods, który także założyło dwóch młodzieńców, tyle że pobitych na ulicy przez Cripsów. Teraz oni postanowili bronić swojej dzielnicy przed najazdami Cripsów. Aby wyraźnie odróżniać się od swoich wrogów, zaczęli nosić czerwone chustki.

Lata narkotyków i wojen

Rywalizacja gangów na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku przerodziła się w otwartą wojnę. Obie organizacje w tym czasie miały już tysiące członków, którzy działali w małych grupach zwanych sets. Każda z nich miała swojego szefa, szefowie uzgadniali wspólne akcje z pozostałymi. Obie organizacje czerpały zyski z handlu narkotykami, a jednocześnie walczyły ze sobą o terytorium wpływów. Pojedyncze ataki zmieniły się w niekończącą się spiralę zaplanowanych morderstw i krwawych zemst. W 1978 roku uzbrojona grupa gangsterów z Crips wpadła do kościoła, gdzie właśnie odbywała się msza. W tym czasie przebywało tam trzech członków gangu Bloods, którzy przyszli na nabożeństwo ze swymi krewnymi. Crips zastrzelili siedem osób. W odwecie trzech gangsterów z niebieskimi chustkami zostało zastrzelonych przez nieznanych sprawców z przejeżdżającego samochodu.

Zbyt wiele śmierci

W tym czasie współzałożyciel gangu Crips, Raymond Washington, trafił do więzienia za napady i kradzieże. Za kratami spędził cztery lata, a kiedy wyszedł na wolność, zobaczył, że uliczne bijatyki zmieniły się w regularne strzelaniny, a wojny gangów rodzą jedynie bezmyślną przemoc. Próbował przekonać wszystkich do przerwania walk. Nie udało mu się, bowiem 9 sierpnia 1979 roku, kiedy Washington stał na rogu ulicy, ktoś zawołał do niego z przejeżdżającego auta. Samochód się zatrzymał, a Washington nachylił się do okna pojazdu. Wtem rozległ się huk wystrzału. Kula ze strzelby myśliwskiej zadała 25-letniemu Washingtonowi śmiertelną ranę. Zabójstwo młodego mężczyzny pozostało niewyjaśnione, ale przypuszcza się, że zabił go jego własny gang, ponieważ Washington dążył do zawarcia pokoju z Bloods.

Nawrócenie w więzieniu
Spirala przemocy wciąż się nakręcała. Dwa lata po śmierci Washingtona aresztowano jego dawnego przyjaciela, Stanleya Williamsa. Za kradzież i czterokrotne morderstwo został skazany na karę śmierci. W więzieniu, w którym czekał na egzekucję, przejął dowództwo nad innymi uwięzionymi Crips. Ponieważ dochodziło tam do aktów przemocy, został przeniesiony do izolatki, w której spędził sześć i pół roku. Właśnie tam, spędzając czas na czytaniu książek, doszedł do wniosku, że wojnę między gangami trzeba powstrzymać. Jeszcze pod koniec lat 90. Williams napisał w więzieniu kilka książek dla dzieci i młodzieży o szkodliwości gangów ulicznych. Udało mu się również to, czego nie zdołał uczynić Washington – zmniejszyć agresję między Bloods i Crips. W grudniu 2005 roku gubernator Kalifornii Arnold Schwarzenegger, pomimo protestów i petycji tysięcy ludzi, oddalił wniosek o odroczenie egzekucji Williamsa. Były gangster został stracony w wieku 51 lat, po 26 latach spędzonych w więzieniu. Oba gangi działają do dziś.

4 / 6

Primeiro Comando de Capital – najpotężniejszy gang Brazylii narodził się w więzieniu

Obraz
© Świat na dłoni

Data założenia: 1993 rok
Gdzie działa: Brazylia, Ameryka Południowa
Liczba członków: 13 tysięcy

O tym, że nawet skazanie i uwięzienie gangstera nie czyni go mniej groźnym, świadczy przykład z Brazylii, gdzie za murami więzienia powstał jeden z najbardziej brutalnych gangów we współczesnym świecie. Budząca strach organizacja z Sao Paulo rządzi nie tylko w więzieniach, lecz także na ulicach. Polityką gangu jest krwawy odwet za wszystko.

Masakra w więzieniu

Wszystko zaczęło się w słynnym więzieniu Carandira w brazylijskim Sao Paulo. W latach 90. ubiegłego wieku w ogromnym budynku przypominającym zbiór klatek dla dzikiej zwierzyny przebywało ponad 8 tysięcy więźniów. Warunki były tam drakońskie, a strażnicy rządzili twardą ręką. Doprowadziło to do zaplanowania przez kilkuset więźniów masowego buntu, który miał miejsce w październiku 1992 roku. Więźniowie nie spodziewali się przy tym, że strażnicy i policja wojskowa zmienią się w plutony egzekucyjne. Ich oddziały bezpośrednio w celach zabiły ponad 100 ludzi. Skazani, którzy przeżyli masakrę, poprzysięgli zemstę i założyli organizację Primeiro Comando de Capital, co można przetłumaczyć jako „Pierwsze dowództwo stolicy”.

Zemsta za zabitych

Gang wkrótce rozszerzył swoje wpływy nie tylko na kolejne więzienia w Brazylii, ale także poza mury więzienne. Kiedy zyskał już dostateczną władzę, rozpoczął pierwszą falę zaplanowanej zemsty. W 2001 roku doszło do buntu, który objął 24 zakłady karne. Sześć lat później sytuacja w więzieniach nadal nie była opanowana. Skazani brali strażników więziennych na zakładników i grozili im śmiercią. W maju 2008 roku doszło do kulminacji przemocy, zginęło 30 osób, głównie policjantów.

Wojna z policją
W międzyczasie na ulicach brazylijskich miast rozgorzała wojna z policją. W pierwszych miesiącach 2006 roku gangsterzy zabili 40 policjantów. Śledztwo trwało, napięcie rosło, aż kierownictwo gangu podjęło decyzję o ataku na komendy policyjne. W ciągu pięciu dni, między 12 a 17 mają, organizacja przestępcza przeprowadziła 14 ataków na komendy policji, policję wojskową i strażników w więzieniach. W wyniku tej akcji zginęło ponad 140 osób, a około 50 zostało rannych. Ataki i bunty powtarzają się do dziś. Według najnowszych danych brazylijskich władz gang Primeiro Comando de Capital jest najniebezpieczniejszą organizacją przestępczą w kraju.

5 / 6

Bractwo aryjskie – władcy amerykańskich więzień z nazistowskimi symbolami

Obraz
© Świat na dłoni

Data założenia: 1967 rok
Gdzie działa: USA
Liczba członków: 15 tysięcy

Swego czasu w amerykańskich więzieniach restrykcyjnie oddzielano przedstawicieli różnych narodowości i mniejszości. W blokach zakładów karnych były oddziały czarnoskórych, białych, Latynosów, Azjatów, które wytworzyły własną hierarchię więzienną. Taki podział przestał być praktykowany w latach 60., a wymieszanie się więźniów doprowadziło do chaosu, w którym poszczególne frakcje starały się umocnić swoją pozycję. W tym czasie biali więźniowie założyli Bractwo Aryjskie, gang morderców i gwałcicieli, którzy zjednoczyli się pod faszystowskimi symbolami. Połączyła ich nienawiść do ciemnoskórych współwięźniów.

Najemni mordercy

Bractwo, którego większość członków żyje za kratami więzienia, wypracowało własny, szczególny sposób zarabiania dużych pieniędzy. Stworzyło specjalną ofertę dla pozostających na wolności kompanów zatrzymanych: obawiasz się, że uwięziony przestępca coś chlapnie? Zdradzi? A może nie chcesz się z nim dzielić łupem? Bractwo temu zaradzi. Gang za odpowiednią opłatą może zabić nawet niewygodnego strażnika więziennego. Śledztwo FBI wykazało, że Bractwo Aryjskie ma na sumieniu aż 20 proc. wszystkich morderstw dokonanych w amerykańskich więzieniach. Tymczasem członkowie gangu stanowią zaledwie 1proc. osadzonych.

Pieniądze ważniejsze niż rasa

Patrząc na neonazistowskie tatuaże członków bractwa, wydawać się może, że gang kieruje się ideologią rasową. Nie jest to jednak prawda. Już w latach 70. bractwo dogadało się z mafią meksykańską i współpracuje z nią przy handlu narkotykami, na którym obie strony zarabiają wielkie pieniądze. „Aryjczycy” nie mieli też problemu z zawarciem umowy dotyczącej transportu heroiny z Tajlandii z chińskim gangiem. Z drugiej strony, w 1981 roku członkowie bractwa pod prysznicem więzieniu San Quentin zadali 70 ran szefowi konkurencyjnego gangu czarnoskórych DC Blacks.

Surowe zasady
Podobnie jak w przypadku innych gangów, członkostwo w Bractwie Aryjskim jest dożywotnie, a jakakolwiek próba opuszczenia jego szeregów kończy się śmiercią. Tak było w przypadku Richarda Barnesa, członka organizacji, który w 1983 roku został zmuszony do zeznawania przeciw innym członkom gangu. W rewanżu zabito całą jego rodzinę! Zakłady karne zamiast resocjalizować, uczą więźniów zorganizowanej przestępczości – komentują strażnicy San Quentin. Jak z kolei sądy mają karać przestępców, którzy już są skazani na dożywocie lub wieloletnie kary pozbawienia wolności?

6 / 6

Los Zetas – elitarna armia morderców w służbie mafii

Obraz
© Świat na dłoni

Data założenia: 1999 rok
Gdzie działa: Meksyk
Liczba członków: 3 tysiące

Meksykański gang Los Zetas jest potwierdzeniem przysłowia o igraniu z ogniem. Jednostka bojowa złożona z byłych żołnierzy, którzy przeszli elitarne szkolenie, miała służyć jako ochrona i grupa szturmowa potężnego kartelu narkotykowego El Golfo. Wkrótce jednak ci elitarni mordercy zyskali tak wielką władzę, że wystąpili przeciw swoim przełożonym, konkurencyjnym kartelom, a nawet przeciw rządowi. W ten sposób doprowadzili do wojny, której skutkiem była śmierć tysięcy ludzi.

Sposób na konkurencję

Jeszcze w czasach, kiedy Zetas pracowali dla El Golfo, otrzymali zadanie wypędzenia z północy Meksyku konkurencyjnego kartelu Sinaloa. Podczas realizacji tego zadania nawet doświadczonych mafiosów szokowało, w jaki sposób jednostka osiągnęła swój cel. Żołdacy odcinali swoim ofiarom głowy i kończyny, a zmasakrowane ciała porzucali na widok publiczny lub zawieszali na mostach. Do 2007 roku w wyniku swej brutalności poszerzyli obszary działania kartelu El Golfo, ale jednocześnie uświadomili sobie, że sami mogą opanować rynek narkotykowy. Jednak kartelowi nie można tak po prostu dać wypowiedzenia.

Nieokiełznana groza i terror

Żołdacy z Zetas stosowali doprawdy brutalne metody. Jako przykład zastraszania wroga stosowali egzekucję zwaną el guiso, która polegała na zanurzeniu ofiary w beczce wypełnionej łatwopalnym płynem i następnie podpaleniu jej. Beczkę zwykle wypełniali naftą, która płonie wolniej od benzyny. Często praktykowali najazdy na miasta znajdujące się na terenie konkurencji i bez ostrzeżenia strzelali do ludności cywilnej. Ktokolwiek stanął im na drodze, był zabijany. W 2011 roku policja w San Fernando odkryła w jednym miejscu 193 ciał. Były to zwłoki miejscowych, którzy odmówili współpracy jako dilerzy narkotykowi.

Wojna z prezydentem

Do walki z kartelami, które w Meksyku działały praktycznie bezkarnie, w 2006 roku włączył się prezydent Felipe Calderón. Do akcji powołał oddziały wojsk. W 2011 roku na wolności pozostawało jedynie 10 z początkowej liczby 34 elitarnych dowódców Zetas, a w 2015 roku zatrzymany został ostatni ze słynnych wodzów gangu, Omar Treviño Morales. Niestety, otwarta wojna w ciągu dziesięciu lat zdążyła pochłonąć 60 tysięcy ofiar wśród mieszkańców, a kartele narkotykowe nadal pozostają na tyle silne, by opłacać wpływowych polityków, sędziów i policjantów. Końca tej wojny nadal zatem nie widać.

{:external}

Źródło artykułu:Świat na dłoni
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (57)