CiekawostkiNarkotyki: Kokaina

Narkotyki: Kokaina

Narkotyki: Kokaina
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

07.01.2009 13:43, aktual.: 07.01.2009 13:57

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Obraz

Choć kokaina w znanej nam współcześnie postaci pojawiła się w 1860 roku, to jej korzenie giną w pomroce dziejów. Rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej używali surowca do jej produkcji – liści koki – w celu podniesienia wydolności organizmu. Niektórzy antropolodzy są zdania, że to właśnie liście koki pozwalały peruwiańskim Indianom na dalekie podróże morskie, w tym na zasiedlenie Polinezji.

W każdym razie żucie liści koki pomagało południowoamerykańskim Indianom na pokonywanie bez odpoczynku wielkich dystansów w bardzo krótkim czasie i na przemierzanie niemal biegiem górskich szlaków.

Niezależnie od takiego ściśle praktycznego wykorzystania, koka służyła Indianom w czasie obrzędów – wprawiwszy się przy jej pomocy w stan oszołomienia mieli mistyczne przeżycia i komunikowali się ze swoimi bogami. Kiedy Hiszpanie skolonizowali obecne Peru, oczywiście zakazali uprawiania i żucia koki. Zakaz ten również oczywiście nie był przez Indian przestrzegany.

Sposób ekstrakcji kokainy odkrył w 1860 roku Albert Niemann. W 24 lata później zaczęto ja w Niemczech stosować w leczeniu uzależnienia od morfiny. Było to jednak działanie chybione, bo część morfinistów zaczęła stosować i morfinę, i kokainę – razem lub osobno. Nowy środek pobudzająco-oszałamiający rychło przyjęła się w środowiskach ówczesnej elity. Nader chętnie używano jej dla rozrywki w wiktoriańskiej Anglii – Oscar Wilde podchodził do niej wręcz entuzjastycznie podkreślając, że wyjątkowo stymuluje i rozjaśnia umysł. Nie stronił od niej także ilustrator jego dzieł malarz i grafik Wiliam Blake.

Zygmunt Freud miał do kokainy niemalże bałwochwalczy stosunek, jego uwielbienie dla niej znalazło swoje odbicie w piosence, jaką napisał na jej cześć. Robert Louis Stevenson przyznawał się do tego, że słynnego "Doktora Jekylla i pana Hyde'a" napisał będąc pod wpływem kokainy. Słynny detektyw Sherlock Holmes – bohater opowiadań i powieści Artura Conan Doyle'a – aplikował sobie kokainę dożylnie, żeby rozjaśnić umysł przy wyjaśnianiu szczególnie skomplikowanych spraw. Badacz Antarktydy Robert Shackleton przemierzał ją zaopatrzony w spory zapas tabletek zawierających kokainę.

Obraz

W początkach XX wieku kokaina dostępna była bez recepty. Stanowiła składnik wielu lekarstw, wchodziła też w skład napojów, nasycano nią papierosy, faszerowano cukierki, a nawet dodawano do wina. Obecna od 1886 roku na rynku Coca-cola produkowana była na bazie ekstraktu z liści koki i orzeszków koli, zawierających z kolei kofeinę. Coca-cola miała być napojem, który – według ówczesnej reklamy – "pobudza umysł i leczy wszystkie nerwowe przypadłości".

Bardzo być może, skoro jedna jej flaszka zawierała do ponad pół grama kokainy. Współczesna Coca-cola również zawiera ekstrakt z liści koki, ale jedynie jako dodatek smakowy – usuwa się z niej całkowicie narkotyczny alkaloid.

W tym samym czasie stwierdzono jednoznacznie, że kokaina działa uzależniająco i że jej przedawkowanie prowadzi do ostrego zatrucia, a nawet śmierci. Ci więc, którzy ją sobie wstrzykiwali, zaczęli używać jej doustnie, co miało swoje odbicie we wzroście spożycia Coca-coli. Była jednak bardzo popularna, szczególnie w środowiskach artystów, intelektualistów, a także gangsterów.

Po pierwszej wojnie światowej zakazano ją w większości państw ówczesnej Europy i USA, co wcale nie zmniejszyło jej popularności. Gangsterzy dostrzegli bowiem w nielegalnym handlu nią jeszcze jedno źródło dochodów. Pojawienie się heroiny i jej powszechna dostępność zmniejszyło popularność kokainy, ale i tak były środowiska, w których nadal była jedynym zażywanym narkotykiem.

Powróciła w latach '70 ubiegłego wieku za sprawą tak zwanego kartelu z Medelin, stworzonego przez braci Ochoa, Jose Rodrigueza Gacha i Pabla Escobara. Udało im się wprowadzić ją na narkotykowy rynek USA i wkrótce stała się na powrót jednym z najpopularniejszych narkotyków. Istniały podejrzenia, skądinąd – jak czas pokazał – słuszne, że stała za tym CIA, która we wprowadzeniu na rynek amerykański stosunkowo taniego narkotyku widziała sposób na spacyfikowanie afroamerykańskich i portorykańskich gett. Z drugiej strony był to sposób na stałą obecność i wywieranie wpływów w Kolumbii.

Mimo tego, że kartel rozpadł się po śmierci Escobara i Gachy a bracia Ochoa oddali się w ręce kolumbijskiej policji, handel kokainą kwitnie nadal, choć już nie na taką skalę, jak w czasach Escobara. W szczytowym momencie swojej "kariery" potrafił on zarabiać do miliona dolarów dziennie, więc musiał produkować i przemycać do USA rzeczywiście przemysłowe ilości kokainy.

Obraz

Obecnie połączone siły DEA (Drug Enforcement Administration - Rządowej Agencji do Walki z Narkotykami) i Coast Guardu (Straży Przybrzeżnej) skutecznie wyeliminowały powietrzne transporty kokainy. Jej przemyt przeniósł się więc na wodę i pod nią – odbywa się przemyca się ją "niewykrywalnymi" łodziami i jachtami i miniłodziami podwodnymi. Tą drogą przemyca się jednak o wiele mniej kokainy, niż eskadrami awionetek, które za Escobara zalewały nią Stany.

W latach '80 ubiegłego wieku pojawiła się jednak nowa postać kokainy – crack. Jest to wyjątkowo silnie działająca, a zarazem uzależniająca postać kokainy. Mimo to zażywanie cracku jest równie powszechne jak innych form kokainy. Zapewne dlatego, że choć jego działanie jest krótkotrwałe, daje natychmiastowego, i to potężnego, kopa.

Po zażyciu kokainy następuje silny skurcz naczyń krwionośnych i wzrost ciśnienia krwi. Mniejsze dawki wywołują pobudzenie psychoruchowe, uczucie euforii, czasem omamy. Większe dawki wywołują zaburzenia oddechu, zaburzenia rytmu serca i wzrost ciśnienia tętniczego krwi. Minimalne dawki zwiększają wydolność organizmu, osiąganą przez wspominanych już Indian peruwiańskich na drodze "naturalnej" czyli poprzez żucie liści koki. Te właściwości kokainy chętnie wykorzystywali sportowcy, nim zaczęła porządnie działać kontrola antydopingowa – współczesne kontrole wykrywają ją od razu.

Na jakość i natężenie doznań pokokainowych wpływa sposób przyjęcia dawki i jej wielkość – słowem: im szybciej trafi ona do mózgu, tym szybciej i intensywniej odczuwane będzie jej działanie. Od intensywności odczuć zależy z kolei szybkość powstawania uzależnienia, bo choć nie stwierdzono, że uzależnia ona fizycznie, to wywołuje cykl euforia po dawce – przygnębienie po ustaniu działania, co wywołuje chęć wzięcia następnej dawki itd. Jest zatem narkotykiem silnie uzależniającym psychicznie – oprócz euforii zmniejsza niepokój, zwiększa poczucie pewności siebie, szczególnie w kontaktach z innymi ludźmi.

W euforii po dużych dawkach rodzą się pozytywne, barwne wspomnienia, które głęboko zapadają w pamięć, wywołując tym samym pragnienie powtórzenia takiego przeżycia. Każda, najprostsza nawet czynność jest źródłem satysfakcji – nawet podniesienie ręki jawi się po kokainie jak wejście na Mount Everest. Wszystko jest proste i łatwe, nie ma rzeczy niemożliwych. Wzrost pewności siebie i uniezależnienie się od opinii innych pozwalają na uznawanie dokładnie wszystkiego, co się robi za wydarzenia o wymiarze epokowym.

Obraz

Choć więc brak kokainy nie wywołuje przykrych reakcji organizmu, to ma on wielki wpływ na psychikę – wywołuje chęć ponownego dowartościowania się poprzez wzięcie kolejnej dawki. Rośnie w ten sposób wewnętrzny przymus ciągłego zażywania narkotyku w pogoni za euforią, jaką czuje się po jego zażyciu.

Tyle, że żeby osiągnąć tak pożądany stan euforii trzeba nie tylko zwiększyć dawkę, ale i częstotliwość jej przyjmowania – w przeciwnym razie zażycie kokainy wywołuje jedynie depresję i rozdrażnienie. Zwiększone dawki przyjmowane coraz częściej powodują odloty na kilka godzin, a nawet dni. I tu zaczyna się problem, bowiem na takim kilkudniowym haju kokainista nie myśli o zdobyciu następnej dawki, a kiedy haj się kończy – zaczynają się problemy, bo rozdygotany umysł nie pozwala na podejmowanie racjonalnych decyzji. Stąd też wynika całkowity brak oporów przed popełnieniem przestępstwa, na przykład kradzieżą.

Nie jest to jedyne niebezpieczeństwo, jakie czyha na sięgającego po kokainę. Wywołuje ona głębokie zaburzenia osobowości, jej brak wprawia w depresję, podczas której łatwo o próby samobójcze. Jest też przyczyną psychozy pokokokainowej, dla której właściwe są urojenia prześladowcze.

Kokainę łatwo też przedawkować – zależne to jest od stopnia uzależnienia i czystości narkotyku. W pamiętnej scenie w "Pulp Fiction" Uma Thurman wciąga kreskę, na jej twarzy pojawia się wyraz błogości, a następnie pada bez czucia, nawet nie próbując złapać oddechu. Jedno, że wciągnęła wyjątkowo czystą kokainę, drugie – potężną jej dawkę. Nie wystąpiły wiec nawet objawy właściwe dla ciężkiego zatrucia: drgawki i zaburzenie akcji serca. Po prostu padła jak rażona piorunem. Co może się zdarzyć każdemu.

Mitem więc jest nieszkodliwość kokainy, bo mimo tego, że nie uzależnia fizycznie, to tak głęboko i potężnie uzależnia psychicznie, że uzależniony nie tylko trwale traci kontakt z rzeczywistością, ale i staje się swojego rodzaju socjopatą. Kokainę należy więc bezsprzecznie uznać za jeden z najniebezpieczniejszych nbarkotyków.

Źródło artykułu:WP Facet
Komentarze (17)