Rok 1964 stał w Wielkiej Brytanii pod znakiem nowego narkotyku, który nazywał się LSD. W szybkim tempie zaczęła się nim narkotyzować cała czołówka ówczesnego rocka: John Lennon, Paul McCartney, George Harrison, Jim Morrison, Eric Clapton, Jimi Hendrix, Mick Jagger, Keith Richards, Brian Jones, Pete Townshend, Eric Burdon, Cat Stevens. Stało się tak pod wpływem jednego człowieka Timothy Leary'ego, profesora psychoterapii na Harvardzie.
Leary poza tym, że profesorował na Harvardzie, był także mistykiem i prorokiem czegoś na kształt nowej religii, religii LSD, która wyrażała się w haśle turn in – tune in – drop out (podłącz się – dostrój – odpadnij). Jego ideologia idealnie pasowała do naczelnej myśli powieści Jacka Kerouaca "On the Road" – "W drodze". Bohaterowie Kerouaca byli wiecznymi wędrowcami, przemierzającymi Stany wzdłuż i wszerz, a LSD umożliwiało inny rodzaj podróży – trip czyli jazdę w zmieniony świat. :Lub inny wymiar – jak kto woli.
Leary-prorok był o wiele lat starszy o swoich uczniów i wyznawców – w wieku 40 lat z zachwytem odkrył psychodeliki – swój pierwszy kontakt z LSD uznawał za coś na kształt przeżycia religijnego, i to z kategorii tych najgłębszych. Pierwszy trip po kwasie zrobił na nim takie wrażenie, że zaczął go reklamować jako antidotum na wszelkie bolączki chorego świata. Mówił, że powszechne używanie kwasu zmieni świat na tyle, że wszystko się zmieni i dokładnie wszyscy będą wiecznie szczęśliwi.
LSD znosiło indywidualność pojedynczego "ja", więc gdyby wszyscy brali kwas, to stanowiliby jeden wspólny organizm, zatem panowałoby powszechne braterstwo i miłość. Leary rzucił nawet myśl, żeby woda w kranach zawierała LSD i w ten sposób cała ludzkość byłaby ciągle na tripie.
Wizje po LSD znalazły swoje odbicie w muzyce – koncerty takich kapel, jak Grateful Dead, Jimi Hendrix Experience, Cream były widowiskami, które miały wywoływać podobne doznania, jak trip po kwasie. Trzeba pamiętać, że działo się to w czasie, kiedy San Francisco było stolicą ruchu dzieci-kwiatów, hippisi ściągali tam z całych Stanów, a nawet i Europy.
Wszystko to za sprawą ruchu spod znaku "sex, drugs and rock'nroll" – drugs to przede wszystkim marihuana, haszysz i LSD, najaktywniejsza substancja psychodeliczna. Odkrył go w 1938 roku szwajcarski chemik firmy Sandoz Albert Hofmann.
Początkowo zamierzano stosować LSD jako lek pobudzający układ krwionośny i oddechowy, szczególnie przy porodzie – do pobudzenia macicy, jednak po odkryciu w trakcie testów jego właściwości psychodelicznych znalazł inne zastosowania. Interesowała się nim także CIA, testując go pod względem możliwości militarnego i wywiadowczego zastosowania. Podobne testy miało też prowadzić sowieckie GRU.
Zatem "kariera" LSD, podobnie jak heroiny, zaczęła się od medycyny. LSD jednak został wykreślony w 1967 roku z katalogu leków i zaliczony do nielegalnych narkotyków, podczas gdy medyczne zastosowanie heroiny dopuszczalne jest nadal, pod ścisłym nadzorem i w ograniczonych dawkach oczywiście, ale jedynie w Wielkiej Brytanii i kilku stanach USA.
Stało się tak mimo tego, że LSD jest najmniej szkodliwą substancją psychoaktywną, zajmującą w klasyfikacji używek 14 miejsce – alkohol jest na piątym. Bezpośrednią przyczyną skreślenia LSD z listy leków i uznania go za niebezpieczny narkotyk jest oczywiście jego pozamedyczne wykorzystywanie. LSD jest substancją tak aktywną, że jej dawki mierzy się w mikrogramach. Nie uzależnia fizycznie, a uzależnienie psychiczne jest określane przez środowiska medyczne jako problematyczne. Trudno się z tym jednak zgodzić, skoro bowiem trip oznacza wejście w inny, "lepszy" świat, to zażywanie LSD jest niczym innym, jak tylko pułapką. W którą bardzo łatwo wpaść, biorąc pod uwagę praktyczny brak skutków ubocznych – w postaci uzależnienia.
Szczególnie, że trip po LSD oznacza w większości przyjemne zniekształcenie postrzegania świata, w którym nie obowiązują żadne zasady obowiązujące w znanym nam świecie.
W tripie po zażyciu LSD pojawiają się: wzmocnienie lub osłabienie percepcji zmysłowej lub jej zaburzenia, a także zaburzenia poczucia czasu. U większości zażywających LSD pojawiają się bardzo przyjemne uczucia, które określają jako mistyczne, więc: zjednoczenia z całym wszechświatem, bezpośredniego odczuwania obecności bóstwa.
Jednakże po zażyciu LSD może zdarzyć się tzw. bad trip, co związane jest bezpośrednio ze stanem emocjonalnym. Wizje są wtedy przerażające, a zażywający LSD może wpadać w stany lękowe, uciekać przed nieistniejącymi zagrożeniami itp.
Trzeba tu zaznaczyć, że reakcje na zażycie LSD są bardzo różne. Może wystąpić bardzo wysoka gorączka (nawet powyżej 41◦C), podnosi się poziom cukru we krwi – do poziomu niebezpiecznego. Mogą także wystąpić dreszcze bądź nawet drgawki, skurcze macicy, gęsia skórka, przyspieszony oddech, ślinotok, szczękościsk, nadmierne pocenie się. LSD może tez wywołać odrętwienie, osłabienie i mdłości.
Produkcja LSD jest czasochłonna i niebezpieczna. Nawet doświadczeni chemicy, w dobrze wyposażonym laboratorium na wyprodukowanie 100 gramów kwasu muszą poświęcić 2-3 dni. Przy czym niektóre etapy produkcji związane są z groźbą wybuchu. Niemniej jest ciągle obecny na rynku nielegalnych środków zmieniających świadomość. Nie jest tak popularny, jak inne narkotyki, jednak ciągle żyje jego hippisowska legenda.