Narkotyki w wojsku - żołnierze zabijają pod wpływem dopalaczy?
29.11.2013 | aktual.: 27.12.2016 15:00
Żołnierze na haju...
Likwidują ból i zmęczenie, przytępiają strach oraz zwiększają skłonność do brawurowych czynów - środki odurzające od wieków towarzyszą żołnierzom na placu boju, którzy dzięki dopalaczom stają się "maszynkami do zabijania". Wikingowie znieczulali się grzybami i ziołami, uczestnicy wojny secesyjnej - opium, a piloci Luftwaffe - amfetaminą, a amerykańscy marines - LSD.
W kwietniu 2002 r., w okolicach afgańskiego miasta Kandahar rozegrały się dramatyczne wydarzenia. Baza stacjonujących tam kanadyjskich żołnierzy została zbombardowana przez... amerykański F-16. W omyłkowym ataku zginęło czterech Kanadyjczyków, a ośmiu odniosło poważne obrażenia.
Za sterami samolotu siedzieli doświadczeni piloci: mjr Harry Schmidt i mjr William Umbach. Dlaczego doprowadzili do tragedii? Niedługo później do mediów wyciekły protokoły z przesłuchań lotników, tłumaczących się zażyciem preparatu zwanego popularnie "go pills". To tabletki zawierające pochodną amfetaminy - deksedrynę, które przeciwdziałają zmęczeniu i znajdują się na wyposażeniu wielu amerykańskich jednostek.
- Pilot, który wykonuje wielogodzinny nocny lot, nie może zjechać na pobocze, by się zatrzymać i odpocząć. Dla niego dotarcie do celu to sprawa życia i śmierci - wyjaśniał w wywiadzie dla "New York Timesa" generał Dan Leaf z dowództwa Air Force, wywołując ogromną burzę w Stanach Zjednoczonych. Niedługo później okazało się, że podobne substancje stosują także inne armie. Np. Brytyjczycy zabierają na misję w Afganistanie provigil -preparat, który pozwala wytrzymać bez snu nawet 80 godzin!
Wykorzystywanie środków odurzających do celów wojskowych nie jest jednak wymysłem naszych czasów. Żołnierze od wieków są faszerowani dopalaczami, które mają uczynić z nich "maszynki do zabijania".
Napoleońskie "zioło"
O "napoju zapomnienia" (prawdopodobnie była to mikstura z wina i wyciągu makowego), spożywanym przez uczestników wojny trojańskiej, wspominał już Homer w "Odysei". Słynący z odwagi i bezwzględności Wikingowie wspomagali się przed bitwą trunkiem z dodatkiem woskownicy europejskiej i podobno zażywali również wywary z grzybów halucynogennych.
Legendarni arabscy wojownicy pogardzający śmiercią - asasyni stosowali eliksiry z konopi. Hiszpańscy konkwistadorzy pustoszący Amerykę Południową i Środkową podpatrzyli, że tamtejsi mieszkańcy żują liście koki, co poprawia nastrój i zmniejsza zmęczenie. Zaczęli sami wykorzystywać tę roślinę i niedługo później przywieźli ją do Europy, gdzie zrobiła furorę.
Żołnierzom Napoleona "zawdzięczamy" natomiast upowszechnienie haszyszu. Spora część cesarskiej armii paliła odurzające "zioło", szczególnie podczas ekstremalnej kampanii w Rosji.
Narkotyki towarzyszyły również uczestnikom wojny secesyjnej. Szacuje się, że armia Unii zużyła przez cztery lata ponad 8,5 tony preparatów na bazie opium oraz prawie 850 kilogramów morfiny! Nic dziwnego, że po wojnie pojawiło się w Stanach Zjednoczonych blisko pół miliona weteranów uzależnionych od środków odurzających.
Pancerna czekolada
Pierwsza połowa XX wieku to czas amfetaminy, którą odkrył rumuński chemik Lazar Edeleanu, pracujący na uniwersytecie w Berlinie. Początkowo traktowano ją jako substancję leczniczą, m.in. w łagodzeniu dolegliwości związanych z depresją.
Jednak amfetamina szybko zainteresowała armię. Szczególnie po 1937 r., kiedy w laboratoriach niemieckich zakładów chemicznych Temmler-Werke powstał szczególnie efektywny preparat na bazie amfetaminy - perventin. Podczas wojskowych testów pigułki okazało się, że jej zażywania znacznie wydłuża gotowość do działania, zmniejsza potrzebę snu, zwiększa brawurę, redukuje wrażliwość na ból czy głód.
Perventin aplikowano żołnierzom Wehrmachtu, którzy we wrześniu 1939 r. przekraczali granicę Polski oraz pilotom Luftwaffe uczestniczącym w bitwie o Anglię. W ciągu całej wojny niemiecka armia zamówiła blisko 200 milionów tabletek, zwanych przez żołnierzy "pancerną czekoladą". Początkowo efekty były znakomite, a faszerowani narkotykami młodzi ludzie rwali się do walki. Jednak wkrótce okazało się, że preparat błyskawicznie uzależnia. - Przyślijcie szybko jeśli tylko możecie trochę pervitinu - błagał w liście do rodziców 22-letni żołnierz Heinrich Boll, późniejszy laureat literackiej nagrody Nobla.
Gdy w magazynach zaczęło brakować amfetaminy, wojacy cierpieli na halucynacje i wpadali w depresję. Niektórzy umierali na serce, inni w szale strzelali sobie w głowę. Efekty uboczne amfetaminy zaniepokoiły w końcu Leonardo Contiego, ministra zdrowia III Rzeszy, który w 1941 r. przeforsował pomysł umieszczenia perventinu na liście specyfików poddanych reglamentacji. Od tego czasu armia otrzymywała znacznie mniejsze dostawy specyfiku.
Marsz bez końca
W czasie II wojny światowej Niemcy prowadzili intensywne prace nad stworzeniem jeszcze skuteczniejszych preparatów, które miały wzmacniać ducha bojowego u żołnierzy. W 1944 r. zespół prof. Gerharda Orzechowskiego z uniwersytetu w Kilonii opracował recepturę specyfiku o kryptonimie D-IX. W jego skład obok niewielkiej dawki perventinu wchodziła również morfina i kokaina (zarówno naturalna, jak i syntetyczna).
Narkotyk testowano na więźniach obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen, którzy po zażyciu pigułki musieli aż do utraty przytomności spacerować z ciężkimi plecakami. - Maszerujący mogli pokonać do 90 kilometrów bez odpoczynku. Na początku jeszcze pogwizdywali lub śpiewali, ale po pierwszej dobie marszu większość z nich padła - wspominał po latach były więzień Odd Nansen.
Kilka miesięcy później wojna dobiegła końca i Niemcom nie udało się wprowadzić preparatu do masowej produkcji.
Uzależniona armia
Środki odurzające stosowało większość uczestników II wojny światowej. "Niemcy korzystają z cudownej pigułki" - alarmowała w 1939 r. angielska prasa, być może nie widząc, że brytyjska armia też chętnie wspomaga żołnierzy metedryną i benzendryną, czyli pochodnymi amfetaminy. Do 1945 r. zaaplikowano im blisko 72 miliony tabletek.
Jeden z żołnierzy polskiej 1. Samodzielnej Brygady Spadochronowej, która pod Arnhem dzielnie wspierała Brytyjczyków broniących swoich pozycji przed dywizjami Waffen-SS, wspominał: "Kapitan Mackay wydał swoim umęczonym żołnierzom benzendrynę, po dwie tabletki na osobę. Skutek jaki wywarła na wyczerpanych, zmęczonych żołnierzy był nieoczekiwany i silny. Niektórzy spadochroniarze stali się podenerwowani i kłótliwi.(...) Niektórzy z zaszokowanych i rannych zaczęli wpadać w euforię".
Amfetamina była chętnie wykorzystywana także przez Japończyków. Po wojnie okazało się, że blisko dwa miliony żołnierzy cesarskiej armii cierpi z powodu uzależnienia od narkotyków.
Wietnamska psychodelia
Pigułki "go pills", które mogły przyczynić się do wspomnianej na wstępie tragedii pod Kandaharem zostały oficjalnie zatwierdzone do użycia w amerykańskich siłach powietrznych pod koniec lat 50.
Preparaty na bazie amfetaminy intensywnie stosowano zwłaszcza w okresie wojny w Wietnamie. Podczas wieloletniej kampanii w południowo-wschodniej Azji narkotyki stały się powszechnym dopalaczem dla żołnierzy z USA. Wykorzystywali to Sowieci, którzy dostarczali Amerykanom tanią marihuanę z dodatkiem opium, co znacznie zwiększało ryzyko uzależnienia. W końcowej fazie wojny w Wietnamie dowództwo lotnictwa USA stwierdziło, że narkotyki stają się przyczyną większej liczby zgonów i wypadków niż udział w lotach bojowych.
Wśród amerykańskich żołnierzy popularne było także LSD - jedna z najaktywniejszych substancji psychodelicznych. Podejrzewa się, że pod wpływem tego środka znajdowali się sprawcy najokrutniejszej zbrodni w czasie wojny wietnamskiej - masakry ponad pół tysiąca cywili w wiosce My Lai. Z zeznań żołnierzy wynikało, że brutalnie mordując kobiety i dzieci działali w amoku.
Rafał Natorski