Trwa ładowanie...
21-03-2007 15:55

Nasi w strefie śmierci

Nasi w strefie śmierciŹródło: Discovery Channel
d4ic5yo
d4ic5yo

Himalaje zdobywane są latem (kwiecień-wrzesień) od ponad 150 lat. Sezon zimowy (grudzień-marzec) jeszcze do 1980 roku nie istniał. Zainaugurowali go Polacy wyprawą prowadzoną przez Andrzeja Zawadę, która zdobyła Mount Everest. Do dzisiaj Polacy jako pierwsi stanęli zimą na ośmiu szczytach ośmiotysięcznych. Zdobycie dachu świata o tej porze roku nie udało się dotąd żadnej ekipie innej narodowości. W świecie alpinistów nazywani więc jesteśmy zimowymi wojownikami. Możesz dołączyć do ich grona. O ile naprawdę bardzo tego chcesz.

Wyprawa na szczyt powyżej 8000 m trwa od jednego do trzech miesięcy. W tym czasie można się zaaklimatyzować, sprawdzić swoją kondycję, poczekać na dobrą pogodę i zdobyć wierzchołek. Na sam atak zostaje kilka dni. Przebywanie dłużej niż tydzień powyżej 7500 metrów – w tak zwanej strefie śmierci – kończy się bowiem tragicznie. W wyjątkowych przypadkach śmiałkowie przeżywają 9 dni.

Everest dla każdego?
Mount Everest, w języku miejscowych Czomolungmę (Matka Ziemi), zdobyli po raz pierwszy w 1953 roku sir Edmund Hillary i szerpa Tenzing Norgay. Od tamtej pory zmieniło się wszystko: sprzęt, odzież, urządzenia pomocnicze, sama organizacja wyprawy oraz ilość uczestników, którzy biorą w niej udział. Wtedy wchodzili dwaj himalaiści, bez ekipy wspomagającej. Dzisiaj ścieżki są już wydeptane i zdarza się, że w sznureczku na wierzchołku staje niemal obok siebie trzysta, czterysta osób w ciągu sezonu letniego.

Uczestnicy wypraw są zwykle zaopatrzeni w małe plecaki oraz butle z tlenem. Towarzyszą im wynajęci tragarze i niekiedy słono opłacany (65 tysięcy dolarów) zawodowy alpinista. Wysokogórski turysta ma jeszcze wiele do zdobycia. Zawodowiec już raczej nie. Tym się różnią. Trasy na najwyższe szczyty świata zostały nieformalnie podzielone na łatwe, turystyczne i trudne – tylko dla wytrawnych himalaistów. Pierwsi chodzą latem i zdobywają Everest, Cho Oyu, Broad Peak, drudzy atakują niezdobyte ściany i stawiają im czoło w zimie.

Polacy – zimowi wojownicy
Do 1980 roku pojęcie sezonu zimowego w Himalajch nie istniało. Rząd (Nepal, Pakistan) wydawał pozwolenia na wspinaczkę, czyli permity, tylko na latnie zdobywanie szczytów. Dla polskiej wyprawy jednak specjalnie zmieniono obowiązujące zasady. Umożliwiło to zimowe zdobycie dachu świata. 17 lutego 1980 roku Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy stanęli na najwyższym ośmiotysięczniku zimą. Przez następne lata Polacy jako pierwsi zdobyli osiem wierzchołków i do tej pory nikt im nie dorównał. Dlatego nazywani są zimowymi wojownikami.

d4ic5yo

Zimą, gdy nawet w bazie temperatura spada poniżej zera, wodę trzeba topić ze śniegu, a organizm nie ma szans na pełną regenerację. Jerzy Kukuczka podczas wypraw chudł po kilkanaście kilogramów, głównie przez niedobór wody. Na takich wysokościach ciągle chce się pić, a im wyżej, tym trudniej o kubek herbaty.

Odmrozić się można raz?
Do 1988 roku zdobyto siedem gór, potem nastąpiła przerwa. W 2002 roku nadszedł czas na wzbogacenie zimowego dorobku. Krzysztof Wielicki znalazł sponsorów, akcje zostały nagłośnione przez media i pod koniec roku ekipa Netii K2 znalazła się w bazie. Jednym z uczestników wyprawy był Piotr Morawski, wtedy jeszcze debiutant: – Pojechałem jako pomoc głównej grupy. Myślałem, że będę wiązał tylko sznurówki w skorupach – wspomina. Razem z Marcinem Kaczkanem dostał jednak szansę i wraz z resztą ekipy alpinistów atakował górę. – Nie wiedziałem jak powinno być, więc wszystko przyjmowałem ot tak: skoro jest zimno, to ma być zimno.

Nauczyliśmy się, jak wygląda ekstremalna wyprawa. Szczególnie podziwiałem Denisa Urupko, bo choć wiało, on szedł dalej. I poznałem kilka sztuczek, choćby taką jak poranne grzanie butów nad palnikiem – mówi Morawski. Ekipa wykonała ogromną pracę i dotarła do strefy śmierci, ale K2 postał niezdobyty. Temperatura dochodząca do minus 40 stopni, silny, ostry wiatr i zamiecie uniemożliwiły zdobycie szczytu.

Piotr Morawski, obecnie jeden z najlepszych himalaistów zimowych, tak odmroził stopy, że stracił jeden palec. Ale teraz z uśmiechem mówi: – Podobno jest tak, że jak raz się odmrozisz, to potem już ci się to nie zdarzy.

Gospodarka wodna na wysokościach
Przebywanie na himalajskich wysokościach to balansowanie na granicy życia i śmierci. Grzegorz Adamczyk, specjalista ortopedii i traumatologii Carolina Medical Center, mówi: – Problemy wysokogórskie to przede wszystkim brak odpowiedniej, dokładnej aklimatyzacji. Im dłuższe doświadczenie, tym może być ona krótsza. Ważne jest też precyzyjne przygotowanie gospodarki wodnej.

d4ic5yo

Na tych wysokościach niezwykle łatwo się odwodnić. Zimą, gdy nawet w bazie temperatura spada poniżej zera, wodę trzeba topić ze śniegu, a organizm nie ma szans na pełną regenerację. Jerzy Kukuczka podczas wypraw chudł po kilkanaście kilogramów, głównie przez niedobór wody. Na takich wysokościach ciągle chce się pić, a im wyżej, tym trudniej o kubek herbaty. Uwaga i dyscyplina są najważniejsze. Ich brak może kosztować życie. Największym zagrożeniem jest obrzęk płuc i mózgu oraz zbytnia pewność siebie podczas zejścia.

Z Robertem Rozmusem, prezesem Annapurna Klub, który organizuje wyprawę partnerską na Cho Oyu (8201 m n.p.m.), rozmawia Monika Strojny.

Jakie warunki, oprócz wpłacenia 6 tysięcy dolarów, musi spełnić osoba, która chce pojechać z Klubem Annapurna na Cho Oyu?
Kandydat musi przede wszystkim być zdrowy. Nie chorować na serce i płuca, co uniemożliwia pobyt na wysokościach. Poza tym wskazane jest doświadczenie wysokościowe, zdobycie góry powyżej 6500 m n.p.m. Ważne też w jakim stylu się na tę górę weszło – czy z lekkim plecakiem, ciągnięty przez przewodnika, czy o własnych siłach w dobrym czasie. Bierzemy też pod uwagę osoby z mniejszym doświadczeniem górskim, ale mające bardzo dobre warunki fizyczne, np. które przebiegły maraton lub weszły na Mont Blanc w czasie o połowę krótszym od przewidywanego.

Jaki sprzęt zapewniacie podczas wyprawy, a co musi mieć ze sobą uczestnik?
My zapewniamy namioty i liny, a sprzęt osobisty (np. kombinezon puchowy), uprząż i raki, uczestnik ma własne.

d4ic5yo

Jak wygląda kwalifikacja?
Przed ośmiotysięcznikiem jest organizowane przynajmniej jedno spotkanie. Omawiamy trudności wyjazdu, niebezpieczeństwa. Pytamy o doświadczenie i inne umiejętności.

Jaki charakter ma wyprawa?
Partnerski. Każdy uczestnik odpowiada za pozostałych.

*Czy zatrudniacie miejscowego przewodnika? * Wyprawę prowadzi kierownik, zazwyczaj osoba najbardziej doświadczona. Na miejscu można zatrudnić szerpę wysokościowego, który będzie pomocny w wejściu na szczyt.

d4ic5yo

*Czy Klub Annapurna ma doświadczenie w ogranizowaniu podobnych wyjazdów? * Zorganizowaliśmy już wyprawę na ten sam szczyt. Wiosną planujemy Mount Everest. Nasi członkowie zdobywali już wielu ośmiotysięczników winnych ekipach.

*Jakie jest zabezpieczenie medyczne podczas wyjazdu? * Korzystamy z miejscowego systemu ratownictwa, który zapewnia tlen medyczny, worek Gamowa (nadmuchiwany worek do leczenia choroby wysokościowej – przyp. red.) oraz lekarza w bazie.

*Ile zostało wolnych miejsc? * Zgłosiło się sześć osób, a możemy zabrać dziesięć. Na chętnych czekamy do końca czerwca, a wyprawa potrwa od końca sierpnia do października.

d4ic5yo

Diabeł tkwi w schodzeniu
Po zdobyciu szczytu niedoświadczonym we wspinaczce górskiej wydaje się, że najtrudniejsze mają już za sobą. Są jednak w błędzie i to z wielu powodów.

Jednym siada motywacja, inni chcą zbyt szybko dotrzeć do bazy. Po osiągnięciu sukcesu, jakim jest stanięcie na dachu świata, ogarnia ich euforia i tracą czujność. Nieprzypadkowo większość tragicznych wypadków zdarza się podczas schodzenia. Tadeusz Piotrowski spadł pod K2, Tadeusz Kudelski pod Everestem, a Władymir Baszkirow, jeden z najlepszych rosyjskich himalaistów, pod wierzchołkiem Lhotse.

Trudność schodzenia tkwi w fizyce. – Podczas podchodzenia mięsień czterogłowy uda napinany jest z siłą równą 2,5 wagi ciała, przy schodzeniu ten współczynnik rośnie do 3,5 – ostrzega Grzegorz Adamczyk z centrum ortopedii i medycyny sportowej. – Poza tym trzeba nauczyć się odpowiednio oddychać, aby nie dopuścić do hiperwentylacji. Zatrucie rzadkim powietrzem jest przyczyną zaburzeń świadomości czy nienaturalnej euforii.

d4ic5yo

Przy dyscyplinach wytrzymałościowych, takich jak triatlon, maraton czy wspinaczka wysokogórska, profesjonaliści trenują z kardiomonitorami. Uczą się, ile uderzeń serca na minutę są w stanie wytrzymać, kiedy muszą zwolnić, a kiedy mogą przyspieszyć. Takie urządzenie można dostać w każdym sklepie sportowym – informuje Grzegorz Adamczyk. Nie wszyscy jednak korzystają z tych zdobyczy techniki. Wierzą, że i bez nich opanują trudną sztukę wspinania się.

Zimą nie ma mycia się, pasta do zębów jest zamarznięta – mówi Morawski. Najgorszy jest moment wyjścia ze śpiwora, gdy nad ranem jest minus 30 stopni. Bywało tak, że nie zdejmowałem polarów i bielizny przez kilka tygodni.

17 lat przerwy
Przez 17 lat – od 1988 do 2005 roku – ani Polacy, ani nikt inny, nie zdobył żadnego szczytu ośmiotysięcznego zimą. Impas przełamał Piotr Morawski, debiutant spod K2, który razem z Włochem, Simone Moro wszedł na Shisha Pangmę (8027 m n.p.m.) w pierwszych dniach stycznia.

Mimo silnego wiatru i mrozu, wyczekali tzw. okno pogodowe i góra dała za wygraną. Triumf zmotywował innych. Odgrzebano plany zdobycia K2. W tym roku ruszyła wyprawa na Nanga Parbat. Niestety nie skończyła się sukcesem.

Zimą i latem
Czy latem, czy zimą, w górach wysokich najważniejsza jest pogoda. Większość uczestników wypraw zimowych rezygnuje, bo nie może doczekać się poprawy aury, latem zdarza się to rzadziej. Różnic jest zresztą sporo, dlatego sezon zimowy traktuje się jak oddzielne wyzwanie. Od grudnia do marca – paradoksalnie – nie ma śniegu lub jest go bardzo mało. A co jest? Warstwa lodu lub nagie skały, co jest ogromnym utrudnieniem dla uczestników wypraw. To jak podchodzenie po lodowisku nachylonym pod kątem 45 stopni.

Jest jeszcze silny wiatr. – Podmuch o prędkości 200 km/h strąca człowieka z grani. Rzuca przypiętego do lin poręczowych, stojącego – przewraca, wbija drobinki lodu w jedyną nieosłoniętą część ciała – w twarz. Poza tym nie można się zregenerować, góra dużo szybciej wyniszcza i to źle działa na psychikę – mówi Piotrek Morawski. – Zimową grań rozgrywa się w głowie, trzeba mieć do niej cierpliwość – dodaje. Rzadko zdarza się, że telewizja pokazuje życie, które trwa podczas wypraw najdłużej. Bazę.

– Zimą nie ma mycia się, pasta do zębów jest zamarznięta – mówi Morawski. Najgorszy jest moment wyjścia ze śpiwora, gdy nad ranem jest minus 30 stopni. Bywało tak, że nie zdejmowałem polarów i bielizny przez kilka tygodni. W obozach przeskoczenie do kombinezonu puchowego nie jest już takie straszne. I drugi moment to czynności fizjologiczne… Ale zanim dojdziesz pod górę, zdążysz się przyzwyczaić.

Nie ma przepisu na zdobycie szczytu. Można spełnić szereg wymagań, przeczytać tonę książek i być już wszędzie, a kolejnej góry mimo wszystko nie zdobyć. Ci, z którymi rozmawiałam, zawsze mówią o pokorze, o szacunku do gór. I o tym, że inni mieli gorzej. – Wychowałem się na książkach wielkich podróżników, którzy jedli skórę z własnych butów – przypomina Piotrek Morawski i dodaje. – Teraz w górach, nawet zimą, nie jest tak źle. Człowiek jest w stanie naprawdę dużo znieść.

Monika Strojny

d4ic5yo
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4ic5yo