Nathan Leopold i Richard Loeb - krótka historia "morderstwa doskonałego"
20.05.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:23
Naczytali się powieści kryminalnych i postanowili popełnić morderstwo doskonałe. Nie udało im się
Zgubiła ich brawura i jedno niedopatrzenie
Naczytali się powieści kryminalnych i postanowili popełnić morderstwo doskonałe. Wpadli. W więzieniu przekonali się, że "zbrodnia doskonała" nie istnieje. Ich zbrodniczy czyn stał się inspiracją dla książek i filmów. Zainteresował się nimi sam Alfred Hitchcock, który w 1948 roku na podstawie ich losów nakręcił film pt. "Sznur".
21 maja 1924 roku Nathan Leopold i Richard Loeb zamordowali czternastoletniego Roberta Emanuela Franksa. Za tę zbrodnię zostali skazani na dożywotnie więzienie.
Zabójcy, podobnie jak ich ofiara, wywodzili się z amerykańskiej klasy wyższej. Ojciec Leopolda był właścicielem największej fabryki wyrobów tekstylnych w Chicago i zapewnił nieprzeciętnie zdolnemu synowi doskonałe wykształcenie. Nathan w wieku lat 20 znał czternaście języków obcych i, podobnie jak Richard Loeb, uważany był za jednego z najzdolniejszych młodych ludzi w Stanach Zjednoczonych.
Zbrodniczy wyznawcy Nietzschego
Nathan Leopold i Richard Loeb (także syn amerykańskiego multimilionera) poznali się w czasie studiów na Uniwersytecie w Chicago. Mimo że różnili się bardzo charakterami (Leopold był typowym molem książkowym, a Loeb - bawidamkiem, pieszczoszkiem żeńskiej połowy chicagowskiej śmietanki lat 20.), szybko zostali przyjaciółmi.
Obu młodzieńców pociągała nihilistyczna filozofia Friedricha Nietzschego i głoszona przez niego teoria "nadczłowieka" - jednostki z gruntu amoralnej i wolnej od przestrzegania jakiegokolwiek kodeksu etycznego.
Opacznie zrozumiane dzieła niemieckiego myśliciela w połączeniu z lekturą książek kryminalnych pchnęły młodych ludzi do zbrodni. Leopold i Loeb postanowili dokonać morderstwa doskonałego, by zademonstrować swoją wolność od praw, w okowach których żyła pogardzana przez nich ludzkość.
Uduszonego chłopca utopili w bagnie
Swoją ofiarę wybrali przypadkowo. Był nią właśnie wychodzący ze szkoły Robert Emanuel Franks. Zadecydował ślepy los. Gdyby czternastolatek pojawił się na ulicy minutę później, inne dziecko zginęłoby tego dnia od ciosów zwyrodnialców.
Nathan Leopold i Richard Loeb zaoferowali nastolatkowi przejażdżkę samochodem. Ufne dziecko wsiadło do auta. Po przejechaniu kilku kilometrów, Loeb zadał chłopcu cios dłutem w głowę. Ogłuszony Robert próbował się bronić, ale nie miał szans na uratowanie życia. Zginął uduszony.
By utrudnić identyfikację, mordercy spryskali twarz ofiary kwasem solnym, a potem utopili ciało w bagnie.
Zbrodnię zaplanowali dobrze. Postanowili zwrócić się do majętnych rodziców dziecka z żądaniem okupu. Myśleli, że wykluczy to ich ostatecznie, synów bogaczy, z grona podejrzanych, gdyby mieli się w nim później znaleźć.
Zgubił okulary na miejscu zbrodni
Mordercy wpadli przez głupi błąd - Nathan Leopold zgubił na miejscu zbrodni okulary. Były to bardzo cenne szkła - w całym Chicago optyk wykonał jedynie trzy takie egzemplarze. Dotarcie do zbrodniarzy było kwestią kilku dni.
Przeszukanie mieszkania Leopolda dało policji bezsporne dowody winy studenta. Koronnym okazała się maszyna do pisania, na której mordercy napisali list z żądaniem okupu. Analiza czcionek jednoznacznie wskazała na winę "nadludzi".
Leopold i Loeb przyznali się do zabicia Roberta Emanuela Franka. Zgodnie z prawem obu mężczyznom groził wyrok śmierci.
O to, by się tak nie stało, zadbały ich majętne rodziny. Morderców bronił przed sądem Clarence Darrow, najsłynniejszy wówczas mecenas w USA. Wysunięty przez hojnie opłacanego adwokata argument o niepoczytalności zrobił swoje. Obu mężczyzn skazano ostatecznie na karę dożywotniego więzienia.
Loeb zginął w więzieniu, Leopold zmarł na wolności
Przez całą rozprawę nie wykazali oni nawet najmniejszej skruchy. Beznamiętnie relacjonowali tylko przebieg dokonanej przez siebie zbrodni.
Dla Richarda Loeba kara dożywocia zakończyła się wyjątkowo szybko. W 1936 roku zginął w trakcie więziennych porachunków. Śmierć miał straszną. Jego twarz i szyję współwięzień poszatkował pięćdziesięcioma uderzeniami brzytwy.
Nathan Leopold miał więcej szczęścia. Po wyjściu na wolność w roku 1958 przeżył jeszcze trzynaście lat. Umarł 29 sierpnia 1971 roku w Puerto Rico.
Witold Chrzanowski