CiekawostkiNazario Moreno Gonzalez - gangster, do którego się modlą!

Nazario Moreno Gonzalez - gangster, do którego się modlą!

Agencje prasowe całego świata donoszą, że meksykański rząd nie może sobie poradzić z pośmiertnym kultem pewnego samozwańczego świętego. W czym tkwi cały problem? Za życia Nazario Moreno Gonzalez był jednym z najgroźniejszych tamtejszych gangsterów.

Kiedy w grudniu 2010 od policyjnych kul zginął jeden z najbardziej poszukiwanych meksykańskich baronów narkotykowych (za jego głowę rząd był gotów zapłacić dwa miliony dolarów), światowe media przedrukowywały oficjalne policyjne komunikaty, w których chełpiono się sukcesem. Odczucia części mieszkańców stanu Michoacan diametralnie różniły się od oficjalnych doniesień. Dla tych ludzi zmarł Jesus Malverde ich czasów - meksykański Janosik, anioł biednych, święty gangster. Dzisiaj agencje prasowe donoszą o tym, że rząd walczy z jego kultem. Ołtarze wznoszone ku jego czci są niszczone przez służby bezpieczeństwa.

Nazario Moreno Gonzalez - gangster, do którego się modlą!
Źródło zdjęć: © PAP/EPA

11.07.2012 | aktual.: 11.07.2012 15:08

"Święty" Nazario Moreno Gonzalez

Urodził się 8 marca 1979 roku Apatzingan - mieście w położonym na zachodzie Meksyku stanie Michoacan. Od dziecka chłonął specyficzny dla regionu mistycyzm. Wychowany jako katolik, nawrócił się później na ewangeliczne chrześcijaństwo - jednak żadne z tych wyznań nie zaspokajało jego potrzeby stworzenia "religii dla gangsterów". W końcu napisał własną biblię, która stała się obowiązkową lekturą dla jego żołnierzy. Jego gang "La Familia Michoacana" przyjął parareligijny charakter. Nazwa gangu także nie była przypadkowa, "święty" Nazario starał się krzewić "wartości rodzinne". Wszelkie działania gangu - w tym handel narkotykami i morderstwa - usprawiedliwiał "wolą bożą".

Oddani fanatyczni mordercy

Był podobno fanem "Ojca chrzestnego", a jego "wojownicy" należeli do najdzielniejszych. Można to tłumaczyć żarliwą wiarą w idee, którymi indoktrynował ich Moreno Gonzalez. Jego ludzie, poza nauką obsługi broni i organizowaniem przemytu, studiowali księgę jego autorstwa, a także uczyli się stworzonych przez niego "religijnych" aforyzmów i zdań motywacyjnych. Do ich obowiązków należało także dbanie o lokalną społeczność - to właśnie połączenie kultu przywódcy, religijności i terroru, zapewniały gangowi lojalność ludności Michoacan.

"La Familia" z organizacji regionalnej stała się jednym z najpotężniejszych meksykańskich karteli narkotykowych - specjalizującym się m.in. w handlu metamfetaminą. Gang zasłynął także jako szczególnie okrutny i dokonujący bestialskich morderstw.

Martwy baron narkotykowy czy męczennik?

Podzielony pomiędzy siedem wielkich karteli narkotykowych, Meksyk stał się polem walki - i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Do wojny gangów przyłączyła się także policja, wspierana przez specjalne oddziały wojskowe. Rząd nie mógł pozwolić na dalszy rozwój korupcji i zaostrzenie stosunków z USA, które dla karteli pozostaje cennym rynkiem zbytu. W bitwach toczonych z gangami zginęły tysiące ludzi (w roku 2010 mówiono o 30 tysiącach zabitych). W operacji przeciwko "La Familia" wzięły udział setki żołnierzy i policjantów. Użyto także wozów opancerzonych i śmigłowców. W całym stanie Michoacan toczyły się regularne bitwy. W rodzinnym mieście Gonzaleza (Apatzingan), które było jednocześnie stolicą jego narkotykowego imperium, doszło do najcięższych potyczek pomiędzy gangsterami a oddziałami przysłanymi przez rząd. Słychać było strzały, na ulicach leżały ciała, płonęły barykady z opon i samochodów. Według oficjalnych danych zginęło tylko pięciu policjantów oraz trzy osoby nienależące do "La Familia". Taka była
prawdziwa cena za głowę człowieka, który stworzył własną religię.

Ołtarze, które wyrosły na zgliszczach

Zdawało się, że kartel przestał istnieć. Wyniszczające walki i zabicie samego przywódcy było dotkliwym ciosem, jednak nie śmiertelnym, nie dla samej organizacji. Już pod koniec grudnia "La Familia" złożyła mieszkańcom Michoacan świąteczne życzenia. Na ulicach pojawiły się ulotki i plakaty. Co ciekawsze, materiały zawierały nie tylko pozdrowienia dla ludności stanu, ale także teksty informujące o nadużyciach ze strony policji - padały w nich oskarżenia o inscenizowanie zbrodni na potrzeby śledztwa. Był to wyraźny znak, dla wszystkich, którzy myśleli, że kartel przestał istnieć.

Na temat śmierci samego Gonzaleza zaczęły krążyć legendy. Podobno jego ciało nigdy nie zostało znalezione. Ludowy bohater doczekał się kultu, o jakim jedynie marzył za życia. Jego najwierniejsi zwolennicy odeszli z "La Familia" i założyli nowy gang - "Caballeros Templarios", wzorując się na średniowiecznym zakonie rycerskim Templariuszy. Zwykli ludzie zaczęli wznosić przydrożne kapliczki, w których żarliwie się modlą, prosząc "świętego" Nazario o wstawiennictwo u Boga. Służby bezpieczeństwa niszczą kolejne ołtarze - na darmo - na miejscu zniszczonych budowane są kolejne.

Historia "świętego" gangstera przypomina nieco legendę o meksykańskim bohaterze ludowym Jesusie Malverde - patronie handlarzy i przemytników narkotyków - z tą różnicą, że o Moreno Gonzalezie wiemy, że istniał naprawdę.

PAP/WP - Ijuh/ PFi

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (11)