CiekawostkiNazywano je mafijnymi lesbijkami

Nazywano je mafijnymi lesbijkami

W pierwszej połowie XX wieku życie wielu lesbijek mieszkających w Stanach Zjednoczonych było zagrożone. Z pomocą przyszła im mafia. Chroniła je. Kobiety o odmiennej orientacji mogły poczuć się dzięki temu bezpiecznie. Wiele z nich nawiązało współpracę z mafią.

Nazywano je mafijnymi lesbijkami
Źródło zdjęć: © Shutterstock

Mafia może przywodzić dziś na myśl różne skojarzenia. Niektórzy łączą to pojęcie z honorowym i dystyngowanym Vito Corleone. Jeszcze inni wiążą je z bezwzględnymi, korumpującymi władze i mającymi wielkie wpływy włoskimi przestępcami. Mafia może przybierać też oblicze rosyjskich troglodytów o złotych zębach, którzy kochają luksus i nie wiedzą, co to litość. Ale mafia ma wiele różnych obliczy. Ta działająca na terenie Stanów Zjednoczonych w latach 30. i 40. nie tylko realizowała swoje interesy, ale też otaczała opieką kobiety o orientacji homoseksualnej.

Lesbijki w czasach prohibicji i wielkiego kryzysu wyglądały inaczej. Większość z nich upodabniała się do facetów. Wiele było wśród nich drag kingów (kobiety, które starają się upodabniać do mężczyzn przez ubiór oraz wygląd). Przez długi czas chodziły zalęknione. Trudno się dziwić. Najczęściej odziane były w przymałe garnitury i wyróżniały się z tłumów. W ten sposób stawały się łatwym celem dla tych, których raziły ich życiowe wybory. Kobiety takie nierzadko padały ofiarami morderstw.

Jednym z bogatych źródeł informacji na temat lesbijek w służbie mafii stała się książka napisana przez historyczkę Lisę Davis, która nawiązała kontakt z wieloma kobietami, które pracowały dla mafijnych bonzów z Nowego Jorku. Ich historie opisała w książce „Under the Mink”. Niedawno pisarka udzieliła wywiadu magazynowi „Vice”. Z jej relacji wyłania się portret subkultury, która nie mogłaby istnieć, gdyby nie mafiozi.

Dzięki organizacjom mafijnym funkcjonować mogły kluby, w których występowali drag kingowie. Jak tłumaczy Davis, potrzebowały one wsparcia mafii szczególnie po decyzji burmistrza Nowego Jorku, który przed Międzynarodowymi Targami Światowymi w 1939 r. przeniósł miejsca ich schadzek z prestiżowego Times Square do Greenwich Village. To właśnie tam, dzięki aktywności mafii, kluby prowadzone przez lesbijki zamieniły się w ekskluzywne przybytki, które przyciągały elegancką i bogatą klientelę, w tym także hollywoodzkie gwiazdy. Lesbijskie lokale podlegające mafii mocno kontrastowały ze zwykłymi gejowskimi barami, które przypominały obskurne mordownie.

Jak wyjaśnia Lisa Davis, która miała okazję rozmawiać z wieloma byłymi pracownicami takich klubów, mafia traktowała te kobiety bardzo dobrze. Współpraca z organizacją była dla wielu z nich nobilitacją. Cieszyły się z możliwości pracy dla mafii, która je chroniła. Niektóre wręcz chlubiły się tym. No i mogły wreszcie chodzić z podniesioną głową. To był też jeden ze stale powracających w ich rozmowach wątków. Większość z nich pracowała jako kelnerki, ale były też striptizerki i prostytutki. Te ostatnie były szczególnie cenne dla szefostwa. Współpracą ze zorganizowaną grupą przestępczą wielu z nich się opłacała. Niekiedy stanowiła nawet trampolinę do kariery – niektóre z nich stały się piosenkarkami czy aktorkami.

Złote czasy skończyły się w latach 50. XX wieku. Wtedy władza postanowiła zrobić porządek z działalnością organizacji przestępczych, a mafiom wypowiedziano wojnę. Kluby szybko zaczęły znikać. Niektóre z kobiet zaczęło wówczas działać na własną rękę, inne wyprowadziły się z Nowego Jorku. Jedną z nich była Gayle Krumpkin, pseudonim „Gayle Williams”, która jeszcze w latach 60. pracowała w „Klubie 181”, będącym przez chwilę największym w mieście obiektem dla drag kingów – przypomniał magazyn „Vice”. Po zakończeniu kariery wyprowadziła się na Florydę, gdzie zamieszkała z wieloma innymi pracującymi dla mafii striptizerkami-lesbijkami. Panie schyłek życia spędziły w przyczepie, z rozrzewnieniem wspominając dawne czasy.

RC/dm,facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (12)