Niemcy, czyli "Syberia.." i "Bestie z Buchenwaldu..."
Niedawno zostaliśmy poproszeni przez zaprzyjaźnione wydawnictwo Replika o recenzję kilku ich najnowszych publikacji. W nasze ręce trafiły między innymi książki: "Syberia. Moje miejsce na ziemi" autorstwa Teodora Krugera oraz "Bestie z Buchenwaldu. Karl i Ilse Kochowie - najgłośniejszy proces o zbrodnie wojenne XX wieku" pióra Flinta Whitlocka.
Żeby było trochę pikantniej obie pozycje traktują o losach... Niemców. "Syberia..." to spisane po dwudziestu latach wspomnienia z zesłania w głąb pogrążonej w I wojnie światowej, chylącej się ku upadkowi Rosji, "Bestie..." to z kolei historia zbrodniczego małżeństwa Karla i Ilsy Kochów - wierny zapis ich wyrafinowanych zbrodni, bestialstwa i rozpasania, próby wymierzenia im sprawiedliwości, także przez samych Niemców.
Co ciekawe, dzięki obu książkom możemy doskonale wejść w psychikę młodych Niemców pierwszej połowy II wieku. Teodor w momencie zatrzymania jest energicznym bogatym przedsiębiorcą robiącym wielkie interesy w carskiej Rosji. Na więzienie, transport czy późniejsze zesłanie patrzy z perspektywy człowieka, który musi zmierzyć się z maszyną niesprawiedliwości, z wydawałoby się pozbawioną logiki... logiką carskich oficerów i strażników. Psychicznie wykańcza go powszechny brud, brak dyscypliny, porządku i jakichkolwiek ludzkich reguł - typowy Niemiec, który otoczony chaosem, nie może znaleźć wyjścia. A jednocześnie stać go na zachwyt nad pięknem syberyjskiej przyrody, stać go na docenienie ludzi których spotyka. Ocenia ich z pewną niemiecką wyższością, ale nie potrafi odmówić im wielkiego serca czy heroicznej odwagi. Stać go nawet na miłość.
Zgoła innych Niemców widzimy w drugiej z książek. Ona - kiedyś zwykła sekretarka, później swoim bestialstwem i łaknieniem śmierci przewyższała wielu mężczyzn, dzięki czemu na kartach historii zapisała się jako "Wiedźma z Buchenwaldu", "Suka z Buchenwaldu" czy po prostu... Ilsa-Abażur. Koch zwyczajnie czerpała przyjemność z zadawania innym bólu. Przerażające są opisy inspekcji, na których Ilsa oglądała ciała więźniów - szczególnie lubując się w tych wytatuowanych. Kiedy jakiś tatuaż ją zaciekawił, "Wiedźma" muskała go swoim palcatem, co z kolei było znakiem dla strażników, którzy transportowali delikwenta do obozowego szpitala, gdzie lekarze wycinali mu płat skóry z owym tatuażem. Następnie łączono je z innymi wytatuowanymi fragmentami ludzkiej skóry, a kiedy uzbierała się już z tego porządna płachta materiału, na rozkaz Ilsy robiono z niej rękawiczki, oprawy na książki czy właśnie abażury. Nie mniejszym okrucieństwem wykazywał się jej mąż - w latach 20. prosty urzędnik bankowy, od 1934 etatowy pracownik
obozów koncentracyjnych. Jak plugawym człowiekiem musiał być Koch, skoro za swoje czyny został skazany przez Sąd Najwyższy SS i Policji na karę śmierci?
A jaki los spotkał jego żonę? Czy dosięgła ją ręka sprawiedliwości? Chyba jednak warto przekonać się samemu i po prostu sięgnąć po książkę...