Niepokorne dziecko amerykańskiego rapu
17.10.2016 | aktual.: 17.10.2016 12:13
„Eminem przeżył piekło!” – lubiły pisać plotkarskie gazety na całym świecie. Od lat rozlicza się ze swoją przeszłością w piosenkach. Obraża swoją uzależnioną od narkotyków matkę, nieobecnego ojca – czy o muzyku wiemy już wszystko? Niekoniecznie.
Eminem, który właśnie obchodzi 44. urodziny, ma na koncie dwa rozwody, kilka odwyków, 8 studyjnych albumów i mnóstwo skandali. Pisząc o nim trudno uniknąć tego banału: jedni go kochają, inni nienawidzą.
„Ludzie myślą, że zbrodnią jest mówić, co się myśli. Jestem przestępcą”
Nikt nie spodziewał się, że chudy i biedny chłopak z przedmieść Detroit po kilkunastu latach stanie się legendą amerykańskiego przemysłu muzycznego. I że o jego życiu prywatnym będą rozpisywać się wszystkie gazety, a płyty będą rozchodzić się w zawrotnym tempie, choć podobno CD już nikt nie słucha. Marshall Mathers nigdy nie przestał marzyć i każdą beznadziejną sytuację, jaka go spotykała, przekuwał w doświadczenie, które czyniło go jeszcze lepszym. W końcu tych doświadczeń zebrało się tyle, że stał się najbardziej cynicznym artystą z niepohamowanym językiem.
Urodził się w Kansas City w Missouri w 1972 roku. Nigdy nie poznał swojego ojca, który rzucił jego matkę, kiedy ten był jeszcze dzieckiem. Później wielokrotnie próbował się z nim skontaktować, ale ojciec nie chciał mieć z nim nic do czynienia. Matka też nie była prawdopodobnie najlepszym rodzicem. Prawdopodobnie, bo do dziś dokładnie nie wiadomo, jak wyglądały ich relacje.
Matka prawdę ci powie
Deborah po odejściu męża z trudnością łączyła koniec z końcem. W filmie "8 mila", opowiadającym o początkach kariery rapera, przedstawiona jest jako niestabilna emocjonalnie narkomanka, która przejmuje się tylko i wyłącznie swoimi nałogami i kochankami. Daleko jej do kochanej mamusi, która cieszy się z dokonań syna.
Przez lata przerzucali się, kto w tej dwójce był gorszy. Debbie, która synowi urządziła małe piekło, czy Marshall, który na oczernianiu matki wybił się z tłumu aspirujących do bycia gwiazdami raperów. Takich jak on – dzieciaków po przejściach – były w Stanach setki, a pewnie i tysiące. Jemu się udało. Jego matka wydała nawet książkę „My Son Marshall, My Son Eminem”, w której próbuje udowodnić, że nie była taka zła, jak ją syn maluje.
- Kiedy mówię, że moja matka ćpała więcej niż ja, ludzie myślą, że wciskam kit, ale taka jest prawda. To była część mojego dzieciństwa. Nawet nie znałem swojego cholernego ojca. Odszedł, kiedy miałem zaledwie 6 miesięcy. Matka urodziła mnie w wieku 16 czy 17 lat. To jest cała brutalna prawda o moim pokręconym dzieciństwie – przyznawał Eminem jeszcze kilka lat temu. Z kolei w utworze „Headlights” rapuje, że mimo wszystko, kocha matkę najmocniej, jak tylko potrafi.
„Jedyne, co w tym wszystkim jest na serio, to moja miłość do rymowania”
Do dziś wielu zarzuca mu, że pokaźną część swojej biografii zmyślił. Eminem uwielbia jednak te plotki i sam dolewa oliwy do ognia w kolejnych kawałkach. Pewnie nigdy nie będzie wiadomo, ile historii z jego życia było prawdziwe.
Eminem nie zawsze chciał być muzykiem. Fascynacja rapem była przypadkowa. Miał 9 lat, kiedy w szkole pobito go do nieprzytomności. Przewieziono go do szpitala, gdzie zapadł na tydzień w śpiączkę. Kiedy się wybudził, zaczęła się mozolna praca nad tym, by mógł normalnie funkcjonować. Podobno w odzyskaniu mowy pomagały mu rymowanki. Przed pobiciem bliżej niż do muzyki było mu do rysowania. Tworzył komiksy, którymi do dziś się inspiruje przy nagrywaniu nowych teledysków.
Jako 14-latek zaczął pojawiać się na hip-hopowych bitwach. Marshall razem ze swoim przyjacielem Mikiem Rubym zagłębiali się w undergroundowy światek Detroit. Jako M&M (stąd później ksywa Eminem) i Manix brali udział w pierwszych konkursach. Trudno powiedzieć, że Marshall od razu zrobił na wszystkich wielkie wrażenie. Jego rymy były oryginalne, a on wykorzystywał każdą okazję do występowania. Dzięki temu stał się rozpoznawalny w środowisku. Pierwszą współpracę z wytwórnią płytową zaliczył jako 16-latek. W ciągu dnia pracował w restauracji na zmywaku (do szkoły miłością nie pałał, więc go wyrzucono), wieczorami nagrywał.
99 problemów
Pierwszą płytę wydał w 1996 roku. Na „Infinite” rapował o tym, jak walczy, by utrzymać swoją córeczkę Haillie i że chciałby być bogatszy. Haillie była owocem jego związku z Kim Scott. Wyjątkowo burzliwego związku – trzeba dodać. Znali się od dziecka, oboje zostali wyrzuceni z liceum. Pasowali do siebie jak pięść do nosa, ale cały czas coś ich do siebie ciągnęło. Kiedy urodziła się im córka, Eminem nagrywał pierwsze kawałki, ale nie miał pieniędzy na utrzymanie samego siebie, a co dopiero rodziny.
Z Kim brał ślub dwukrotnie. Tyle samo razy się rozwodzili (w rodzinie rekordu nie pobił, bo jego babcia na ślubnym kobiercu stawała z kolei 5 razy). Kim miała zdradzać Eminema z jego przyjaciółmi ze studia, m.in. Lupe Fiasco i Dr. Dre. Złość na byłej żonie wyładował w utworze „Kim”, za co pozwała go do sądu. Chciała nawet popełnić samobójstwo. Po latach muzyk mówił, że „wszystkie jego 99 problemów to Kim” (parafrazując utwór Jaya-Z).
Pierwsze muzyczne sukcesy przysłoniły jego problemy w życiu prywatnym. Po wydaniu „Infinite” zaczął nadużywać alkoholu i narkotyków. Śmierć ulubionego wujka Ronniego, który zaszczepił w nim miłość do hip-hopu, doprowadziła do nieudanej próby samobójczej.
„Naćpany miłością, pijany własną nienawiścią”
Największą popularność zdobył po koniec lat 90. W 1998 roku wydał krążek „The Slim Shady LP”, który po roku pokrył się potrójną platyną. Amerykanie i nie tylko pokochali jego ostry jak brzytwa język, którym obrażał wszystkich - od celebrytek po polityków i własną rodzinę. Magazyn Billboard komentował wtedy, że „realizowanie jego muzycznych ambicji było jedynym sposobem, żeby uciec od szarego, nieszczęśliwego dotychczas życia”.
Każdym kolejnym albumem (jak choćby „The Marshall Mathers LP”) zapewniał swoim fanom emocjonalny rollercoaster. W tle pojawiały się jednak kolejne doniesienia o jego uzależnieniach. Garściami brał Vicodin, Ambien, Valium i Metadon. W 2005 roku musiał iść wreszcie na odwyk.
„Nie bierzcie dragów, nie uprawiajcie seksu bez zabezpieczenia, nie bądźcie brutalni. Zostawcie to wszystko dla mnie” – pisze w jednym ze swoich utworów.
„Pusto tu beze mnie”
- Rap był dla mnie jak narkotyk... potem musiałem uciekać się do innych rzeczy, by poczuć coś takiego. Teraz rap znowu sprawia, że czuję się jak na haju – mówił w jednym z ostatnich wywiadów.
Po powrocie z odwyku wciąż nagrywa i choć wiele osób wmawia mu muzyczną emeryturę, on cały czas pracuje nad nowymi kawałkami. Czy to cały czas ten sam Eminem, co przed laty? Trudno powiedzieć. Uwielbia swoją córkę, o której wciąż śpiewa. Założył też własną fundację charytatywną The Marshall Mathers Foundation. Fundacja pomaga młodzieży znajdującej się w jego rodzinnym stanie Michigan. Pewnie swojego muzycznego potencjału jeszcze nie wykorzystał.