Nikodem Skotarczak "Nikoś" - gangster, który chciał być celebrytą
23.04.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:20
Zagadki jego śmierci nie udało się rozwiązać
Jeszcze za życia stał się legendą polskiej mafii, a także klasycznym przykładem self-made mana, który kolejne awanse w przestępczym półświatku zawdzięczał jedynie sobie. Gdyby przyrodzone zdolności wykorzystał w lepszym celu, jego życie mogłoby być polską wersją amerykańskiego mitu o pucybucie, który stał się milionerem. Tak się jednak nie stało.
24 kwietnia 1998 roku w Gdyni zamordowany został Nikodem Skotarczak "Nikoś". Kule dosięgły go w agencji towarzyskiej "Las Vegas". "Nikoś", najsłynniejszy gangster Trójmiasta, był pierwszym tak znanym polskim mafiosem. Zaczął działać, gdy nikt jeszcze nie słyszał o "Pruszkowie" czy "Wołominie".
Sprawców ani zleceniodawców jego zabójstwa do tej pory nie ustalono.
"Nie nauka, lecz chęć szczera..."
Uczyć za bardzo się nie lubił. Postępował w myśl maksymy: "kto umie robić pieniądze, temu szkoła nie jest potrzebna". Na początku lat 70. był bramkarzem w jednej z trójmiejskich knajp. Musiał być dobry, bo wkrótce przeniósł się do legendarnego "Maxima" w Gdyni. Handlując walutą w prestiżowym lokalu, bardzo szybko się dorobił.
Był zapobiegliwy, zdobytych pieniędzy nie przepił ani nie wydał na hulanki, tylko zainwestował - w założenie gangu kradnącego samochody w Europie Zachodniej.
Dzięki przemytowi kradzionych aut z Niemiec i Austrii do Polski wkrótce zdobył ogromne pieniądze, co pozwoliło mu w latach 80. stać się sponsorem Lechii Gdańsk (w 1983 roku otrzymał za to nawet tytuł "Zasłużonego dla Gdańska").
"Nikosia" nie zadowalały przestępcze sukcesy. Wzorem amerykańskich i włoskich mafiozów postanowił "zarobione" pieniądze przeznaczać, choć w części, na "cele społeczne". Stąd wziął się między innymi sponsoring gdańskiego klubu piłkarskiego.
Lubił błyszczeć na salonach
Nikodem Skotarczak pragnął być znany, popularny i... no może nie szanowany, ale przynajmniej choć trochę lubiany. Czy to mu się udało?
Trudno przesądzać, ale warto przypomnieć, że gangster-celebryta pod koniec życia bardzo lubił pozować do zdjęć, a wśród jego znajomych znajdowało się wielu znanych aktorów. "Nikoś" miał też sam epizod kinowy - zagrał w "Sztosie", debiucie reżyserskim Olafa Lubaszenki.
Producentem filmu była firma "Sting", której współwłaściciel Wojciech K. "Kura" był bliskim znajomym, by nie powiedzieć przyjacielem Skotarczaka ("Kura" będzie mu także towarzyszyć w ostatnich chwilach życia. Sam również otrze się o śmierć. To jednak nastąpi za kilkanaście lat).
Życie jak scenariusz sensacyjnego filmu
Na razie mamy połowę lat 80. "Nikoś" przebywał w tym czasie w Niemczech, gdzie nadal zajmował się przemytem samochodów. Po kilku latach powodzenia został, w 1989 roku, zatrzymany przez policję, a następnie skazany na 1 rok i 9 miesięcy więzienia.
Trafił za kratki do słynnego Moabitu. Nie siedział tam jednak długo. Już 4 grudnia 1989 roku uciekł z więzienia, wychodząc spokojnie z miejsca odosobnienia po zamienieniu się ubraniami ze swoim bratem podczas widzenia w zakładzie karnym Berlin-Tegel.
Czy ta ucieczka nie nadaje się na scenariusz sensacyjnego filmu? Z pewnością tak. Podobnie zresztą jak nielegalny powrót "Nikosia" do Polski przez Austrię na początku lat 90., czy wymknięcie się z policyjnej obławy w Krakowie w 1992 roku oraz ucieczka, w tym samym roku, z policyjnego konwoju w Warszawie.
Trójmiejskiego gangstera ujęto dopiero w lutym 1993 roku. Na wolność wyszedł już po roku - jak podano "za dobre sprawowanie".
Zginął w samo południe
W październiku 1996 roku przed Sądem Wojewódzkim w Gdańsku rozpoczął się proces Nikodema Skotarczaka. Mężczyzna został oskarżony przez prokuratora m.in. o kierowanie grupą przestępczą zajmującą się kradzieżami samochodów. Postępowanie ciągnęło się długo, za każdym razem odraczane z powodu niestawienia się któregoś z kompanów Skotarczaka. Ostatecznie wyrok miał nigdy nie zapaść.
Wkrótce też skończyła się dobra passa "Nikosia". 24 kwietnia 1998 roku o godzinie 12 zginął od kul w gdyńskiej agencji towarzyskiej "Las Vegas", gdzie świętował imieniny przyjaciela, wspomnianego już znanego trójmiejskiego biznesmena Wojciecha K. "Kury".
Zamaskowany zamachowiec wystrzelił do "Nikosia" aż sześć razy. Już jednak pierwszy strzał, w głowę, był śmiertelny. Na nic zdały się zakupione przez mafiosa kamizelki kuloodporne. Sprawdziła się rzucona jakiś czas wcześniej sarkastyczna uwaga żony jednego ze znajomych gangstera: "zamiast kamizelek, kup sobie lepiej hełm".
"Nikoś" nie był jedyną ofiarą zabójcy. Kule dosięgły również Wojciecha K., który został ranny w nogi. "Kura" miał szczęście - o włos minęły tętnicę.
"Pruszków", rosyjska mafia, zleceniodawca zabójstwa Papały?
Kto mógł stać za zabójstwem gangstera? Choć do dzisiaj tego nie ustalono, plotek jest wiele.
Jedna z najbardziej wiarygodnych mówi, że śmierć "Nikosia" była efektem jego konfliktu z członkami mafii pruszkowskiej. Potwierdził to w swoich zeznaniach świadek koronny Jarosław S. "Masa". Inna z wersji mówiła, że trójmiejski gangster wszedł w paradę mafii rosyjskiej.
Podobno ambitny Nikodem z pominięciem wszystkich, w tym także Rosjan, chciał bezpośrednio rozpocząć współpracę z Kolumbijczykami w ustanowieniu nowych szlaków dostaw kokainy do Europy.
Zupełnie odmienny powód śmierci "Nikosia" badali stołeczni policjanci. Według nich, gangster mógł brać udział w spisku na życie gen. Marka Papały, byłego szefa polskiej policji (zginął 25 czerwca 1998 roku w Warszawie). "Nikosia", zagrożonego aresztowaniem, miał polecić zlikwidować zleceniodawca zabójstwa Papały, obawiający się, że zatrzymany Skotarczak pójdzie na współpracę z prokuraturą.
Arcybiskup interweniuje w sprawie pogrzebu
"Nikoś" na współpracę jednak nie poszedł. Gdy zastrzelono Papałę, gdański gangster był już od kilku tygodni martwy. Pochowano go w grobowcu z czarnego granitu na gdańskim Srebrzysku.
Proboszcz parafii mafiosa odmówił początkowo religijnego pogrzebu, uznając, że przestępca nie zasługuje na katolicki pochówek. W sprawie pochowania gangstera interweniował jednak arcybiskup Tadeusz Gocłowski. Ostatecznie Nikodem Skotarczak został pochowany po nabożeństwie sprawowanym w intencji jego duszy w katedrze oliwskiej.
"W katedralnych ławkach w czarnych garniturach zasiedli najważniejsi w Polsce bandyci" (cytat za "Gazetą Wyborczą" z 5.07.2013).
* Witold Chrzanowski*