"Nikt nie przejdzie!"
23.01.2009 | aktual.: 27.12.2016 15:11
None
Karnawał w pełni. Kluby i dyskoteki w weekendy pękają w szwach. Bawimy się, ile się da. I ile nie da, o ile ktoś przeholuje. Nie spotyka się to przeważnie z powszechną akceptacją.
Potrzebna bywa instytucja, która w takich przypadkach zainterweniuje i – mniej lub bardziej delikatnie – przywoła nadmiernie rozbawionego delikwenta do porządku. Jednym słowem potrzebny jest bramkarz, w dawnych czasach zwany wykidajłą.
Nie lubimy bramkarzy – dość obcesowo zamykają drzwi kluby czy dyskoteki przed nosem, kiedy w środku już tak, że nawet szpilki wcisnąć nie można. Niechętnie biorą " w łapę", kiedy brak już biletów na koncert wziętej kapeli. Na dodatek kiedy się zbytnio "da w palnik", to potrafią w ekspresowym tempie wystawić za drzwi, bez prawa powrotu oczywiście.
Z pozycji bramkarza...
Potrafią przy tym wystawionego zapamiętać i traktować w przyszłości z dużą ostrożnością , żeby nie rzec – niechęcią. Potrafią nawet zbyt nachalnemu dać wycisk. Zdecydowanie ich nie lubimy. Nie jest to jednak chyba do końca uzasadnione.
Bycie bramkarzem to wcale nie przyjemność: zajęte weekendowe wieczory, użeranie się i wykłócanie z kłopotliwymi gośćmi klubów i dyskotek, a na dodatek status "chłopca do wszystkiego" (np. dźwigania ciężarów) i "do bicia". Bycie bramkarzem to funkcjonowanie na najwyższych obrotach wtedy, kiedy inni świetnie się bawią.
Z pozycji bramkarza...
Bycie bramkarzem wreszcie to wystawianie się na niewybredne dowcipy i zaczepki, konieczność uczestniczenia w pyskówkach, studzenie emocji zbyt rozochoconych gości i wkraczanie do akcji w krytycznych sytuacjach.
Z pozoru sprawa prosta, bo niby co w tym wszystkim skomplikowanego. Jeśli się jednak poważniej nad tym zastanowić, nocna praca "na bramce" wcale nie jest prosta, a już na pewno nie należy do przyjemności. Oznacza bowiem nie tylko konieczność zachowania pełnej gotowości aż do końca imprezy, ale także błyskawicznego reagowania w często bardzo nieciekawych sytuacjach.
Z pozycji bramkarza...
Trudno się więc dziwić temu, że szefowie klubów wybierają bramkarzy, kierując się dość prostymi kryteriami: odpowiednia postura, umiejętność sprawiania odpowiednio wrednego wrażenia, znajomość sztuk walki mile widziana.
Są jednak także i kluby, w których bramkarze nie rzucają się w oczy, nie wyglądają jak zapaśnicy czy nałogowi goście siłowni. Przy czym są równie skuteczni – fakt, że należą do rzadkości, bo trudno znaleźć przeciętnie wyglądającego faceta, który potrafi spacyfikować wyższego od niego o głowę nawalonego jak wór gwoździ gościa. O dziwo i tacy się zdarzają.
Z pozycji bramkarza...
Większość klubów ma zatem stałą obsadę, dobraną według takich właśnie kryteriów. Są jednak i takie, w których zatrudnia się po prostu agencje ochrony, wychodząc z założenia, że ich pracownicy przeszli odpowiednie kursy i dadzą sobie radę w każdej sytuacji.
Nic bardziej mylnego, bowiem każdy klub i każda dyskoteka ma swoją specyfikę. Poza przypadkowymi gośćmi przychodzi do nich przeważnie stała ekipa, której wybuchowe możliwości są teoretycznie rozpoznane.
Teoretycznie, bo problemy rodzą się czasem na styku takiej ekipy z przypadkowymi gośćmi. Nic wtedy nie jest pewne i dokładnie wszystkiego można się spodziewać. Także kilku, a nawet kilkunastoosobowej bijatyki, którą koniecznie trzeba spacyfikować, nim pojawi się policja.
Z pozycji bramkarza...
Nie jest ona mile widziana, bo to oznacza kłopoty dla właściciela czy szefa klubu. Kłopoty z zawieszeniem działalności klubu włącznie. Takie krańcowo ostre restrykcje rzadko, bo rzadko, ale się zdarzają. Zdarzają się także w sytuacjach, kiedy klub czy dyskoteka zostaje "rozpracowana" jako bezpieczne miejsce dystrybucji narkotyków.
Tajemnicą poliszynela jest, że w praktycznie każdym klubie czy dyskotece można spotkać dilerów. Kwestia czy bramkarze przymykają na nich oko, czy też potrafią ich wyłapać z tłumu i mniej lub bardziej grzecznie wyprosić na zewnątrz.
Z pozycji bramkarza...
Są kluby, w których są tolerowani – nie jest to mądre, bo prędzej czy później taki klub wpada w oko policji, a bramkarze są pierwszymi podejrzanymi o współudział.
To znaczy o to, że dilerzy odpalają im odpowiednią działkę – za wejście i bezpieczeństwo. Są jednak i takie, z których dilerzy wylatują na kopach, bez prawa wstępu w przyszłości.
Oczywistym jest, że kluby i dyskoteki konkurują ze sobą – ostatecznie ich zysk jest pochodną liczby gości. Siłą faktu bramkarze z poszczególnych klubów nie współpracują ze sobą, co – według niektórych z nich – jest błędem.
Taka współpraca czy – szumnie mówiąc - system informacji mogłyby zapewnić większe bezpieczeństwo tych, którzy po prostu chcą się dobrze bawić. Szczególnie, że bramkarze w większości znają się między sobą. Przede wszystkim liczy się jednak biznes.
Z pozycji bramkarza...
Zwłaszcza, że kluby i dyskoteki, szczególnie w tzw. kurortach, nie mogą liczyć na stały napływ gości. W sezonie przepełnione są te, które są blisko plaży czy jeziora. Poza nim – te, które są w pobliżu większych osiedli, na których jest sporo lubiącej się bawić młodzieży.
Poza wspomnianymi kurortami o popularności decydować będzie zawsze oferta i wstrzelenie się w oczekiwania gości. Wstrzelenie, więc dopasowanie się do ich gustów, a także – co jest koniecznością – większy liberalizm bramkarzy.
Jednak i najbardziej liberalni bramkarze muszą reagować w sytuacjach oczywistych: bójek, dilerki czy napastowania dziewczyn.
Z pozycji bramkarza...
Właśnie – dziewczyny. Krążą mity, że nie ma bramkarza, który nie skorzystałby z ochotą z mniej lub bardziej zawoalowanych propozycji natury seksualnej. Jest to mit po części uzasadniony, niemniej właściciele i szefowie klubów niechętnie patrzą na takich bramkarzy, którzy korzystają z takich możliwości.
Równie niechętnie jak na tych, którzy są przesadnie brutalni – chyba, że klub to mordownia, a właściciel też jest spod bardziej ciemnej gwiazdy.
Z pozycji bramkarza...
Stanie na bramce nie jest więc zajęciem lekkim, łatwym i przyjemnym. Nie jest też źródłem aż takich korzyści, jakie się zwykle bramkarzom przypisuje. W większości przypadków jest to ciężka, niewdzięczna robota, mało mająca wspólnego z różnej natury przyjemnościami.
Na dodatek bramkarz jest ciągle narażony na to, że jakiś szczególnie agresywny gość wyciągnie go za klapy na zewnątrz i spróbuje swoich sił. Bywa, że bramkarz nie wychodzi z tego obronną ręką, co już wcale nie jest ciekawe.
Z pozycji bramkarza...
Dlaczego więc stoją na bramce, skoro wcale nie jest to ani łatwe, ani przyjemne? Wyjaśnienie jest dość proste – większość z nich, mowa o tych "etatowych" oczywiście, kiedyś tam zaczęła i... tak już zostało.
Dla większości bramkarzy jest to praca dodatkowa, traktowana czasem jako zło konieczne. Nie podchodzą więc do niej z entuzjazmem, co oczywiście odbija się negatywnie na ich stosunku do gości.
Niemniej – jakby na to nie spojrzeć – są potrzebni. Wystarczy bowiem tylko wyobrazić sobie niczym nieograniczony wstęp do modnego klubu w sobotni wieczór. To byłby horror, jakiego nie potrafiliby sobie wyobrazić nawet hollywoodzcy scenarzyści filmów klasy D.