O. Maksymilian Kolbe - nie tylko święty, ale i geniusz
17.02.2016 12:38, aktual.: 07.04.2017 13:23
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Zakonnik z Niepokalanowa planował nawet loty kosmiczne
Gdy gestapowcy usłyszeli jego nazwisko, stwierdzili, że brzmi ono z niemiecka. "Mój dziadek przyjechał tu z Niemiec, ja jednak urodziłem się w Polsce i jestem Polakiem" - odpowiedział. 17 lutego 1941 roku w klasztorze franciszkanów w Niepokalanowie aresztowano o. Maksymiliana Kolbego. Przyszły święty zginął w obozie koncentracyjnym w Auschwitz w 1941 roku. Męczeńską drogę, wraz z grupą czterech współbraci, zaczął w więzieniu na Pawiaku.
Był gigantem i geniuszem. Dość powiedzieć, że w czasach, gdy loty samolotem jawiły się jeszcze jako cud, to on w czasie studiów we Włoszech (1915 rok) złożył w tamtejszym urzędzie patentowym szkic "Eteroplanu" - aparatu umożliwiającego podróże w kosmos; pojazd oparty był na zasadzie trójczłonowej rakiety nośnej.
O. Kolbe potrafił stworzyć coś z niczego. Choć nie, nie z niczego. Zawsze podkreślał, że buduje na Bogu i Maryi. Kult Maryjny, tak charakterystyczny dla polskiej religijności i kultury, u niego osiągnął najwyższy wymiar. To jej poświęcił swoje największe dzieło - Niepokalanów - franciszkański klasztor, który założył w 1927 roku na gruntach podarowanych franciszkanom przez księcia Jana Druckiego-Lubeckiego.
Stworzył radio, myślał o telewizji
Niepokalanów, w którym tuż przed wojną mieszkało i pracowało 760 zakonników, był największym w Polsce katolickim ośrodkiem wydawniczym. Nakład samego tylko miesięcznika "Rycerz Niepokalanej" dochodził do miliona egzemplarzy. Pismo powstawało we własnej drukarni. O. Maksymilian myślał też o zakonnej rozgłośni radiowej (na przełomie 1937-1938 roku stacja objęła swoim zasięgiem prawie całą Polskę), a nawet o... telewizji. Na rok przed wojną w Niepokalanowie przygotowano też plan otwarcia lotniska na potrzeby wydawnictwa.
Wszystko, co budował przedsiębiorczy zakonnik, musiało być najlepsze i najnowocześniejsze. O. Maksymilian i jego konfratrzy żyli bardzo skromnie, w ubóstwie, ale pracowali na najnowocześniejszych maszynach drukarskich. "Matce Bożej się nie skąpi" - tą dewizą kierowali się wszyscy mieszkańcy Niepokalanowa.
I nie tylko Niepokalanowa, gdyż dzieło o. Kolbego objęło także Chiny, Indie i Japonię. Zwłaszcza w tym ostatnim kraju franciszkanie cieszyli się wielkim szacunkiem.
Dwie korony dla o. Maksymiliana
Choć zbudował bardzo wiele rzeczy materialnych, to jednak zawsze najważniejsza była dla niego wiara, pojmowana jako osobisty i bardzo intymny kontakt z Bogiem. Kontakt, w którym on - tak przytomny i trzeźwo myślący zakonnik gruntownie znający matematykę i fizykę - całkowicie się zatracał.
Jako dwunastolatek miał widzenie w kościele pw. św. Mateusza w Pabianicach. "Prosiłem Matkę Bożą, żeby mi powiedziała, co ze mną będzie...Wtedy Matka Boża pokazała mi się, trzymając dwie korony: jedną białą, a drugą czerwoną. Spytała, czy chcę tych koron: biała miała oznaczać, że wytrwam w czystości, a czerwona, że będę męczennikiem. Odpowiedziałem, że chcę dwie...". Koronę białą otrzymał Maksymilian w 1914 roku, gdy złożył śluby wieczyste w zakonie. Na koronę czerwoną czekał do 17 lutego 1941 roku.
Na zdjęciu: delegacja chłopów z Inowłodzia u prezydenta RP Ignacego Mościckiego. Widoczni m.in. Maria Mościcka, arcybiskup Stanisław Gall (4. z lewej), minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego Wojciech Świętosławski (3. z lewej), minister rolnictwa i reform rolnych Juliusz Poniatowski (stoi obok prezydenta), ks. prałat Zygmunt Kaczyński (4. z prawej), kapelan prezydenta RP Ignacego Mościckiego ks. Jan Humpola (5. z prawej), ojciec Maksymilian Kolbe (1. z lewej).
Był dwa razy aresztowany
Wybuch wojny zastał o. Maksymiliana w Niepokalanowie. Do klasztoru powrócił po czteroletniej działalności misyjnej w Japonii. Kolbe, który z domu wyniósł nie tylko głęboką wiarę, ale też gorący patriotyzm, już w pierwszych dniach wojny przekształcił klasztor w miejsce schronienia dla żołnierzy rannych w kampanii wrześniowej. Niepokalanów stał się także ośrodkiem, w którym udzielano pomocy ludności cywilnej, m.in. grupie 1,5 tysiąca Żydów, których Niemcy wysiedlili z włączonej do Rzeszy Wielkopolski. Warto pamiętać o tym, gdy zarzuca się o. Maksymilianowi antysemityzm.
Działalności franciszkanów z uwagą przyglądały się władze okupacyjne. Niemcy wiedzieli dobrze, że Niepokalanów to nie tylko klasztor, ale także silna ostoja polskości.
19 września 1939 roku o. Kolbe został po raz pierwszy aresztowany. Po wyjściu na wolność zorganizował w klasztorze ośrodek pomocy dla okolicznej ludności.
17 lutego 1941 roku aresztowano o. Maksymiliana po raz drugi. To zatrzymanie zakończyło się śmiercią.
"Czy wierzysz w Chrystusa?"
Nieliczni zakonnicy, którym pozwolono zostać w Niepokalanowie, zawiadomili o aresztowaniu Kolbego prowincjała zakonu. Próbował on ustalić powody zatrzymania, ale niczego pewnego nie udało mu się ustalić. W końcu okazało się, że o. Maksymilian trafił na Pawiak w wyniku donosu, jaki miał przeciwko niemu złożyć były zakonnik z Niepokalanowa.
Pięciu zakonników zamknięto na Pawiaku najpierw w dużej celi, w której siedziało już kilkunastu innych więźniów. O. Kolbe był nad wyraz spokojny i starał się pocieszać towarzyszy niedoli. Wkrótce oddzielono go od innych więźniów i wsadzono do celi razem z Janem Szegidowiczem - muzułmaninem pochodzenia tatarskiego. Pomimo różnicy wyznania obaj traktowali się z szacunkiem. W marcu przeniesiono o. Kolbego do kolejnej celi. Tu po kilku dniach został pobity. Na widok zakonnika w habicie, przepasanego sznurem z krzyżykiem, strażnik wpadł w szał. Chwycił za krzyż i zaczął nim okładać o. Maksymiliana. Zapytał: "Czy wierzysz w Chrystusa?" "Tak" - padła odpowiedź. Tym razem strażnik uderzył o. Kolbego w twarz. Ponowił pytanie i usłyszał tę samą odpowiedź. Jeszcze jeden cios i ta sama spokojna replika. Strażnik wybiegł wzburzony z celi, o. Kolbe zaś pogrążył się w modlitwie.
Dzielił się ostatnim kęsem chleba
Za "spiskowanie przeciw władzom okupacyjnym", o. Maksymilian ostatecznie został zesłany do obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Trafił tam 28 maja 1941 roku. Zastępca komendanta obozu Karl Fritzsch w "powitalnym" przemówieniu zapowiedział, że jeśli w transporcie są Żydzi, to nie mają prawa przeżyć tu dłużej niż dwa tygodnie. Jeśli są księża - mogą żyć jeden miesiąc. 29 maja o. Kolbe został "pełnoprawnym" więźniem - otrzymał pasiak i numer: 16670. Trafił też do morderczej pracy.
Przez pierwsze dwa tygodnie czerwca musiał nosić ogromne bale drogą pełną wertepów, i to jak najszybciej. Za każdym razem, gdy chciał zaczerpnąć tchu, otrzymywał cios, pod którym upadał, krwawiąc. Gdy jakiś współwięzień chciał mu pomóc - odmawiał jej przyjęcia, tłumacząc, że obaj zostaną pobici, a jemu i tak "pomoże Niepokalana".
O. Kolbe cały czas zachowywał spokój i pogodę ducha. Pomagał towarzyszom niedoli, spowiadając i dzieląc się swoją racją żywnościową. Oddanie jedzenia w obozie koncentracyjnym oznaczało zgodę na śmierć.
"Jestem kapłanem katolickim"
Męczeńskie życie kończyło się, zbliżała się męczeńska śmierć. Pod koniec lipca 1941 roku z obozu uciekł jeden z więźniów. Karą za ten czyn miała być śmierć 10 innych niewolników III Rzeszy. Znajdował się wśród nich Franciszek Gajowniczek. Mężczyzna rozpłakał się - miał rodzinę i chciał żyć.
W tym momencie z szeregów zastygłych w przerażeniu więźniów wystąpił zgarbiony, wynędzniały mężczyzna i ruszył w stronę Karla Fritzscha, zastępcy komendanta obozu. Oniemiały Fritzsch zapytał, czego chce. Mężczyzna odpowiedział po niemiecku, że ma prośbę. Fritzsch zaciekawił się i usłyszał słowa, w które trudno mu było uwierzyć. Więzień wskazał ręką na Gajowniczka i powiedział, że chce umrzeć zamiast niego. Spokojnie tłumaczył, że jest stary i chory i nikogo nie osieroci, podczas gdy Franciszek ma rodzinę, jest młody i zdrowy.
Karl Fritzsch zapytał, kim jest ów zuchwały więzień. Numer 16670 odpowiedział: "Jestem kapłanem katolickim". "Klecha" - miał odrzec Fritzsch. O. Kolbe zastąpił Gajowniczka na drodze do męczeńskiej śmierci.
Zginął jako ostatni
Dziesięciu skazańców zaprowadzono do bunkra głodowego. Wcześniej kazano im rozebrać się do naga. Jeden z Niemców zamykających drzwi powiedział do nich: "Ihr werdet eingehen wie die Tulpen - "Zwiędniecie jak tulipany". I rzeczywiście, pozbawieni wody i jedzenia mieli wkrótce uschnąć jak niepodlewane kwiaty.
Strażnicy kontrolowali bunkier codziennie. Początkowo zamknięci krzyczeli z rozpaczy, bluźnili też przeciwko Bogu. Później, według zeznań świadków, w obozie słychać było śpiew i modlitwy dochodzące z bunkra śmierci. O. Kolbe dodawał otuchy, spowiadał i przygotowywał do śmierci współtowarzyszy niedoli.
Po dwóch tygodniach w bunkrze żyło już tylko czterech więźniów, w tym o. Kolbe. 14 sierpnia niemieccy oprawcy zakończyli ich życie zastrzykami z fenolu. Dzień później spalono ich ciała w krematorium. Po o. Maksymilianie Kolbe pozostać miała tylko smużka dymu. Tak się jednak nie stało.
Wyniesiony na ołtarze
Po zakończeniu wojny franciszkanie rozpoczęli starania o wyniesienie o. Maksymiliana na ołtarze. Starania trwały latami.
17 października 1971 roku męczennika z Auschwitz beatyfikował papież Paweł VI. W niespełna 11 lat później, 10 października 1982 roku, o. Maksymilian Kolbe został kanonizowany przez Jana Pawła II, papieża Polaka.
28 maja 2006 roku w celi św. Maksymiliana Kolbego, w obozie Auschwitz modlił się Benedykt XVI, papież z narodu niemieckiego.
Witold Chrzanowski
**[
ZOBACZ TEŻ: TO BYŁA WIELKA TAJEMNICA JANA PAWŁA II ]( http://facet.wp.pl/to-byla-wielka-tajemnica-jana-pawla-ii-ujawniono-ja-dopiero-po-smierci-papieza-6002227660678273a )* *[
ZOBACZ TEŻ: JAK "ANIOŁ ŚMIERCI" Z AUSCHWITZ ZDOŁAŁ UNIKNĄĆ SPRAWIEDLIWOŚCI ]( http://facet.wp.pl/josef-mengele-jak-aniol-smierci-z-auschwitz-zdolal-uniknac-sprawiedliwosci-6002212527301249g )**