CiekawostkiOcalił 500 osób przed samobójczą śmiercią

Ocalił 500 osób przed samobójczą śmiercią

Niektórzy spędzają emeryturę w ciepłych kapciach, inni – jeśli budżet im na to pozwala – ruszają w podróż życia. Ale są też tacy, którzy skupiają się wówczas bardziej na potrzebach innych. Tak właśnie jest w przypadku Yukio Shige – byłego policjanta, który postanowił ratować tych, którzy chcą skończyć z własnym życiem. Do tej pory udało mu się ocalić pół tysiąca ludzi.

Ocalił 500 osób przed samobójczą śmiercią
Źródło zdjęć: © Shutterstock

Samobójstwa są prawdziwą plagą naszych czasów. Problemy rodzinne, materialne czy zdrowotne; utrata pracy; ale także szalone tempo życia, z którym wielu nie potrafi sobie poradzić – to najczęstsze wskazywane przez psychiatrów czy psychologów przyczyny, dla których niektórzy postanawiają rozstać się z życiem. W ubiegłym roku Światowa Organizacja Zdrowia opublikowała dane, z których wynika, że co 40 sekund ktoś na świecie popełnia samobójstwo. W ciągu roku jest to 800 tysięcy osób. Do niechlubnej czołówki krajów, w których popełnia się najwięcej samobójsw, należy Japonia. To właśnie stamtąd pochodzi Yukio Shige, który nie mógł się pogodzić z tym, że tuż obok niego jest tak wiele osób, które zostały doprowadzone – dosłownie i w przenośni - na skraj przepaści.

Shige ma 70 lat i jest emerytowanym policjantem. Swoją działalność rozpoczął 11 lat temu. Wpływ miała na to tragedia, która wydarzyła się w gronie bliskich mu osób. To była samobójcza śmierć jego najlepszego przyjaciela. Jak wspomina, pewnego dnia zadzwonił *telefontelefon*. Policjant po drugiej stronie słuchawki poinformował go, że osoba, z którą bardzo się przyjaźnił przez lata, wypożyczyła samochód, a potem wjechała w przepaść. Yukio długo nie mógł przeboleć tej straty. Po tym wydarzeniu stwierdził, że nie może dłużej siedzieć w miejscu i biernie przyglądać się dramatom, które rozgrywają się wokół niego. Chciał pomagać.

Japończyk zaczął patrolować urokliwy obszar Klifów Tojinbo w prefekturze Fukui. To miejsce, które słynie z zapierających dech w piersiach widoków. Ale znajduje się też wśród lokalizacji, które szczególnie upodobali sobie desperaci, którzy pragną raz na zawsze skończyć z nękającymi ich problemami. Mężczyzna odwiedza to miejsce codziennie od 11 lat. Towarzyszy mu trzech wolontariuszy. Wyposażeni w lornetki, monitorują teren, wypatrując osób, które potencjalnie mogą rozważać ten najczarniejszy scenariusz. W ten sposób Shige przyczynił się już do uratowania 500 osób.

Ale jego praca to nie tylko sukcesy w ratowaniu ludzkich istnień. Przyznał, że szczególnie na początku swojej działalności nie zawsze udawało mu się osiągnąć cel. Tak było m.in. wtedy, gdy podjął się próby ocalenia japońskiego małżeństwa – właścicieli baru, którzy popadli w poważne tarapaty finansowe. Małżonkowie, nie widząc szans na powrót do normalności, przyznali mu się, że o zachodzie słońca zamierzają skoczyć w przepaść. Wtedy Shige postanowił działać. Mężczyzna wezwał radiowóz, a potem zawiózł nieszczęśników do biura pomocy społecznej. Para zrezygnowała jednak z jakiegokolwiek wsparcia. Pięć dni później oboje dopięli swego i popełnili samobójstwo.

Dziarski emeryt nie tylko nie poddał się po tamtym niepowodzeniu, ale postanowił działać z jeszcze większą determinacją. Lata pracy z nieszczęśnikami, którzy stracili chęć do życia, pozwoliły mu zdobyć spory bagaż doświadczeń. Japończyk stara się dziś być dla potrzebujących nie tylko terapeutą, który wie, jak podnosić ich na duchu, ale też przyjacielem, na którego mogą liczyć. Dobrze wie, w jaki sposób prowadzić z nimi rozmowę, by nie pogorszyć sytuacji. Yukio Shige twierdzi, że kluczowe jest wczucie się w położenie osoby, która znalazła się w kłopotach; świadomość, że jej zamiary nie wzięły się znikąd. To właśnie dlatego samo dobre słowo zazwyczaj nie wystarczy.

- Musisz samodzielnie pomóc im stanąć na nogi. Pracować z nimi, by pomóc im w rozwiązaniu ich problemów. Jeśli są zadłużeni, trzeba ich skontaktować z osobami, które udzielą im pomocy prawnej. Jeśli nie mają pracy, zabieram ich do agencji pośrednictwa pracy. W sytuacji, gdy są bezdomni, przyjmuję ich do swojego domu – wyjaśnia Yukio Shige, który w wielu kręgach doczekał się określenia „człowieka chotto matte”. „Chotto matte” oznacza w języku japońskim „stój, zaczekaj”. - Jeśli zatrzymasz się i uwiecznisz taką scenę, kogoś siedzącego i wierzącego, że jego jedyną opcją jest skończyć ze wszystkim, tylko we własnym cieniu, to naprawdę czuję, że oni chcą pomocy. Liczą na to, że ktoś wkroczy i ich ocali.

W 2014 r. stopa samobójstw w Japonii wyniosła 24,1 na 100 tysięcy mieszkańców. To mniej niż jeszcze kilka lat temu. W 2007 r. wskaźnik ten wynosił 33,093 na 100 tysięcy – poinformował „The Independent”. Niektórzy uważają, że to zasługa poprawy wskaźników makroekonomicznych. Wielu zauważa, że spory wkład w odwracanie tego fatalnego trendu mają ludzie tacy jak „chotto matte”, którzy w odróżnieniu od urzędników i zwykłych terapeutów zawsze prezentują ludzkie oblicze, a osoby z problemami traktują podmiotowo.

Niezwykły Japończyk przypomina pod wieloma względami pochodzącego z Australii mężczyznę, którego ochrzczono mianem Anioła z klifu. W podobny sposób ratuje on ludzi już od 50 lat. Szacuje się, że Don Ritchie pomógł do tej pory w ocaleniu ok. 160 osób.

RC/dm,facet.wp.pl

[

Obraz

]( http://strefagracza.facet.wp.pl/ )

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (4)