Ofiary pomyłek sądowych. Skazani na śmierć nie za swoje winy
04.05.2016 | aktual.: 27.12.2016 15:22
Temida nie zawsze sprawiedliwa. Jesse Tafero, Colin Ross, Timothy Evans, Carlos De Luna - na nich wszystkich wykonano wyrok śmierci, choć okazali się niewinni
Nie był bezgrzesznym, niewinnym aniołkiem. Jego życiorys nie nadawał się z pewnością na lekturę dla pensjonarek. Zaledwie kilka dni po wyjściu z więzienia na przepustkę dopuścił się przestępstwa: jadąc autem wraz z żoną, dwójką małych dzieci oraz kolegą spod celi, przewoził nielegalną broń. Gdy wóz zatrzymała do kontroli policja, z samochodu padły strzały. Dwóch funkcjonariuszy zginęło.
Kilka godzin później ujęto go w policyjnej blokadzie. Mężczyznę i jego żonę oskarżono o zabicie funkcjonariuszy. Obciążały ich zeznania kolegi z więzienia. Jak się później okazało - fałszywe.
Małżonków skazano na karę śmierci. Ostatecznie na krześle elektrycznym zginął tylko on. Miał straszną śmierć. Egzekucja na krześle elektrycznym trwała prawie 15 minut. Z winy strażnika użyto do niej niewłaściwej, bo syntetycznej gąbki, która gorzej od naturalnej przewodziła prąd.
4 maja 1990 roku wyrokiem sądu stracono Jessego Josepha Tafero. Choć patrząc na zdjęcie obok trudno w to uwierzyć, mężczyzna miał niespełna 44 lata.
Przyznał się do winy po jego śmierci
Prawdziwym zabójcą policjantów był Walter Rhodes - kolega z więzienia Jessego Tafero. Przyznał się do winy, gdy Jesse już nie żył. Jak ujawniono, policyjne śledztwo, a także sam proces były prowadzone wyjątkowo niedbale - nie wzięto między innymi pod uwagę faktu, że tylko na ubraniu Rhodesa znaleziono ślady prochu.
Zabójca funkcjonariuszy i faktyczny sprawca śmierci Tafero, którego sąd skazał na potrójne dożywocie, opuścił więzienie już po czterech latach - w 1994 roku. Waltera Rhodesa zwolniono za "dobre sprawowanie".
Wiezienie opuściła także żona Jessego Tafero - Sonia Jacobs, zwana Sunny. Uniewinnionej kobiecie do dzisiaj śni się jednak skazany niesprawiedliwie mąż.
Uniewinniony po 68 latach
Prawie 70 lat przed straceniem Tafero równie straszliwą i powolną śmiercią zginął Colin Campbell Ross. Także on był ofiarą pomyłki sądowej.
Rossa ujęto i skazano na karę śmierci w 1922 roku w Melbourne. Mężczyznę, który był właścicielem winiarni w tym australijskim mieście, oskarżono o zgwałcenie, a następnie brutalne zamordowanie dwunastoletniej dziewczynki.
Colin Campbell Ross dokonał swego żywota na szubienicy. Jej pętlę przygotowano w tak przemyślny sposób, że zanim się zaciągnęła i spowodowała zgon, skazaniec długie minuty straszliwie się męczył.
Ross utrzymywał, że był niewinny. Na chwilę przed egzekucją powiedział: "Nadejdzie dzień, kiedy zostanie to udowodnione". I tak się też stało... w 1990 roku, gdy niewinność Rossa wykazały badania wykonane dzięki specjalistycznym technikom kryminalistycznym.
Po jego egzekucji zawieszono karę śmierci
Sprawiedliwości, choć już po śmierci, doczekał się także Timothy Evans - Walijczyk, którego w 1950 roku skazano na karę główną za zabójstwo żony i córki.
Mężczyzna zawisł na szubienicy 9 marca 1950 roku. Stało się tak, mimo że mężczyzna wskazywał na innego potencjalnego sprawcę morderstwa - Johna Christie, sąsiada mieszkającego piętro niżej. Sąd, a wcześniej policja, nie uwzględnił tego tropu. Temidzie wystarczyły plotki o kłótniach i awanturach w rodzinie Evansa.
W kilka lat po egzekucji mężczyzny okazało się, że mówił on prawdę. John Christie okazał się seryjnym mordercą, który w tym samym domu zabił jeszcze sześć innych kobiet.
Timothy Evansa pośmiertnie ułaskawiono. W ramach rehabilitacji jego ciało przeniesiono z cmentarza więziennego na cmentarz rzymskokatolicki.
Bo był podobny do mordercy
Znalazł się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie, a w dodatku był uderzająco podobny do prawdziwego mordercy. To wystarczyło, by 27-letniemu Carlosowi De Lunie, wyrokiem sądu stanowego w Teksasie, wstrzyknięto 7 grudnia 1989 roku śmiertelny zastrzyk. Mężczyznę uznano za winnego morderstwa Wandy Lopez, pracownicy stacji benzynowej. Kobieta zginęła od pchnięcia nożem 4 lutego 1983 roku.
Jedynymi okolicznościami obciążającymi De Lunę były ucieczka przed przypadkowo napotkanymi na stacji benzynowej policjantami oraz zeznania jednego świadka, który stwierdził, że widział go na miejscu morderstwa.
Lopez tłumaczył, że jest niewinny, a przed policją uciekał, bo niedawno wyszedł z więzienia. Sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego. Sędzia odrzucił także jego zeznania, że siedząc w barze opodal stacji benzynowej, widział wchodzącego tam Carlosa Hernandeza.
Temida nie uznała za konieczne zbadanie przeszłości Hernandeza. Dopiero po latach okazało się, że był on bliskim znajomym ofiary, z którą pokłócił się, a po kłótni zamordował.
Skazano go za zabójstwo, do którego nie doszło
To chyba najbardziej kuriozalny przypadek pomyłki sądowej. William Jackson Marion został powieszony za zabójstwo, do którego nie doszło.
Mężczyzna był obieżyświatem. W 1872 roku poznał Jacka Camerona, człowieka o podobnych zainteresowaniach. Podczas jednej z podróży przyjaciele odwiedzili Nebraskę, gdzie doszło do wydarzeń, które spowodowały śmierć Williama Jacksona Mariona.
Mężczyźni, jak zapewnił Marion, rozstali się w Nebrasce w zgodzie. Pech w tym, że wkrótce widziano Mariona ubranego w strój Camerona i jadącego na jego koniu. Po tygodniu w pobliskim wąwozie znaleziono także zwłoki mężczyzny - jak sądzono - nieszczęsnego przyjaciela mordercy.
Poszukiwania podejrzanego trwały dziesięć lat. Ujęto go w 1882 roku. Marion za zabójstwo skazano na karę śmierci. Zawisł na szubienicy 26 marca 1887 roku.
Cztery lata po egzekucji odnalazł się "zamordowany" przyjaciel. Był, jak zeznał, w Meksyku. Na czas wyjazdu zostawił pod opieką Mariona swojego konia i wyjściowe ubranie.
Witold Chrzanowski